Zimno jest. To pierwsze ważne spostrzeżenie z ostatnich kilku dni. Nareszcie się lato skończyło. Szkoda tylko, że tak niespodziewanie dla niektórych. Bo oczywiście sezon grzewczy jeszcze się nie zaczął i w mieszkaniach dość zimno nadal. W redakcji też. Wszędzie, ogólnie. Ja wiem, że ja lubię zimno bardziej niż ciepło, ale bez przesady. Potrzebuję przywyknąć do nowych temperatur – bo wierzę, że wszyscy potrzebują. I będzie na pewno lepiej.

Szykuję Floor-Sitting Party. W tle, gdy piszę te słowa, wysyła się wielki plik do Copy General – będę musiała u nich wydać sporo kasy na wydruk. Ale co tam, trzeba. To ma być megawydarzenie. Pierwsze po tylu miesiącach, więc należy się. Po drugie, sama mam ochotę na coś naprawdę wielkiego.
Nie jest bezproblemowo, ale damy radę. Kurwa, ja bym nie dała?
Na razie nie chcę o wszystkim mówić, bo część z tych rzeczy to niespodzianki a wiadomo, że jak tutaj napiszę, to wszyscy wiedzieć będą. Choć, też wiadomo, bloga mojego nikt nie czyta, tylko wszyscy wiedzą, co tu jest napisane. Lubię to.

Minione kilka dni obfitowało w wydarzenia. Głównie związane z rezygnacją z pewnych rzeczy. Ale po kolei.
W piątek po wyjściu z redakcji poszedłem na Senatorską do mBanku, podpisać dokumenty. Przyszedłem wcześniej, ale pan był wolny, więc się mną zajął.
Podpisanie dokumentów było formalnością. Ot, pyk, pyk, wszędzie jak trzeba i już właściwie gotowa byłam do drogi… Gdy nagle pan mnie pyta czy mam kartę kredytową. Ale ja mam. Aha, ale czy w naszym banku. No, tak, kurwa – a w jakim innym, skoro hasło brzmi „mBank – i żaden inny”? Mhm, ale może chcę większy limit. Nie, w sumie nie chcę. Bo mamy teraz taką ofertę i pan mógłby do 5 tys. gdzieś mieć limit kredytowy. Aha, ale ja nie wiem, musiałbym się zastanowić… No tak, ale w promocji pierwszy rok jest gratis, więc wtedy się pan będzie zastanawiał… I mogę mieć dwie, prawda? Oczywiście. No to okej…
No i pan ma przygotować dokumenty i mi wysłać. Kartę przywiezie kurier, przy nim podpiszę dokumenty i już.
Boże, po co ja się zgadzałam?!

Po wyjściu z banku pojechałam na pl. Zbawiciela. Tam miałem się zobaczyć z taką jedną dziewczyną w sprawie Festiwalu Filmów o Tematyce Żydowskiej. Po drodze zaliczyłem W Biegu Cafe, bo coś zjeść musiałam. Michał doszedł i miał poczekać aż wyjdę ze spotkania.
Spotkanie jest tajne przez poufne, podpisałam oświadczenie coś-tam o zachowaniu tajemnicy i tam takie duperele. Totalna przesada, wydaje mi się. Ale mi to bez różnicy, mogę podpisać. Wiadomo, że skoro angażuję się w takie działania jak to, to będę zajmował się… licealistami. Mam namawiać szkoły do udziału w pokazach edukacyjnych. Fajna sprawa w sumie.
Spotkanie się przeciągało, Michał się denerwował. Ale to dlatego, że tam bałagan starszy u nich i musiałam być świadkiem tego wszystkiego. Miły ten ich szef wszystkich szefów. Ma albo bardzo dobry puder, albo błogosławieństwo od żydowskiego boga i ani jednej najmniejszej nawet skazy czy świecenia na twarzy. Skubany.

Wyszedłem i mieliśmy z Michałem iść na otwarcie wystawy. Się nam nie udało. Mi było zimno, Michał narzekał na ból głowy… Poszliśmy do domu. I dobrze zrobiliśmy. Prawda jest taka, że gdybyśmy dalej gdzieś się poruszali, to jednak mogłoby się to skończyć jeszcze większym zmęczeniem i jeszcze bardziej humorem zepsutym.

Piątek był dniem imprezy urodzinowej Sis. Zamówiłam taxi na czas. Umalowałam się cała na czarno (łącznie z ustami), bo Sis mówiła, że to stypa. Więc jak stypa, to stypa, kurwa. No i taka cała na czarno zrobiona, pojechałam na ten Mokotów. Całe szczęście, że Pepe po mnie wyszedł, bo ja bym tam nie trafił, a poza tym – w sukience chodzenie zawsze rodzi pewne niebezpieczeństwo. Pan taxi był za to niezwykle miły. Więc chciałam to podkreślić.
Na miejscu było kilka osób. W tym – nowy facet Sis. No żesz kurwa, ja wiem który to. Przecież go kojarzę od tych dwóch lesbijek, co zawsze fajnie w Utopii baunsują. One zresztą też były. No dobra, nie pamiętam imion… Ale chyba tego nikt nie oczekiwał? I ogólnie ludzi trochę było, ale Sis mało pedalstwa zaprosiła. Sama nie wiem czemu, nawet o tym nie gadaliśmy. Jej impreza – robi co chce. Ważne, żeby dobrze się bawiła. Ja też bawiłem się nieźle. Kejt była, Pepe – lubię ich i z nimi imprezowanie. Więc było okej. Dopóki nie przyszła niejaka Gabi.
Skończyło się. Gabi wygląda jak wściekła lesbijka, ale ponoć jest hetero. No nie wiem… Łysa, agresywna, stara. No i szalała. Zwłaszcza jak wypiła trochę. Zrobiła się bardzo nachalna, chamska i agresywniejsza niż zwykle. Plus miała głos dość świdrujący… Nie dało się jej nie zauważyć. Było na tyle źle, że nawet Pepe – ten sam Pepe, który jest zazwyczaj ostoją ciepła – powiedział, że muszą ją od niego odsunąć, bo jej może w ryj jebnąć… Nie było dobrze. I to właśnie Gabi była powodem, dla którego Pepe i Kejt się postanowili zebrać. A ja z nimi, skoro oni też do Utopii jadą. Przy wyjściu jeszcze mnie Gabi zatrzymywała. Ale w sensie, że tak naprawdę siłą. Dobrze, że Pepe jest chłop jak dąb i ją odsunął, z gracją torując mi przejście niczym ochroniarze Britney Spears wśród paparazzi. Dziękuję za to, Pepe, raz jeszcze.
Dotarliśmy na miejsce bez problemów. I weszliśmy. Pepe i Kejt z racji tego, że zaproszenie od firmy mieli – mogli bez problemów się zjawić.

W środku – odmiana w postaci czerwonej wykładziny w holu, na części dla pasywnych i kawałek dalej. Dziwnie, ale nawet nieźle. Szkoda tylko, że dość pusto było. Oni postanowili pójść do Lemona posiedzieć. Ja się kręciłam wśród pierwszych przybyłych znajomych. Było sympatycznie.
Ale potem się zepsuło. Prawdę mówiąc, odechciało mi się nagle. Jakoś mi humor przeszedł i tyle. Po prostu skończyło się. Kręciłem się wśród tych ludzi, ale nie bawiłem się. Bartek mi drinka proponował, David nawet kupił Red Bulla. Ale to wszystko mi się nie podobało. Humor na nie.
Impreza była jako taka. W porządku. Ubolewam, że nie wsłuchałam się dokładnie w to, co gra Hugo – gdzie wciska nowy album Cyndi Lauper, któremu przecież impreza była poświęcona.
Wydarzeniem wieczoru było to, że Pasyw, Piotrek i Tomek wdali się w bójkę pod Toro. Albo inaczej – że dostali wpierdol. Bo Pasywowi ktoś tam czapkę strącił, Gacek postanowił działać i tak się skoczyło, że wrócili poobijani, zakrwawieni, bez buta jednego. Nie będę tego komentować nawet, bo takie zachowanie nie wymaga komentarza.

Zmyłem się z klubu niepostrzeżenie. Nie chciało mi się nawet z nikim żegnać. Tylko ubolewam, że od Perełki nie mogłem płyty CD wziąć z pierwszym setem na F-SP. Dobrze, że zostawił potem Maciusiowi i tak czy owak, jakieś 24 h później miałam do w rękach.

Sobota byłaby zwykłą sobotą, gdyby nie to, że korki miałem zaplanowane. Pierwsze z dwiema siostrami bliźniaczkami. Niedaleko mnie, to dobrze. Jakieś 4 przystanki czy coś. Więc wygodnie chociaż i bez megadalekich dojazdów. Język polski. Myślałam, że to nasze pierwsze spotkanie będzie bardziej na zasadzie cześć-cześć, czego oczekujemy, co chcemy wiedzieć, jakie mamy cele na koniec roku… A okazuje się, że one już chciały z mamą swoją konkretniej. No to zrobiliśmy coś-tam, choć przyznaję, że nie były to najbardziej intensywne zajęcia w moim życiu.
Dziewczyny niegłupie. To dobrze, bo nie będę musiała się aż tak męczyć. Niemniej, trochę pracy przed nimi. Jedna z nich ma poważną dysleksję. Nie pisze nawet brzydko, ale robi makabryczne błędy. Sympatyczne są i ciekawie się będzie z dwiema pracować. Więc ja jestem na tak. One chyba też zadowolone. Najgorzej, że zamiast zarabiać za zajęcia z dwiema osobami osobno, będę zarabiać za jedne zajęcia… No, ale cóż – to i tak tylko bonusowe wynagrodzenie do tego, co mam i będę mieć.

Wciąż kompletuję papiery do wniosku do JP2. Nie dam im tak łatwo wygrać. Zgłosiłem się jako wolontariusz na zbiórkę kasy na stypendia Dzieło Nowego Tysiąclecia, które inna fundacja robi. Ale katolicka i przy wsparciu logistycznym Centrum JP2. Doszło zaświadczenie z Muzeum, że jestem fajny i że piszę o Centrum JP2. Mam już też w domu papiery z Polskiej Fundacji im. Schumana. Zasypię Centrum papierami.

Po korkach nawet rozważałem pójście na wystawę, ale ostatecznie musiałem zrezygnować. Wraca problem, jaki już kiedyś miałem w Warszawie. Nie mam z kim chodzić na takie rzeczy. Wszyscy zajęci, zmęczeni, zabiegani. A dobrze jednak mieć taką osobę czy osoby – to dodatkowo mobilizuje przecież. Młodzi są za młodzi i mama im nie pozwala czasem. Starsi muszą pracować i nie mają czasu na życie po pracy… Błędne koło.
Ostatecznie więc po prostu zacząłem się szykować do wyjścia do Piotra. Na bifor przedutopijny po prostu. I jakoś koło północy byłem u niego. Tomek też był. Ogarniali się jeszcze po przygodzie sprzed dnia. Piotr oświadczył nawet – a ja to sfilmowałam – że do końca roku 2008 nie pójdzie do Toro. Wielkie postanowienie, zobaczymy, czy wytrzyma.
Przeszliśmy się do Utopii. Znajomych sporo, to miłe. Marcinek z Kacprem się nawet zjawili, ku zaskoczeniu. Maciuś biedny zachrzaniał jak głupi, a jak na chwilkę stanął, to dostał ochrzan od managera. Biedny. No, ale to chyba tak jest, że na początku zwłaszcza chcą mu mocniej śrubę podkręcić, żeby się potem nie lenił. Ale on się nie leni. Ogarnia.
Grali Dio, Nobis i Tenessee. No cóż, powiem szczerze, że muzycznie było bardzo dobrze. Zwłaszcza ten Dio mnie zaskakuje bardzo pozytywnie. Bo Nobis, to rezydent i wiem jak gra. Nierówno :) Raz zagra coś mocnego, fajnego a zaraz wraca do jakiś hiciorów i standardów już. Tenessee gra zupełnie inaczej, po swojemu. Fajnie, ale nie ma już wtedy takiego ognia na maksa. Nie wiem w sumie jak to wszystko opisać, bo to chyba jest nieopisywalne.

Tak czy owak, do domu wróciłam sobie jakoś ładnie po 6. Wypiłem Smirnoffa Ice’a, którego miałem w lodówce i na czacie posiedziałem z godzinkę. Nuda była jednak, więc poszedłem spać.

Dobrze, że w niedziele Michał wychodził. Tylko jego wieczorna nieobecność pozwoliła mi się skupić i zmobilizować do pisania pracy zleconej. Psychologia. A ja nie lubię w sumie z psychologii pisać. To bardzo normatywna nauka, która mówi wprost, że coś jest poprawne, a coś innego nie. I nazywa wszystkie odchylenia. A poza tym, o czym zapomnieć nie można, udaje, że ocenia to naukowo, podczas gdy jest to zawsze ocena moralna. No bo mówi o „pozytywnych” i „negatywnych” skutkach buntu młodzieńczego. A co to znaczy, że jest pozytywny jakiś skutek? Dla kogo pozytywny? Dla osoby buntującej się? Czy dla nas dokoła? I w ogóle nie chce mi się aż tutaj wylewać swoich żali, ale naprawdę nie lubię psychologii.
Napisałam 10 stron. Jeszcze 10 w ciągu tygodnia muszę.

No i dostałem oficjalnie program konferencji naukowej, na którą jadę w październiku do Lublina. Wszystko fajnie, okej… Ale po raz pierwszy zobaczyłem gdziekolwiek swoje imię i nazwisko wydrukowane i poprzedzone literkami „mgr”. Megadziwne uczucie. Byłam w takim szoku na początku, że nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Zamknęłam PDFa i nie chciałam na to patrzeć. I nie chodzi o to, że się staro czuję przez to. Wiem, że nie jestem stara, że skończyłam studia wcześniej i bla bla bla. Ale jakoś tak… nie wiem, dla mnie to był szok.
Swoją drogą… mieli się odezwać kiedy mój dyplom będzie do odbioru w Instytucie. I cisza. Napiszę do nich zaraz.

Poniedziałek jest fajnym, leniwym dniem, który – póki co – zaczyna się dla mnie bardzo późno. Potem będzie gorzej, bo się zajęcia zaczną i będę chodziła jakoś na rano na nie… Ale póki co, cieszę się końcówką wakacji.
O 12 spotkałem się z dziewczyną, której mam pomóc w pisaniu pracy jednej. No, spoko, pogadaliśmy. Dogadaliśmy się co do ceny i terminów. Duuuużo czasu. Ale i kasy niemało. Na spokojnie, damy radę.
Potem poszłam do redakcji, zaliczając po drodze W Biegu Cafe. Jestem fanem kawy na wynos za 5 zł. Super! Kupuję po 2 dziennie coraz częściej. Są dobre, niedrogie, wygodne. No i teraz jest tyle W Biegu wszędzie, że bez problemu mogę kolejną porcję zdobyć ;)

W redakcji, jak to w redakcji. Setki maili. Ale naprawdę setki. Dziennie nie wiem na ile odpowiadam, ale czytam na pewno ponad 100 wiadomości mailowych. Z każdą coś trzeba zrobić, odczytać, odpowiedzieć, przesłać dalej, wydrukować, zapytać, dowiedzieć się, zadzwonić…
Poza tym dość spokojny czas póki co, ale niedługo będzie ogień, bo się termin zbliża. Wiadomo, gazeta dla studentów we wrześniu może wyjść tylko pod koniec miesiąca. A w październiku? Musi być zaraz jakoś na początku. Więc nie ma lekko. Będzie zapierdol. Korzystam więc z ostatnich chwil względnego spokoju. No i to będzie taki mój pierwszy miesiąc naprawdę bycia w pełni sekretarzem. Łącznie z wysyłaniem bannera na imprezy, pisaniem redakcyjnych materiałów i takimi tam duperelami. Dam radę bez problemu.

Po wyjściu z redakcji, miałam spotkanie z Jurkiem. Nie tym od Macieja Bieacz, tylko tym, co mu kiedyś jakieś prace pisałam. Jurek, zwany Jurkiem Od Prac. Złote Kutasy, Wayne’s Coffee oczywiście.
Miło tak z nim pogadać na osobności. Się dowiedziałem kilku rzeczy dla mnie nowych i nawet chyba zaskakujących. Mam wrażenie, że coraz więcej osób chce się zajmować i zajmuje się nieruchomościami. To dochodowe chyba, nie? Może i ja powinienem. Nie znam się na tym co prawda nic a nic… No, ale jaka to przeszkoda?
A potem dołączył do nas Bartek. No śliczny chłopiec, o którym kiedyś już wspominałam, bo ich razem w Utopii w lutym czy w marcu widziałam. Potem się rozeszli czy coś tam. Łorewa. Ważne, że dane mi było go zobaczyć w normalnym świetle. Ładny chłopiec. I do tego młody. I ponoć zdolny bardzo… A wiadomo, że ja nie lubię jak się młodzi zdolni chłopcy marnują. Mam już nawet pewien pomysł… Zobaczymy co z tego wyjdzie.
Dałam im bilet do kina, który dał mi… Jurek. Chodzi o filmy podczas Festiwalu Skrzyżowanie Kultur. Ja nie zawsze mam czas i ochotę, a oni akurat mieli możliwość, to poszli. No i smacznego.

A w domu z Michałem pizzę zamówiliśmy. Niestety, kurwa. Ale dobra była niemiłosiernie. Tym bardziej, że wzięliśmy pizzę hamburger, bo ja na mięso miałem coś parcie.

Dzisiaj na 12:00 do redakcji szedłem. Wyjątkowo wcześnie, bo we wtorki chodzę na 14:30. Ale po krótkim pobycie, kierowałem się do psychiatry. Umówiłem się nareszcie, poszedłem i dostałem zaświadczenie. Pani psychiatra nawet miła. Dużo mówiła. Aż mnie zaskoczyła, że tak dużo. Myślałam, że to raczej ja będę mówić. Ale w sumie, to psychoterapia eklektyczna, więc wolno jej.
Mam zaświadczenie o tym, że nie mogę ćwiczyć na w-fie na stałe. Międzynarodowa Statystyczna Klasyfikacja Chorób i Problemów Zdrowotnych opisuje mnie w rozdziale „Zaburzenia psychiczne i zaburzenia zachowania” w dziale „Zaburzenia psychologiczne i zaburzenia zachowania związane z rozwojem i orientacją seksualną”. Mam F66.9, czyli „Zaburzenia rozwoju psychoseksualnego, nie określone”. Miło, nie?

Czekam na potwierdzenia przybycia na Floor-Sitting Party. Czasu jeszcze trochę jest, ale jak w poniedziałek wyjadę do Murzasichle, to wrócę w środę nad ranem i przez ten czas nic w sprawie F-SP nie zrobię za bardzo. Dlatego już prawie mam gotową stronę na niedzielę, gdy potwierdzenia będą już dawno za mną.
Wszystko musi się udać. Musi być super. Musi musi!

A w tle leci właśnie u mnie piosenka „Thank God I’m pretty” Emiile Autumn.

Emilie Autumn – "Thank God I’m pretty"

Thank God I’m pretty
The occasional free drink I never asked for
The occasional admission to a seedy little bar
Invitation to a stranger’s car
I’m blessed
With the ability to rend a grown man tongue-tied
Which only means that when it’s dark outside
I have to run and hide can’t look behind me
Thank God I’m pretty

Thank God I’m pretty
Every skill I ever have will be in question
Every ill that I must suffer merely brought on by myself
Though the cops would come for someone else
I’m blessed
I’m truly privilaged to look this good without clothes on
Which only means that when I sing you’re jerking off
And when I’m gone you won’t remember
Thank God I’m pretty

Thank you God
Oh, lord
Thank you God
Oh, oh and when a gaggle of faces appears around me
It’s lucky I hate to be taken seriously
I think my ego would fall right through the cracks in the floor
If I couldn’t count on men to slap my ass anymore
I know my destiny’s such, that I’m all stocking and curl
So everybody thinks that I’m a fucking suicide girl

Thank you God
For the occasional champagne I never asked for
The occasional admission to a seedy little bar
Invitation to a stranger’s car
I’m blessed
With the ability to rend a grown man tongue-tied
Which only means that when it’s dark outside
I have to run and hide can’t look behind me
Thank God I’m pretty

Thank God
Thank God
Thank you
Thank you
Thank you God!

Wypowiedz się! Skomentuj!