I nie ma co udawać, że było inaczej. Spotkanie z Ewą
i Pauliną skoczyło się na tym, że litr wódki kupiony
w drodze do Ewy okazał się niewystarczający i
musieliśmy na stację iść po 0,2 do uzupełnienia.
Skończyłyśmy pić jakoś o 3.20 i totalnie już
najebane, pojechałyśmy do domów. A ja
u Ewy zostawiłam jogurty i książkę. Nie
wiemy czy Ewa żyje, bo się potem do
nas wciąż nie odezwała mimo naszych
prób skontaktowania się z nią ;)

Tak, to jest
„Mein Kampf”

Wypowiedz się! Skomentuj!