Wyjazd do Krakowa był ostatnim z serii wyjazdów
weekendowych w tym miesiącu. Pojechałam tam
z Damianem.be. Postanowiliśmy przetestować
na tej trasie Polski Bus. Źle. Jednak nie ma
to jak pociąg. O ile do Sopotu fajnie się
jedzie busem o tyle tutaj – nie. Już nie
wspominam o tym, że mijaliśmy po
drodze wypadek, który naszą
podróż o godzinę wydłużył…

Damian w tramwaju w Krakowie

Spaliśmy u Asi, która przypadkowo w ten weekend
też wróciła do Krakowa. Przypadkiem też okazało
się, że Anton z Białorusi jest akurat w Krakowie
i też się u Asi zatrzymał. Było więc zabawnie,
bo się nas więcej zebrało. Pierwszej nocy,
zaraz po naszym przyjeździe, ruszyliśmy
po biforze w noc. Najpierw – Dobre
Bity. Ale okazało się, że na miejscu
jest impreza d’n’b, więc nie dla nas
i ruszyliśmy dalej. Do LaF. Tam,
jak zawsze, masa lesbijek, ale
i atmosfera całkiem miła. A
ja na barze dostałam na
koszt lokalu jedną z
moich Col Zero,
bo pani mnie z
TVN poznała.

Przed klubem Dobre Bity – Anton,
Asia i Damian.be

Anton w LaF postanowił tej
nocy podrywać kobiety…

…i zaczął od Asi, którą zna
od lat ;)

W LaF tłumu nie było, ale
całkiem miło się bawiliśmy

Cocon zaskoczył, bo dość
dużo ludzi. Bawiliśmy się
jakoś do 7:00 prawie

Wstaliśmy o jakiejś ludzkiej porze (i nawet nic
w nocy nie jedliśmy!). W ciągu dnia miałam
spotkanie „biznesowe” z przedstawicielami
pewnej fundacji, która chce ze mną jakoś
naukowo współpracować. Akurat też w
ten weekend wszyscy byli w Krakowie
(bo normalnie są z różnych miast). A
wieczorem wpadliśmy na urodziny
Gabryela. Niedużo ludzi, ale dość
zabawnie było. Sam solenizant i
obecne na miejscu dziewczyny
się szybko upiły. Reszta jakoś
dała radę i po ocuceniu
Gabrysia, ruszyliśmy
do Coconu.

Zaraz będzie dmuchanie

Udało się!

Jędrek i Gabryel

Damian.be, jak zwykle, pije

To miało być inne zdjęcie, ale
ostatecznie widać na nim głównie
idealne ciało Antona

Czas się zbierać!

Noc w Coconie udana. Nadal jestem zauroczona tym
pięknym szklankowym, który tam pracuje. Chyba
na niego Lucek mówią. Jest przesłodki. Muzyka
tej nocy lepsza. Na sali house’owej było różnie.
Od zaskoczeń pozytywnych (Moguai „U know
Y”) po jakieś naprawdę trudne i za ciężkie
rzeczy. Generalnie Anton padał na ryj,
Damian poznawał się z Gabrysiem
a ja się wyskakałam jak głupia,
gapiąc się oczywiście na tych
ładnych chłopców, którzy
się zjawili (choć w pt
było ich więcej…)

Bawiliśmy się nieco krócej. A autobus do
Warszawy mieliśmy w niedzielę jakoś
o 12:20 więc nad ranem… Ale za
to dotarliśmy o dość ludzkiej
porze i mogłam jeszcze jakąś
kasę zarobić wieczorem…

Wypowiedz się! Skomentuj!