Czyli tradycyjny b4 przedimprezowo-weekendowy.
Tym razem u mnie. Wierzcie lub nie, ale plany
tych b4ów ustalamy z moją przyjaciółką na
kilka dni wprzód. Najczęściej we wtorek,
czasem w środę. Tym razem było miło,
choć nie jakoś bardzo licznie. Wpadł
do mnie też Marcinek, ale tylko na
chwilkę, bo nie chciał imprezować.
Kłóciliśmy się o słowo clubber. A
potem wpadła cała banda i się
zrobiło, jak zawsze, wesoło.

Marcinek zamawia 5 piw

Gacek w centrum uwagi ;)

Nic na to nie poradzę :)
Wypowiedz się! Skomentuj!