Czyli taki dzień, kiedy dźwigam jakieś masakryczne ilości
papieru w torbie. Teksty wydrukowane na zajęcia, moje
jakieś teksty, teksty na spotkanie Koła Naukowego,
setki kopii gazety instytutowej, praca magisterska
(bo dla mamy kopię zrobiłam), książka na ksero
zrobiona… Megaciężka torba z tysiącami ale to
dosłownie tysiącami kartek. Tak to jest, jak
się wychodzi z domu o 7 a wraca o 23.

Wypowiedz się! Skomentuj!