Kajetan przyjechał, bo na MISH się dostał na UW i musiał papiery
pozałatwiać. Dla mnie świetna okazja na spotkanie z nim. Ale nie
tylko, bo udało mi się skorzystać z zaproszenia do bon vivant i
odwiedzić tam Leszka. Jedzenie smaczne – jadłam zupę zaś
Kajetan jakieś polędwiczki. Miła obsługa, ładny wystrój a
furorę zrobi kranik w łazience!!! Potem przenieśliśmy się
do Gryzę i Połykam, więc było wiadomo, że na tych
dwóch butelkach wina musującego się nie skończy.
Skończyło się na tym, że nie pamiętam, jak do
domu wróciłam. I Kajetan spał u mnie.

Polędwiczki w bon vivant

Moja zupa cytrynowa

Lód już się roztopił

bon vivant

Gryzę i Połykam

To jadł Grześ, nie my

Wypowiedz się! Skomentuj!