Święta w domu rodzinnym
Wiadomo, że pojechałam do domu rodzinnego
na Święta! Nie mogło być inaczej! :) Toż z
rodziną czasem spotkać się wypada. Nie
obyło się bez problemów. Oto bowiem
w wagonie, w którym jechałam, nagle
awaria prądu. Na szczęście nas do
pierwszej klasy przesadzili…
Wiadomo też, że robiłam ciasta. Tym razem trzy.
Sernik gotowany (tzw. Puf-puf), piernik ma się
rozumieć z białą czekoladą (nie mam fotki i
nie wiem czemu) oraz ciasto miodowe (to
tegoroczna nowość dla mnie). Było to
smaczne, ale nie zmienia to faktu, że
przytyłam 4 kg obżerając się tym,
co na święta przygotowano…
Święta w domu rodzinnym oznaczają też spędzanie
poszczególnych dni w różnych miejscach, w tym i
u mnie w domu dosłownie. Było miło, ale jednak
za dużo tego wszystkiego. Prezentów jakiś tam
specjalnych nie dostałam, jak zwykle. Za to się
cieszę z prezentu, jaki mamie i babci razem z
moim bratem żeśmy zrobili :) To fajne!
W pierwszy dzień Świąt nawiedziła nas ekspedycja
z Warszawy. Więc w domu rodzinnym Gacka,
jako że jego rodziców nie było, odbyła się
mała – za przeproszeniem – bibka. Było
zabawnie i dla Jezuska. Bawiliśmy się
do 6:30 rano tak że mamę spotkałam
gdy szła do pracy a ja najebana do
domu rodzinnego wracałam :)
Lodowisko to miejsce, które sobie mój
chrześniak upodobał. W drugi dzień
Świąt wybraliśmy się tam. Ja, ma
się rozumieć, nie jeździłam, ale
mały się dobrze bawił :) Ja
zaś podniecałam się tymi,
co tam jeździli, chłopcami
Na pożegnanie przygotowałam ostatniego
dnia swojego pobytu w domu wielką
pizzę dla całej rodziny. Sama sobie
też kawałek zrobiłam, wiadomka.
Z jajkiem! Bo lubię, a co! ;)
Powrót był spokojny. Bardzo mało
ludzi, pociąg prawie pusty. A ja
się za Wiktora Hugo „Katedrę
Marii Panny w Paryżu” jakoś
wzięłam. I skończyłam blo!
Wypowiedz się! Skomentuj!
Dodaj komentarz