12 h imprezowania bez przerwy, czyli ogień!
Jest wtorek, 8 rano. Wczoraj mieliśmy do rozwiązania wielki problem natury ontologicznej. Skoro bowiem minął już sierpień, skończyły się imprezy w Discrete, młodzież niepełnoletnia poszła do szkół znów… to czy dzisiaj jest weekend czy nie ma? Od niedzieli się nad tym zastanawialiśmy z Michałem. To ważne, bo to kwestia naszego bezpieczeństwa ontologicznego, naszego bycia-w-świecie, naszego poczucia pewności. Ostatecznie zadzwoniłem do znawcy. Czyli do Tomeczka. Wyjaśniłem mu na czym polega problem, w czym tkwi nasza zagwozdka. Po wysłuchaniu, Tomeczek autorytarnie powiedział: „No, jasne, że jest, a jak inaczej, kurwa?”
Stało się więc. Kolejny wakacyjny weekend rozpoczęty. Mam tylko nadzieję, że nie będzie tak intensywny jak poprzedni.
Skończyłam na czwartku ostatnio. I dobrze, bo to był dobry dzień. Udało mi się z Patryczkiem spotkać nareszcie. To było już trzecie podejście i w końcu zakończone sukcesem. Z wielu powodów mówię, że sukcesem. No, najważniejsze, że pogadaliśmy, pośmialiśmy się, przekonałem go do kilku rzeczy… Ponieważ jestem w trybie „mocne oszczędzanie”, a dodatkowo dowiedziałam się, że w Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana czekać może na mnie już zaświadczenie o wolontariacie, którego potrzebuję, przeszliśmy się tam z Patrykiem. Trochę na około, przyznaję – bo po pierwsze się nam nie spieszyło (okazało się, że i tak Fundacja jest już zamknięta) a po drugie nie pamiętałam dokładnie gdzie ona jest. Mniej więcej kojarzyłam i ostatecznie trafiłam, ale tak na pierwszy rzut oka wydawało się to nie takie oczywiste.
Wylądowaliśmy na Chmielnej, gdzie wolna była (o zgrozo!) ławeczka ustawiona najbliżej skrzyżowania z pasażem Wiecha. Totalna niespodzianka, bo zazwyczaj są na niej tłumy ludzi przecież i nigdy nie bywa wolna. No to usiedliśmy, bo chciałem poczuć jak to jest – jak się czują młodzi ludzie spędzający tutaj całe dnie. No i już wiem. A najlepsze było to, że trzyosobowa grupa młodzieży ha-end-em czekała naprzeciwko nas od pewnego momentu aż zejdziemy z ławeczki, bo sami chcieli tam usiąść. Jak wstaliśmy, poderwali się szybko i zbliżyli do niej.
No i z Patrykiem jestem umówiona na wyjście do Daniela, który wysłał zaproszenie na domówkę. Nie ukrywam, że Patryk jest dla mnie takim zabezpieczeniem, że przynajmniej wiem, że nie będę się nudzić. No bo skąd mam wiedzieć, co tam się będzie działo, jeśli nawet listy gości nie znam…
Piątek nadszedł nieoczekiwanie, prawdę mówiąc. Przez cały niemal dzień z Michałem podkreślaliśmy, że totalnie nie czujemy piątku, że to już teraz, że nadszedł. Więc musieliśmy bardziej racjonalnie podjeść do sprawy. Najśmieszniejsze wydarzenie – jeden z adminów na Gaylife stwierdził, że zlikwiduje mi konto, bo mam podany tam nieprawdziwy wiek. Wymiana uprzejmych wiadomości, z cytowaniem regulaminu włącznie, stanęła na tym, że on zlikwiduje a ja przyjęłam do wiadomości. A że mnie rozśmieszył (jakby mi jakoś szczególnie zależało na tym profilu…), to napisałam do znajomego administratora. Po kilkudziesięciu minutach odebrałem telefon, że już wszystko załatwione. Wieczorem jeszcze się dowiedziałem, że groźny pan admin jak będzie nadal się rzucał, to nie będzie już adminem. A do wszystkich ponoć z administracji poszła wiadomość, że mojego wieku i mojego profilu mają się nie czepiać. Się afera jakaś zrobiła wokół tego, nie wiadomo po co w sumie :)
Cały dzień uczyłem się do egzaminu, pisałem teksty zaległe, przygotowywałem strony internetowe, oglądałem „Queer as Folk” (kończę już ostatnią serię) i jakoś zebrałem się na 22:30 czy coś.
Byłam wtedy umówiona z Jurkiem i Pasywem pod Paparazzi. Już w drodze byłam, gdy się okazało, że Pasyw nie da rady. Bo coś tam kino, coś tam się przedłuża… Łorewa. Jurek zgarnął mnie spod H&M w Centrum swoim autem. Dotarliśmy do klubu pieszo, bo Jurek postanowił szaleć tej nocy. A w ogóle to do Paparazzi zaprosił mnie dj Mmikimaus. Wpisał na listę i w ogóle, ale to się niepotrzebne okazało. Poza tym, że selekcjoner to totalny buc, to weszliśmy tak czy owak.
To mój pierwszy raz w Paparazzi. Miejsce, ładne. Średnia wieku, za wysoka. Miejsce do tańczenia, praktycznie nie istnieje. Cóż było robić? Przeszliśmy się po tym przybytku, znaleźliśmy w miarę dogodne miejsce do stania i tam zanurzaliśmy się w muzyce Mmikiego lekko tańcząc. Jurek w tym czasie w bardzo niewyjaśnionych okolicznościach zgubił płytę CD, którą dostał od dja i rozpoznał koleżankę, której imię pomylił, a która tam pracowała. Po jakimś czasie Pasyw przyszedł. Postaliśmy chwilę jeszcze, posłuchaliśmy serwowanej nam muzyki i zaraz zaczęliśmy się zbierać. Jurek stwierdził, że jeszcze przyjdzie czas, gdy miejsca takie jak Paparazzi będą przez niego często odwiedzane. Ja wiem, że ja do nich nie będę często wpadać. Ot, czasem, dla odmiany może.
Było dość wcześnie, a nie mieliśmy pomysłu co dalej w sumie. Więc został nocny na Nowym Świecie. Wkurwiłam się, bo się nagle jakieś megazamieszanie wewnątrz zrobiło. Dwa metry kwadratowe przestrzeni, jakieś dwie panie plotkują głośno, trzecia koło nich rozmawia przez telefon, pan prosi o 2 zł, kolejka się posuwa i hałasuje, butelki uderzają, dziewczyny się nie przesuwają, „i papierosy jeszcze!”… Jakiś chaos totalny. Kupiłem sobie jogurcik.
Poszliśmy w okolice tymczasowej siedziby Muzeum Historii Żydów Polskich i Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Chłopcy tam zabawiali się swoimi małymi… buteleczkami. No i dyskusje jakoś tak krążyły wokół tego czy jest istotna różnica między „chętniej pasywny” a „częściej pasywny”. Życiowe problemy, nie powiem.
Po wypiciu przez nich niewielkich ilości alkoholu, poszliśmy do McD. Po drodze zastanawiali się, dlaczego nie wsiedliśmy do samochodu, tylko marzliśmy na zewnątrz. Mi tam zimno nie było, jeść mi się też nie chciało. Ale Pasyw, wiadomo, zawsze. Więc weszliśmy i coś tam jedli.
No a potem nam już tylko pozostała prosta droga na Jasną 1.
To była ważna noc. I nie chodzi o to, że Damian.be ściął włosy, czy że Pawełek Firenzo się zjawił w Utopii. Nie, nie. To też ważne sprawy, ma się rozumieć, ale przede wszystkim – noc próbna Maćka, zwanego Maćkiem z Mercer’sa. Boże, jak mu dobrze w tej koszulce polo białej ze złotym logo Utopii! A do tego miał odpowiednie spodnie, więc wyglądał bosko. Ja wiem, ładnemu we wszystkim ładnie, ale tak jakoś mnie ten widok zachwycił. No i jaki dumny mogłem być, że ja go znam, a reszta ciot-bywalczyń w VIPie nie za bardzo!
Jurek i Pasyw szaleli na parkiecie, choć przyznać trzeba, że Pasyw – jak zwykle – na widok Piotrka najpierw trochę stracił humor. Ta ich relacja zaczyna mnie męczyć i nudzić :) Z jednej strony nie są razem, z drugiej – zdarzyło im się spać razem, z trzeciej – nienawidzą się, z czwartek – Piotrek w kółko mówi, że mu szkoda Pasywa… No, łorewa im w dupę.
Znajomych było sporo. Grzesiek, Kuba 69, Kuba Po Prostu, Daniel jego, Tomek, Piotrek, nawet Marcin Czeremis ze swoim partnerem i Davidek. Ja się co prawda plotkami nie zajmuję, ale jakieś tam do mnie docierają.
Muzycznie było najpierw średnio, potem lepiej. Perełka do 2 grał i potem nad ranem trochę też. Daje radę! Mówiłam mu to już dawno! Tak więc było do zniesienia. Nie było, niestety, Hugo, bo mu zdrowie nie pozwoliło, ale mam wielką nadzieję, że za tydzień będzie już wszystko okej i się zjawi.
Właściwie noc była dość spokojna, co może się wydać zaskakujące w sumie. Ale to była dopiero rozgrzewka.
Pospałem w sobotę sobie nie za wiele, ale za to jakoś tak dobrze. Przechodzi mi powoli jakaś ta infekcja, co się zaczynała rozwijać w moim gardle. Już mnie nie boli rano i mogę w miarę od razu mówić, więc nie jest źle. Ja wiem, ja wiem, trzeba dbać o siebie i takie tam. No, ale ja dbam, tylko bez pomocy lekarzy zazwyczaj.
Absolutnie nic nie zapowiadało, że to będzie takie udane zakończenie wakacji sensu stricte. Nic nie zapowiadało, że to będzie powrót do mojej dawnej tradycji dwunastogodzinnego imprezowania. A jednak, stało się.
Zaczęło się niewinnie, krótkim biforowaniem u Piotrka na Ordynackiej. Pasyw później też zaprosił, ale ani to wygodne, ani po drodze, ani nie był pierwszy. Więc wylądowałam u Piotrka. Tam jakaś lesbijka jeszcze była – siostra klasowej koleżanki mojego brata… Jaki ten świat mały… Ogarnął się, ja się poprawiłam i zaraz ruszyliśmy pod Kolumnę Zygmunta, gdzie miał na nas czekać Pasyw z Robertem. Po drodze się za nami ludzie oglądali, ale co ja na to poradzę? Wyglądamy dobrze i chuj.
Po kolumną na nas nie czekali, bo im spieszno było do Tomba Tomba. Bo zimno im i siku i w ogóle. No, łorewa. Najgorsze dopiero przed nami. Bo się okazało, że w związku z Piana Party jest zmiana planów. Normalnie było tak w wakacje, że do 24:00 wstęp za friko a potem się płaci. No, ale tej nocy postanowili zrobić niespodziankę i od 23 pobierali haracz. Ja, oczywiście, bez grosza. Więc mówię, że nie idę. Pasyw się wkurza, bo już zapłacił i już w środku jest. Piotrek nie chce płacić a poza tym w środku Natek a oni za sobą nie przepadają… Skończyło się na tym, że pomaszerowaliśmy do bankomatu, Tomek zapłacił za moje wejście (jak dobrze mieć sponsora) i wszyscy weszliśmy. I chyba nie było czego żałować. Dobrze grali, bez dwóch zdań. I to naprawdę dobrze, bo z takiego electro i minimala niemal w jaki czasem wchodzą – przemieszczali się ładnie w house’owe brzmienie. Było dobrze. No, ale zabawa zabawą, wszystko fajnie, do czasu, gdy felerną pianę zaczęli puszczać. Więc koło 1 z minutami trzeba było się zmywać stamtąd. Zresztą jak o 00:37 puścili po raz pierwszy pianę, to i tak ponad połowa parkietu uciekła.
A przed klubem policja rozmawiała z panem podejrzanym o rozbicie lamp w jacuzzi. Wcześniej wewnątrz klubu widziałam jak z nim ochrona rozmawiała. On nieco pijany, więc i waleczny – „wzywajcie policje jak chcecie!”. No to wezwali.
Po drodze z Tomba Tomba zaliczyliśmy… Tak, McDonald’sa. Kolejka tak wielka, że nawet mnie to zszokowało. Ja rozumiem, weekend, druga dochodzi… ale bez przesady. Swoje odstaliśmy, lesbijka chciała wpierdolić dwóm chłopcom, co się głupio uśmiechali na nasz widok (ale tego nie zrobiła) i udało nam się dotrzeć do kasy. Po drodze zbieraliśmy wszystkie drobne, jakie kto miał i liczyliśmy na co nam starczy. Wszystko ładnie szło, aż podeszli do nas jacyś dwaj chłopcy wyrośnięci i lekko dresowaci i zaczęli nas błagać, żeby im wziąć 5 cheesburgerów, bo im się nie chce w kolejce stać. Chwila wahania, ale ostatecznie im kupiłam. Dali kasę i powiedzieli, że reszta dla nas. Nie wiem ile tej reszty wyszło. Z 10 zł? Może jakoś tak. Nie ma to jak dobry uczynek, co nie?
Dotarliśmy do Utopii. Patryczek czekał na mnie ze swoją siostrą. O ile on wszedł spoko, o tyle od niej zażądano dowodu. Gdyby to był chłopiec, to pewno bym coś zdziałała… Ale z kobietami w ogóle jest problem, a jeszcze takimi 17letnimi, to w ogóle… Więc Patryk poszedł z nią dalej. Mamy pewien pomysł z Piotrem-selekcjonerem na prezent urodzinowy dla Królowej. Oczywiście, nie zdradzę co, ale jak się uda, to będzie megamiło! Na razie wszystko na mojej głowie ;) ale tak być musi. Znajomych, jak zwykle, nie zabrakło. Zresztą to już standard. Jak się od lat jest meblem w jakimś klubie, to ciężko nie mieć tam w chuja znajomych, prawda? Nawet Marcin z Kacprem się pojawili. Szkoda, że tak szybko się zmyć musieli. No i Macięty, Daniel, Kornel, Łukasz, Arek…
Impreza bardzo udana. Muzycznie, ma się rozumieć. Trochę tłoczno w pewnym momencie, ale czego się spodziewać ostatniej nocy sierpnia? Z jednej strony – młodzież, co teraz nie będzie mogła chodzić do klubów, bo się szkoła zaczyna, z drugiej – wróciły ciotki z wakacyjnych wyjazdów i chcą się pokazać. Ja wcale nie narzekam przecież, tylko fakt stwierdzam.
Bartek był, tłumaczył się z zaproszenia, które kiedyś do mnie wystosował, a które ostatecznie nie doszło do skutku z powodu… zaspania :) No, nieważne. Ważne, że się poczuł w obowiązku mi to wyjaśnić. To miłe. No i miły był w ogóle tej nocy, bo cały czas mnie namawiał na drinka czy innego red bulla. I nawet ostatecznie mi kupił ze dwa czy trzy. Nie liczyłam, ale to miłe.
Oczywiście, że wie o moich problemach finansowych. I oczywiste nie tylko dlatego, że będąc miłym nie wypomina mi tego, kupuje picie pozwalając zachować resztki godności, ale też dlatego, że coś wspominał o jakiejś pracy-zleceniu dla niego na przełomie września-października. Spoko, jestem na tak, jak najbardziej. Nawet nie tylko dla samej kasy, bo to oczywiste, ale dlatego, że jest po prostu miły.
A na parkiecie trwał szał. Ostro Nobis jak zwykle sobie z nami radził. Potem inni też. Nie pamiętam już kto jeszcze grał tej nocy (Dio?), ale dawali radę zdecydowanie. Gorzej, że inni nie dali rady. Dla przykładu taka Ania Bober, co była w takim stanie, że idąc przez klub zwymiotowała trochę na pana bez koszulki… Ja rozumiem, że szał ciał i w ogóle, ale to już lekka przesada była…
No i gdy już powoli 5 mijała i się zaczynało robić sympatycznie błogo – nawet powoli można było planować do domu pójście za godzinę czy coś, Bartek zaproponował after u niego. Najpierw sceptycznie, potem coraz chętniej. A co mi tam, w sumie. Zgarnęłam Pasywa i Natka i byliśmy gotowi do drogi. Bartek kupił w Utopii skrzynkę Coli i Sprite’a, bo było w domu niczego do picia. Wrzuciliśmy w taxi i zaraz podjechaliśmy na miejsce. Najlepsze jest to, że jego Maciek dopiero co z pracy wrócił i… byli u niego znajomi. Jakaś Magda czy Monika (nie pamiętam…) i Siergiej. Szkoda, że zaraz musieli iść. My siedzieliśmy, Madonna zaczynała swój koncert z DVD… I się robiło bardzo sympatycznie. Szkoda, że Bartek się wykruszył dość szybko. Potem zaraz się zaczęli Pasyw z Narkiem zbierać. No i po co? Jeszcze się tylko koszulą Pasyw wymienił z Maćkiem i znikali. No to zostałam z Maćkiem. I się zaczęło. Najpierw pitu-pitu, a potem Maciek mówi, że musimy pić jak mężczyźni. Jak dla mnie, spoko, ja daję radę. Poszło kilka szotów i się zrobiło naprawdę śmiesznie. Tym bardziej, że Maciek wypił coś wcześniej i był troszkę bardziej ode mnie wstawiony. Oczywiście namawiał mnie, żebym u nich nocowała… ale ja wiem, że Damie nie wypada. Więc się zebrałam w sobie i tramwajem ładnie pojechałam do domu. Po drodze jeszcze McD na centralnym zaliczyłam. Nie zastanawiałem się nawet która godzina jest, ale dokładnie przede mną zmienili menu śniadaniowe na normalne. Więc już wiedziałem.
Do domu dotarłem po 11. Już Michał wstał, już miał gościa (koleżanka jego się u nas zatrzymuje na kilka dni) a ja miałem ochotę tańczyć. Muzyka włączona, poskakałam chwilę ale stwierdziłam, że jednak rozsądniej będzie się przespać jakiś czas. Cudowna, dwunastogodzinna impreza zakończona.
W niedzielę niewiele robiłam, bo wstałam dość późno… Ale QaF udało się obejrzeć, coś tam popracować – żeby nie było, że wegetowałem całkiem. Co to, to nie. Ruszyło odliczanie na stronie Floor-Sitting Party. Coraz mniej czasu, a coraz więcej przygotowań. Pomysły mam niezłe, choć nad dress code jeszcze nie myślałam. Spokojnie, samo przyjdzie.
W poniedziałek – pierwszy dzień mojego stażu.
Jeszcze tylko się pouczyłem do egzaminu z historii mediów (wszystko, co ma w nazwie „historia” nie może być ciekawe…) i poszedłem go zdawać na 11. A że byłem ciut wcześniej, to wszedłem do pana egzaminatora innego, co z tego samego egzaminował. No i mam 4. No i bajcik. Fakt faktem, że miałem pecha. Ja wiem, zawsze się mówi, że pyta z tego, co się najmniej umie. Ale to naprawdę najmniej umiałam. Jak koleżankę obok zapytał o pierwszą rzecz, to mogłam śpiewać to. Zresztą jak ona nie wiedziała i mnie dopytywał, to odpowiadałam oczywiście prawidłowo.
Potem – do redakcji. Zaczyna się mój dwumiesięczny staż. Będzie dobrze, nie?
Pierwszy dzień minął bardzo fajnie. Przemeblowałem pomieszczenie redakcyjne, dostałem służbową komórkę i laptopa służbowego. Wiem mniej więcej co mam robić. Przede wszystkim odpowiadam na maile, forwarduję maile, wysyłam maile, wstawiam na stronę, koordynuję, wyliczam, piszę… Takie tam.
Zobaczymy jak będzie dalej. Wciąż nie rozmawiałam z pracodawczynią o tym ile chcę zarabiać potem. Sama nie wiem w sumie… Bo mój tydzień pracy trwa 27,5 godziny, więc nie mogę za dużo żądać, prawda? Tym bardziej, że chcieli koszty zmniejszyć – między innymi dlatego poprzednia sekretarz redakcji odeszła. No i poza tym za każdy tekst mi płacą osobno jeszcze… Zobaczymy.
Mam coraz więcej zaświadczeń, poświadczeń, referencji, opinii – wszystko do stypendiów. A jutro mam egzamin. A w piątek Tomeczek wpada. Ogień będzie, jak nic, kurwa.
Ogień !!!
„(wszystko, co ma w nazwie „historia” nie może być ciekawe…)”
hihi. właśnie dlatego to taki wstyd, że masz 'mgr’ przed nazwiskiem. aż chyba się zrzekne swojego magistra, żeby nie było podobieństwa.
-> Madox
Uważaj, żeby Ci się poślady nie podpaliły ;)
-> doutzen kroes.
O tak! Zrób to jak najprędzej!
Miło, że wróciłaś z wakacji.