Się nazywa
Tym co ostatnio zajmuje głównie moją głowę jest słowo na S.Nie, nie, nie sesja! Co mi tam sesja. Kolejna w życiu – nie pierwsza, nie ostatnia. S jak skandal. Jest bowiem takie prawicowo-katolickie środowisko działaczy zgromadzonych wokół czasopisma „Fronda”. No i oni stwierdzili, po dokonaniu zaskakującego odkrycia, że ja nie mogę dostawać stypendium JP2, bo jestem „pedalskim działaczem”. I ogólnie, że jestem zboczeńcem, osobą chorą, aktywistą, czynnym gejem i się nie nadaję na stypendystę. Piszą do Centrum Myśli Jana Pawła II celem odebrania mi tegoż stypendium. Umówili się na swoim forum i akcja trwa(ła). Chyba zadowoliła ich odpowiedź, jaką dostali z Centrum, że materiały przez nich uzbierane zostały przekazane Komisji Stypendialnej, bo od wczoraj milczą w mojej sprawie.
Właściwie bym się może i tym nie przejęła, gdyby nie świadomość kto stoi za całą sprawą. Pamiętacie aferę z ostatnią kampanią House’a (ta ze sposobami na dziewictwo), albo aferę z Madonną ustylizowaną na Matkę Boską na okładce „Machiny”? No i sprawę księdza Węcławskiego? To wszystko jedna i ta sama osoba ponoć ma na swoim koncie. Właśnie ta, która postanowiła zająć się odebraniem zboczeńcowi stypendium im. JP2.Oczywiście, że mi się ono należy. Komisja tak oceniła merytorycznie moje zgłoszenie, że uznała, że mi się należy. Pani przewodnicząca Komisji powiedziała na spotkaniu w lutym ze mną i szefem Centrum, że jestem jednym z lepszych stypendystów. Takich, co do których nie ma wątpliwości. A teraz się okazuje, że są.
Moralną, estetyczną czy jakąkolwiek inną ocenę mojej osoby każdy posiadać może i ma absolutne prawo. Nic mi do tego. Ale stypendium nie jest za moralność, estetykę czy cokolwiek innego. To jest stypendium naukowe (z uwzględnieniem sytuacji materialno-bytowej). To znaczy, że jest przyznawane zgodnie z pewnymi merytorycznym, zestandaryzowanymi kryteriami. I żadne inne się nie liczą.
Dlatego, jak już informowałam w serwisie na blox.pl – gdyby okazało się, że inne niż owe merytoryczne kwestie zadecydują o nieprzyznaniu mi stypendium, będę interweniować. Skoro środowisko katolicko-prawicowe ma prawo walczyć, to i ja, jako atakowany, mam prawo się bronić.
Co nie zmienia faktu, że całą sprawę uważam za żenującą. Po prostu żenującą.
Jeśli już zaś temat sesji egzaminacyjnej się pojawił… to owszem, trwa.
Najśmieszniej było w poniedziałek. Na 8 wybraliśmy się z Michałem do Wyższej Szkoły Czegoś-tam, Czegoś-tam-innego i Jeszcze-czegoś, gdzie UW wynajęło sale i robiło egzamin certyfikacyjny z angielskiego na poziomie B2. Z tego, co się orientuję, to ludzi miało być kilka tysięcy (4,5?). Tłok, zamieszanie, hałas, harmider, szok. Dziesiątki sal, zdezorientowani studenci, brak obsługi technicznej… Coś niebywałego.
Ostatecznie do sali, w której pisałam, dostałam się jakoś po 9 :) Zresztą nie byłam ostatnia. Sam test okazał się dość prosty i to mnie akurat cieszy. Jestem więcej jak pewna, że zdam. Nawet Michał, który twierdzi, że nie jest dobry z angielskiego, twierdzi, że było łatwe. Może i tak ma być.
Po teście przeniosłem się do UW, bo tutaj do odebrania książki od Roberta niezbędne do napisania pracy, jakieś-tam sprawy do załatwienia w biurze Zarządu Samorządu Studentów UW, na Karowej też kilka dupereli, jakiś-tam wpis do wzięcia („bdb”) i ogólnie sporo takiego krzątania się. Zajmuje czas, a niewiele efektu daje. No, ale trzeba. Potem przez Carrefoura wróciłem do domu. I odpocząć mogłem nareszcie. Wtorek to dzień wolny od egzaminów. Ale nie wolny od pracy. Skończyłem magisterkę. Poprawiłem co trzeba, dopisałem. Teraz oddałem do ostatnich poprawek mojej pani promotor. Strasznie to dziwne uczucie, taka świadomość, że oto kończy się czas studiów numer jeden. Mój najważniejszy kierunek, kurczę.
Praca wydrukowana zaniesiona. Wydrukowałem też w Skarabeuszu na UW materiały do sesji i jakieś-tam dwie prace zaliczeniowe. W sumie ponad 160 stron wyszło. Z czego spora część pomniejszona dwukrotnie. Zostawiłem pracę promotor, zaniosłem jakąś zaliczeniową i poszedłem na spotkanie w sprawie ankiety ogólnouniwersyteckiej. Ustaliliśmy kilka spraw związanych z promocją. Już ponad 7 tys. ludzi wypełniło! Super! Moim marzeniem jest 30 tys., ale nie wiem czy to osiągalne. Plan minimum (5,5 tys.) jest zrealizowany, teraz trzeba dążyć do planu maksimum. Czyli ile się da.
Jeśli czytają to studenci UW, którzy jeszcze nie wypełnili ankiety – zróbcie to :) Co wam szkodzi? Są wakacje już prawie. Macie czas do 30 września a całość zajmie wam jakieś 20-25 minut. To nic trudnego, a warto, bo dzięki temu na UW naprawdę może być lepiej.
Prosto z tego spotkania, pobiegłam na kolejne. Tym razem – Komisja Dydaktyczna na socjologii. Kurcze, ciężka sprawa tym studiami. Planujemy bowiem logikę studiów socjologii na licencjackich. Jest kilka bardzo ważnych spraw do wymyślenia i ich nieodpowiednie ułożenie może potem skutkować na kolejne lata. Tak jak aktualny pierwszy rok, który ma po prostu przesrane. Idą starym programem, tego się nie da już zmienić. Współczuję im na III roku, bo będą mieli naprawdę hardcore.
No i ostatnie korki z Pawełkiem. Mam nadzieję, że ostatnie tylko w tym roku szkolnym. Nie zrobił zadania domowego. Znów. Opierdoliłam go a potem dałam mu test. Zajął mu prawie godzinę. Fakt, nienajłatwiejszy przygotowałam, ale co tam. Z całego roku naszych spotkań był właściwie. Musi być trudny.
Ogólnie to naszła mnie refleksja, że jest już lato. Widać to na mieście. Chłopcy i dziewczęta roznegliżowani, starzy panowie śmierdzący, stare panie w zwiewnych sukniach z dawnych lat. Jest super. Mimo tego, że śmierci i w tramwajach Pesy rzadko działa klimatyzacja. Naprawdę, jest spoko. Ładne widoki rekompensują mi wszelkie niedogodności ;) W środę – egzamin. Wydaje mi się, że prosty, bo to „Technologie informacyjne mediów – cz. II: Internet”. Banalne chyba. Szybko napisałem i mogłem wracać do domu. Zamiast popracować trochę, to się poobijałam. I spałam w ciągu dnia, co mi się od miesięcy nie zdarzało. Superwrażenie, naprawdę.
Ale nie za długo, oczywiście, bo wieczorem wpisy z Retoryki. Napisałem taką pracę o wypowiedziach Jana Pawła II skierowanych do artystów na przełomie XX i XXI wieku. Trochę się bałem, bo nie wiedziałem czy dobrze. Pan doktor powiedział, że bardzo rzetelnie, bardzo dokładnie, bardzo dobra analiza. Jedyna rzecz, do której się przyczepił, to forma. W sensie, że stwierdził, że mogło być bardziej eseistyczne i byłoby to z korzyścią jeszcze dla pracy. No cóż, może i tak. Mam bdb oczywiście. A przy okazji pogadałem sobie z panem o studiach w ID, bo wydaje mi się, że on ma tutaj niezły dystans do tego, co się dzieje.
A jeśli idzie o dobre oceny, to z Socjologii Internetu pan napisał do mnie, że chce mi postawić 5+, bo wyżej nie da rady. Moja praca musiała się mu spodobać ;) No i docenił aktywność na zajęciach. Wczoraj – egzamin. Socjologia rodziny. Prosty, kurcze. Każdy dostawał spersonalizowane pytania. Ja dostałam, uwaga, uwaga, o znaczeniu rodziny w kształtowaniu roli płciowej i roli rodzicielskiej :) Przypadek, bo losowo były przydzielane owe pytania :) Napisałem w 25 minut (całość trwała 60) i poszedłem. Znów na Krakowskie Przedmieście do biura ZSS. Materiały na Senat UW są. I co się okazuje? Że uważa komisja, że jedna z naszych poprawek jest niezgodna ze Statutem. Ale to banał akurat i wierzę, że dobrze wyjdzie ogólnie. Niemniej, jest sprawozdanie roczne Rektora UW (pasjonująca lektura, naprawdę) no i to, co najgorsze – uchwalenie budżetu na rok 2008. Skandal, bo Komisja negatywnie zaopiniowała wniosek… Może być gorąco na posiedzeniu w środę.
W domku wziąłem się za pisanie nareszcie. 10 stron do dzisiaj mam, więc wczoraj 5 prawie napisałam. Proste w sumie. Wieczorem miałam pilne spotkanie, o którym na razie mówić nie mogę, ale którego sekrety zdradzę za kilka dni ;)
Mogę za to dzisiaj już powiedzieć o co chodziło w piątku tydzień temu. Na 6 rano w piątek zwołaliśmy Walne Zebranie Studentów dziennikarstwa. Przyszły, zgodnie z przewidywaniami, 4 osoby. I przedstawiciel Uczelnianej Komisji Wyborczej Samorządu Studentów. Wszystko było zgodnie z prawem, bo zachowałem procedurę związaną z zebraniem 100 podpisów pod wnioskiem o zwołanie i na tydzień przed wszystkim – wywiesiłem ogłoszenia, wysłałem informację, wszystko dopełnione. Na spotkaniu, które trwało może ze 20 minut udało się nam m.in. zmienić regulamin :) To bardzo ważna zmiana. Raz, że trzeba było, bo stary nie pasował do nowych realiów prawnych, a dwa, że nowy jest lepszy i trochę zmienia. Dzisiaj jeszcze muszę go na uczelni wywiesić i będzie spoko. Cała procedura będzie dopełniona. Dzisiaj też mam egzamin niedługo, więc trzymać kciuki. Bo to akurat dość trudny. Jeden z niewielu trudnych, tak prawdę mówiąc.
Ale spoko, spoko. Damy radę. Wieczorem impreza :)
I to się nazywa krótka blotka.
Błagam, nie pisz czcionką Calibri :(((. A tak w ogóle to pozdrawiam :P.
notka nie jest krótka.
jest w sam raz.
ten skandla mnie coraz bardziej zaskakuje, że ludzie nie mają już czego robić…