Nie pamiętam, jak to się stało, że Adrian zaprosił mnie
na obiad. Pewno coś-tam palnęłam pół-żartem, pół-
serio, że musi to kiedyś zrobić i stało się. Więc o
jakiejś 15.30 odebrał mnie z metra i zaprosił do
siebie na jedzenie. Przygotował (sam!) zupę
szczawiową i babkę ziemniaczaną. Druga
z potraw mnie szczególnie interesowała,
bo nigdy nie miałam okazji jej jeść. I
się okazało, że bardzo na tak :) A
więc nażarta jak świnia wyszłam
od niego i ruszyłam dalej :)

Szczawiowa z jajem

Babka ziemniaczana

Wiadomo, komputer musi być w użyciu
Wypowiedz się! Skomentuj!