Nic na to nie poradzę, że lubię prawnicze seriale. Jednak moje zboczone zamiłowanie do prawa przejawia się i na tym poziomie. Eh, jak żyć. Dlatego nie dziwi chyba, że „Żona idealna” mi się podoba. Ja po prostu żyje autentycznie omawianymi tam sprawami. I choć wiem, że w zasadzie są one przykrywką lub tłem dla autentycznej treści – a więc życia rodzinnego i prywatnego głównej bohaterki – to jednak dla mnie stanowią o tym, co jest w serialu „Żona idealna” ciekawe.
Nie będę ukrywać, że cały wątek miłosny mniej mnie jara. Za to szczegółowość omawianych spraw, stopień zastosowania terminologii prawniczej oraz fakt, że część bohaterów to osoby bez doświadczenia prawniczego – a więc wprost wprowadzane do zawodu przez weteranów – sprawia, że i ja mam wrażenie, że się czegoś uczę. Jasne, pewno wrażenie to jest mylne, ale czymże są seriale, jeśli nie światem fikcji, który ma dobrze udawać otaczającą nas rzeczywistość. „Żonie idealnej” idzie to idealnie.

Wypowiedz się! Skomentuj!