Na tyle umówiłam się z Marcinem. Jedna kawa to w naszym
przypadku dwie godziny. Stwierdziłam jednak, że trochę to
dla mnie za mało i chcę go widzieć dłużej. Więc 2 kawy.
I udało się. Dwie kawy poszły. A do tego jeszcze kilka
innych, zupełnie niezdrowych rzeczy. Spotkanie było
jednak na tyle udane, że zakończyło się w KFC
(sobota przed imprezą – trzeba coś tłustego w
sobie mieć) z zapowiedzią więcej :)

Wypowiedz się! Skomentuj!