Święta w domu rodzinnym
Wyjazd był długi, bo trwał aż 8 dni. Fotek
za wiele nie będzie, bo i nie było po co
ich robić więcej. Tak więc po kolei…
Podróż do domu rodzinnego była miła,
bo tym samym pociągiem Yuri się
do Szczecina wybierał. Estetyka
podróży skoczyła o 100 w górę.
Dom rodzinny domem rodzinnym, ale w sobotę gdzieś
się wybrać trzeba. Więc się ze znajomymi umówiliśmy
u jednego małżeństwa i tam odbyła się mała libacja.
Ma się rozumieć, połączona z grą w Mafię, jakąś
awanturą, wizytą policji, przeżywaniem papieru
toaletowego w dolary oraz Gackiem, który
(nie pamiętam czemu…) robił pompki. To
ja rozumiem! To są święta :)
Jak zwykle nie tylko się obżarłam strasznie, ale i ciasta swoje
robiłam. W tym roku padło na rafaello (pierwsza fotka), czyli
kremowe ciasto bez pieczenia, sernik nazywany u nas także
„sernikiem Uli”, ale znany pod nazwą Złota Rosa (druga
fotka) oraz placek z jabłkami i budyniem (dwie ostatnie
fotki). Wszystkie wyszły mi bardzo dobrze i poszły
raz-dwa na stole :) To mnie, oczywiście, cieszy!
Dodaj komentarz