W. znalazł dla mnie czas. Spędziliśmy go śmiesznie. Najpierw
chwilkę w jego warszawskim mieszkaniu, potem zaś na jego
prośbę w Samych Fusach. On zjadł ciasto i wypił kawkę,
a ja się skupiłam na grzanym winie. I na rozmowie, ma
się rozumieć. Dużo śmiechu było i jak dla mnie, to
spotkanie było naprawdę super :) Oby częściej.

Wypowiedz się! Skomentuj!