Musieliśmy coś ze sobą zrobić w piątek. Dla mnie to
drugi weekend w Warszawie po zamknięciu Utopii
gdy nie ma utopijnej imprezy. Dziwnie. Więc nasz
wybór też dziwny. Glam, bo ja chciałam. Ludzi
sporo, ale gdy zaczęło się rozlewanie piwa i
tłuczenie szklanek na podłodze, wyszliśmy.
Obsługa przy barze kiepska. Za to pan w
szatni jest sobowtórem Davida Guetty!
W Toro… no, jak zwykle. Ludzi jako
tako. Jak zwykle, ciemno i jakoś nie
za ciekawie.. Mówiąc krótko: noc
była średnia. Dlatego też gdy już
wracaliśmy, to kebaba jedliśmy.

Przy barze w Glam

Moja przyjaciółka czeka
na drynk

Szaleństwo czy co?

W Toro było ciemno

Moja przyjaciółka jako nonkonformistka

Wypowiedz się! Skomentuj!