Najpierw The Eve, bo tam utopijna impreza. I przyznać muszę, że się
naprawdę dobrze bawiłam. Świetna muzyka, ciekawy tłum, coś się
działo. Tak więc jestem na tak. Wokalistka poprawna, ale bez
szaleństwa. Serafin za to szalał ;) Taka dodatkowa atrakcja
tej nocy ;) No a potem do Glam. Miałam jeszcze w planie
1500 m2, ale ostatecznie Gacek z The Eve uciekł i już
nie chciało mi się jechać samej z Filipem. A szkoda,
bo oznaczałoby to zaliczenie 6 imprez (licząc z
biforami) jednej nocy. A tak jest tylko 5.

A to już w Glam. To spojrzenie pełne uczucia…

Wypowiedz się! Skomentuj!