Zacząć trzeba od miejsca, gdzie się ostatnio skończyło. Nie jest to łatwe, bo jednak w ciągu ostatnich lat ewidentnie z dziennika zrobił mi się tygodnik… Jutro piątek, więc od piątku poprzedniego chcę zacząć. Kamil był u mnie. Zgodnie z planem, tak jak miało być. Wpadł, wyszłam po niego i – co więcej – ubrałam się nawet, bo przecież podczas nieobecności moich współlokatorów obiecałam sobie, że będę nago latać po mieszkaniu. Wiadomo jednak, że dbam o wzrok i życie innych ludzi i dlatego oszczędzam im tego typu wstrząsów. Oszczędziłam też Kamilowi.
Zastanawiacie się pewno niektórzy – po co on wpadł do mnie? Heterochłopiec odwiedzający starą trans… Przyszedł m.in. po to, po co głównie do mnie ludzi wpadają. Po porno. Chciał zobaczyć i wziąć mój ulubiony film (oczywiście jest to „Schoolboy crush” z Brentem Corriganem). Pokazałem mu część swojej kolekcji. Niewielką, ma się rozumieć, ale zauważyłem, że część mu się spodobała. Po chłopcach to zawsze widać.
Posiedział, pogadał, popytał. Miło było, nie powiem. W końcu filmów nie wziął, tylko obejrzał. Dostał płytę z setem Hugo i tyle. Pojechał na jakieś tam inne spotkanie z koleżanką. A potem mogłem znów biegać nago.

Aż do wieczora. Naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, że bycie bez ubrania może być aż takie fajne i takie wyzwalające! 
Potem nadszedł czas na imprezę. Wykąpałam się wieczorem, ogarnęłam i ruszyłam do Utopki. Olaliśmy wszelkie możliwe bifory tego dnia – ja naprawdę chciałam się nacieszyć byciem sama ze sobą ale gdy noc nadchodzi, budzą się demony ;) Energy w Utopii dawał radę. Bardzo ładnie dawał radę. Muszę też zaznaczyć, że na samym początku imprezy coś nie miałam humoru. Totalnie w sumie – jak zobaczyłam co się dzieje, co ludzie robią i ogólnie… No byłem „na nie” po prostu. Amy i Whitney coś poddenerwowane były. Ponoć wiadomo dlaczego, ale z nimi to nic pewnego. Ja poszedłem do baru i stwierdziłem, że musi zacząć się dziać. Królowa miała dobry humor, Tadeusz też szalał… Damian.be tak szalał, że zniknął nagle nie mówiąc nic nikomu. Podobnie zresztą Piotr postąpił – potem mówił, że musiał, bo było z nim źle. Mhm, jasne.
Ludzi było dużo, jakaś taka karnawałowa krejzi najt. Poznałem ludzi z Play, z Microsoftu… No, ogólnie szał. Jakiś fan do mnie podchodził i coś mówił, potem inny jeszcze… Pozytywna noc i oby takich więcej. Łącznie z tym, że jak chciałem ratować Bartka barmana od pana, który go zanudzał, to jeszcze od tego pana jakiegoś szampana dostałem. I siedziałem do końca. Wychodziłem z U, gdy już muzyka nie grała i światło było zapalone – czyli na całego. Jeszcze po imprezie Bartek z kamerą latał i kręcił wszystkich dokoła, więc krzyczałam mu do niej, że Maciuś jest śliczny i pasywny.

Przyznaję się, że jak łóżko przygotowałam do spania w piątek, tak do końca niedzieli nic się w tej kwestii nie zmieniło. Rozleniwiłam się strasznie przez te kilka dni. Ale tak to jest, jak się nic kompletnie nie robi, tylko biega po mieszkaniu i słucha głośno muzyki. Mało spania, dużo wygłupiania się. To trochę dziecinne w sumie, ale za to jakie miłe :)
Byle do wieczora, ma się rozumieć. Bo tym razem wpadliśmy do Piotra, żeby się tam zebrać większą kupą. Wstępnie mieliśmy jeszcze gdzieś iść. Może Toro. Może Opera. Może coś innego. Ale nie. Ostatecznie wyszło na to, że nie. Za zimno, za nieprzyjemnie. Zrezygnowaliśmy. Najgorzej, że niektórym się nie chce czytać maili z mBanku i potem są problemy. Amy nie miała kasy skąd wziąć. Dobrze, że Piotr okazał jej serce. Zresztą mi potem też musiał – bo się okazało, że nieautoryzowanie kart w banku nie trwa do 5:30 jak zapowiadali, ale do 7:30.
Nic to jednak wobec cudownej imprezy, jaka się w Utopii rozegrała. Było ładnych chłopców trzech i trzeba to odnotować. Jeden to Davidek, co go znam i co przyjechał tutaj z Zielonej Góry. Śliczny jak z obrazka, naprawdę. Mam do niego dużą słabość a on myśli, że ja nie mówię poważnie, gdy mu prawie komplementy… Słodki jest i tyle. Gacek się na niego napalił.
Śliczny jest też Pawełek, co jest niewysoki i szczupły, ale przy tym megamęski, totalnie seksowny. I jest partnerem mojego znajomego. Jest cudny. No i hetero Aleksy. Boże, jakie on ma oczy! W piątek już go widzieliśmy i się na niego z Gackiem chamsko gapiliśmy. Rozpoznał mnie w sobotę, uśmiechnął się, od-machał. Jest tak całkowicie cudny, że nawet Królowa doceniła jego urodę i rozmawiała z nim chwilkę w VIPie.
Muzycznie impreza była super. Grali Tofu, Moondeck i Nobis. I bardzo bardzo ładnie grali. Impreza udana, bo jak wychodziłem to jakoś 7 była. Niektórzy oczywiście poszli dalej ku lustrzanej krainie, ale jeśli muszą, to łorewa. Na chwałę Pana!

Na nadzielę umówiłam się z Kubą69 aka Whitney. Na spotkanie służbowe. Wciąż uważam, że będzie dobrze dla niego i dla jego firmy, jeśli zatrudni mnie jak PRowca. Kuba na spotkanie przybył, ale miał nastawienie „na nie” i tak już zostało. Nie zatrudnia mnie :) Bo twierdzi, że nie wie czym ja miałabym się zajmować. Ja mogę mu to wskazać, ma się rozumieć i dlatego pewno jeszcze raz podejmę próbę przekonania go do siebie. Ale to za jakiś czas, jak się sama lepiej do tego przygotuję. Oczywiście, dostałam prezent od niego – szkolenie „Poznaj Windows Vista”. Sam stwierdził, że jest lepsze od tego Office’owego. Zobaczymy. Ja mam płytę z Vistą, ale nigdy nie zainstalowałam go jeszcze. Za bardzo przeraża mnie perspektywa reinstalacji całego systemu, a poza tym… Niektóre ważne dla mnie programy w wersjach, które posiadam, nie działają pod Vistą. O, i to już jest ważny argument.

Po spotkaniu miałam mieć babski socjologiczny wieczór na Pradze u Pauliny. Ale nie wyszło w sumie, bo Ewa – nasza trzecia część tercetu – coś sobie z nogą zrobiła, skrzywdziła się i ogólnie nie dała rady. No, ale że to już drugi raz odwołane jest z jej powodu… Więc stwierdziłam, że wpadnę mimo że sama. Bo sałatka zrobiona, ciasto upieczone… Drugi raz nie mogłam tak jej zostawić z tym wszystkim. No i wpadłem do niej. Ale bez alkoholu miało być i było. Sałatka wyszła pyszna, wszystko super. Pogadaliśmy, czasem znów na jakiś ten sam, co zwykle temat… Ale to tak już musi być. No i cały czas mam problem z tym, że nie wiem jak to jest z emancypacją.
Rynek nie daje emancypacji. Rynek ujednolica, likwiduje różnicę. Nawet nie tyle, że upodmiatawia, co chyba w ogóle uprzedmiatawia. Może nie do końca, ale jakby stara się pominąć różnicę, nie zwracać uwagi na nią. Emancypacja to uznanie różnicy, jej zauważenie i dostrzeżenie. Likwidacja jej lub udawanie, że jej nie ma, nie jest emancypujące. Więc szukamy mechanizmu, który mógłby emancypować pozarynkowo. Lub obokrynkowo. To niełatwe.

Wydrukowałem u Pauliny dla Poli jej pracę, którą pomagałem jej pisać kilka dni wcześniej. Potrzebna jej jest, bo pani miała ją tam odpytywać czy coś a się okazało, że nie ma jak i gdzie wydrukować. Wpadłam więc tam do nich na Ordynacką koło 21 czy 22. Rozpierdówa po weekendzie trwa. Pogadaliśmy, omówiliśmy kwestie wyjazdu weekendowego wstępnie i zaraz musiałam jechać, żeby jeszcze jakoś normalnie komunikacją móc wrócić. A w domku? Cudnie. Samotność, nieobecność nikogo poza mną. Ekstrauczucie.

W poniedziałek nie musiałam wstawać jakoś specjalnie rano (to dobrze), więc się ogarnęłam na tyle, żeby dotrzeć na 13:00 do redakcji. Bezproblemowo, ma się rozumieć. Tutaj czas megaszybko zleciał. Jednak czasem jest dużo do zrobienia i wtedy się nie dłuży. I tak powinno być. Gdyby jeszcze tylko moja wydawca zrozumiała, że czasem moje przyjście do redakcji jest w ogóle niepotrzebne, niezasadne i na nie, to byłoby w ogóle super. Bo czasem naprawdę nie ma co robić.
A swoją drogą, poniedziałek był udany. Zaproszenia do kina – to standard. Ale i kupony na darmową pizzę w Dominium. To lubię :)
Ja wiem, że to takie małe coś, niby nic… a jednak cieszy strasznie.

Po korkach szybko wróciłam do domu – Marcinek śliczny miał wpaść. Wyglądał jak zawsze świetnie, choć twierdził, że jest skacowany i ledwo żyje. Chciał porozmawiać. Albo może w sumie: pomówić bardziej. O studiach, o imprezach, ogólnie. Czasem zastanawiam się – dlaczego akurat do mnie przychodzi?
Trochę się posprzeczaliśmy o ocenę psychologii jako nauki. Bo ja uważam, że psychologia nie zauważyła, że było coś takiego jak przełom postmodernistyczny i zignorowała go całkowicie. Przez to, przez moralną ocenę jakiej dokonuje oraz poprzez wyznaczanie normy i tego co normalne, nie jest przeze mnie oceniania pozytywnie. Marcinek zaś mówi, że ja poza socjologią w ogóle mam problem z uznaniem jakiejkolwiek innej nauki. Być może, być może…
Dostał filmy porno, oczywiście. „Velvet Mafia” 1 i 2 mu się bardzo podoba. Nic dziwnego, tam gra Brent Corrigan. To nazwisko pada w blotce dzisiaj już po raz drugi.

We wtorek spotkałam się z Moni. Po raz pierwszy od jakiś 7 miesięcy. W Wayne’s i oczywiście ona się spóźniła. Zmieniła się trochę. Pracuje w Edipresse no i ogólnie tam ogarnia. Dawniej nie wiedziała nawet co to jest faktura VAT a teraz nie tylko wie, ale daje sobie z nimi radę, planuje je, zastanawia się jak je księgować… Problem tylko w tym, że odbiera telefon :) A ja mam zasadę, że jak jestem na spotkaniu, to olewam telefony służbowe. Poczekają, albo się nagrają. I tyle. Ale pewno jej to przejdzie, jak i mi przeszło.
Potem spacerek jeszcze zaliczyliśmy, a że megazimno, to zmarzliśmy trochę. „To do zobaczenia” „No, trzymaj się” „Ale nie za 7 miesięcy?” „Moni, mnie nie pytaj”.

Potem zaliczyłam obiad w Bacio. Z niejakim Jamnikiem, jeśli wiecie o kogo chodzi. Bardzo sympatycznie, bardzo miło. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego też coś służbowo (na co wpadłam w sumie później…), ale generalnie spotkanie było całkowicie prywatne. Miła atmosfera, śmieszne miejsce, dobre jedzenie, ciekawa rozmowa. O różnych rzeczach – także służbowych. Ale dobrze, że to w niewielkim stopniu. On z temperaturą podwyższoną, do tego siedzieliśmy przy komputerze… Generalnie było miło. I dziękuję raz jeszcze za zaproszenie. Najadłam się na tyle, że dopiero potem w nocy coś tam kolejnego spożyłam.

Potem w redakcji swoje odsiedziałam nic nie robiąc prawie. Nie to, że nie było co robić, ale totalnie mi się już nie chciało. Korki wieczorne mnie trochę pobudziły, bo wiadomo – kasa, więc muszę się starać.

Środa zaczęła się rano bardzo intensywnie, bo od rana mnie wszyscy męczą. Najpierw meganiespodzianka, odezwał się Olivier. Tak, ten Olivier. Kopę lat nie rozmawialiśmy, usunął mnie z grona, nie mówi „cześć” na ulicy… Ale jak trzeba, to wszyscy do Ciotki lecą ;)
Chodzi o korki dla jakiejś córki koleżanki czy coś takiego. Z chemii. Na razie jednorazowo, bo to jakaś tam klasówka, no ale ostatecznie po całym dniu się zgodziłam na to. Tak, ja. Generalnie chemii nie uczę, ale to jest nieorganiczna na poziomie gimnazjum, więc na pewno dam radę.
W tym samym czasie musiałam Poli wysyłać SMSem odpowiedzi na jej egzamin z psychologii (dałam radę) a potem Kamilowi rozwiązywać zadania na sprawdzianie z fizyki… Ciężkie kurwa życie. No, ale taka karma i taka już rola Cioci, prawda?
Oczywiście, wszyscy są mi wdzięczni, dziękują, wysyłają w SMSach buziaczki i w ogóle. Łorewa.
Dyżur w redakcji minął więc dość szybko – tym bardziej, że mam już tabelkę do wypełnienia, jeśli idzie o zgłoszenie prowadzenia zajęć na socjologii od października. Wypełniłam już prawie całą. Jeszcze tylko jeden fragment na angielski przełożę i już.

Potem… potem była Pola. POLA POLAzła w POLArze na POLAwanie ;) A tak prawdę mówiąc, to poszła ze mną do Carrefoura w C.H. Reduta i pomogła mi w zakupach. Po co? Ano bo Pola miała zostać u nas na noc… Na alkohol. Kupiliśmy więc 0,7 i Sprite’a.
No i się zaczęło. Picie, szaleństwo, śpiew, muzyka. Na tyle krejzi, że Pola poprosiła mieszkającą niedaleko mnie koleżankę swoją, żeby ta jej przyniosła papierosy… I stało się. A po drodze do sklepu szklanki zostawiłam na samochodach i policja jechała i pizzę zamówiliśmy na kupon… No dużo się działo. Łącznie z rozmowami na GG (co zawsze źle się kończy) i tym podobnymi.
Wypiliśmy łącznie 1,4 na 3 osoby. Boli mnie dziś głowa przez to, bo spać poszłam o 2 a wstać miałam o 7, żeby na 9 iść na posiedzenie Prezydium Parlamentu Studentów UW. Ale nie, odwołałam to ostatecznie na 1,5 godziny przed. Nie dałem rady. Poszedłem spać jeszcze na godzinkę i dopiero na 10 do redakcji dotarłam. I teraz tego bloga piszę.
A zaraz jadę z Olivierem na te korki do córki koleżanki.
No i przy okazji napisać muszę, że wiem już co się stało ze słynną Agą W., co mnie zamęczała mailowo i w ogóle. Ponoć miała nalot policji, która odkryła u niej nielegalne oprogramowanie, czy coś takiego. Jeśli to prawda, to dziękuję policji. I dziękuję osobom sprawczym.

I jutro jadę do Łodzi. Będzie fajnie, nie?

Wypowiedz się! Skomentuj!