W niedziele zazwyczaj piszę różne rzeczy. W tę
zaś było trochę inaczej. Coś tam porobiłam ma
się rozumieć, ale spotkanie z Marcinem (jutro
to moja Miłość Dnia!) a potem z Grzesiem
(pojutrze Miłość Dnia!) i Kalinką sprawiły,
że niedziela była zupełnie inna. I nawet nie
chodzi o to, że jadłam takie prawdziwe
wietnamskie jedzenie (niełatwo się je
pałeczkami płynne potrawy), ani o
to, że się zakochałam kilka razy w
chłopcach na ulicy mijanych. To
po prostu dobre popołudnie.

Marcin nie wiedział,
że ma fotkę robioną

Kalinka i Grześ

Grześ pokazuje, że w
nowych spodniach ma
dupkę :)

Grześ jadł coś innego niż ja, co
jednak wyglądało podobnie trochę

Kalinka uczy jak się
powinno jeść
Wypowiedz się! Skomentuj!