Mów mi Marysia Sadowska
Prawie tydzień mija od ostatniej blotki. Jakoś nie miałam czasu, żeby się wziąć za pisanie. W sumie to nie wyjaśnienie żadne, a znajomi pytają: kiedy, kiedy? No więc teraz, dzisiaj, już. Jest.
Kontynuując poprzednią myśl – na tyle, na ile jest to możliwe – ostatecznie prawie 100 osób oddało swój głos na mnie, jako kandydatkę na Miss w gronie. To miłe, prawda? Niemniej, nie wystartowałem. Z wielu powodów, ale jednak stwierdziłem, że nie mam teraz na to wszystko czasu. Sława, pieniądze, telefony, wiadomości – nie, nie, nie. Muszę skupić się na innych rzeczach. Może w przyszłym roku wystartuję. Tym niemniej, dziękuję wszystkim, co na mnie głosowali. To miłe z Waszej strony.
Zająłem się za to poważnie dniem Paris Hilton. Dzisiaj ostatecznie zadecyduję o tym, które z 4 proponowanych logo zostanie tym właściwym i ostatecznym znakiem graficznym III Międzynarodowego Dnia Paris Hilton. Dzisiaj też do Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego m. st. Warszawy dotrzeć powinno zgłoszenie manifestacji, która odbędzie się 4 maja. Nasze zgromadzenie publiczne ma o 14:00 odbyć się pod pomnikiem Mikołaja Kopernika na Krakowskim Przedmieściu. Ciekawe, ile osób zjawi się tym razem. Wszystkie zapewnienie „ale super! wpadnę ze znajomymi!” traktuję z przymrużeniem oka. Wiadomo, pogadać każdy może, a doświadczenie uczy, że ostatecznie każdy jakąś wymówkę znajdzie. Specjalnie przesunąłem co prawda spotkanie z 12 na 14, żeby nie mówili, że się wyspać nie mogli, ale wiadomo, że to tak czy owak będzie jeden z argumentów „na nie”. A prawda jest taka, że część z osób, które zapowiadają przybycie, wie doskonale, że nie przyjdą. Zastanawiam się tylko – po co w takiej sytuacji okłamują mnie (i siebie?) i twierdzą, że się zjawią. Liczę, tak naprawdę, na najbliższych znajomych tylko. No i na media, wiadomo.
Kończę też przygotowania Floor-Sitting Party trzydniowego. Myślę, że się odbędzie. Już mogę chyba zdradzić, że specjalnie na tę okazję swój czterogodzinny set z myślą o moich gościach nagrać ma dj Mmikimaus. Coś specjalnego dla uczestników 16th F-SP ma też przygotować dj hu_go, czyli muzyczny maganer Utopii. Będzie się działo! Do zapełnienia planu brakuje mi jeszcze tylko jednej rzeczy. Wiem już, że będzie wystawa fotografii mojej znajomej też. Szczegóły wszyscy poznają lada dzień, więc na razie wstrzymuję się z ich podawaniem. Mam nadzieję, że sporo osób się przewinie przez te 3 dni przez moje mieszkanie.
A raczej mieszkanie Justyny, która lada dzień powinna się o kasę upomnieć ;) Zresztą jak się tutaj kiedyś-tam wprowadzałem z Piotrem w2lichem, to chciała, żeby jej płacić pierwszego każdego miesiąca. Od razu ustaliliśmy, że się nie da, że chcemy 10. Zgodziła się, a teraz jak odbiera kasę ode mnie, to raczej koło 20 :) Jak tak dalej pójdzie, to się całość prawie o miesiąc przesunie względem pierwotnej propozycji.
Piszę tak o tym, bo prawda jest taka, że coś mało kasy mam w tym miesiącu. Nie dostałem jeszcze JP2, to fakt no i gazeta mi jeszcze nie zapłaciła, ale mają czas tak naprawdę, bo to koło dwudziestego dopiero. Ale chcę po prostu dotrzymać kilkumiesięcznej już tradycji i nie używać karty kredytowej. Mam nadzieję, że się uda. Bo odkładanie kasy na wakacje idzie zgodnie z planem :)
W środę musiałem wstać wcześniej niż chciałam, bo… miałam spotkanie w Bibliotece Uniwersyteckiej. Poszedłem tam, żeby pogadać o ucyfrowieniu materiałów dydaktycznych Instytutu Socjologii. I uda się. Jestem bardzo dobrej myśli. Z panią gadało się miło i dość konkretnie, a to dobrze wróży. Słowo-klucz dla niej: procedura. Koniecznie chce wypracować procedurę, żeby trzymać się procedury i żeby wyznaczyć osoby, które będą włączone w procedurę. Z jednej strony, to śmiesznie brzmi, ale z drugiej – dobrze, że chce być taka dopracowana i doprecyzowana. To dobry znak.
Potem – zajęcia. I spoko, dałam radę. Nie było łatwo, bo było długo. Niemniej, czasem trzeba. Przerwę też sobie zrobiłam, bo Damian Madox chciał się zobaczyć. Wyrwałam się na chwilkę z ciągu zajęć i poszłam na spotkanie z nim do Krzyśka. Zresztą odwiedzam go dość często ostatnio. Damian zaś, po raz kolejny i znów, podawał jakieś daty, twierdząc, że wtedy przyjdzie malować mi pokój i że kiedyś-tam pójdzie do Utopii ze mną na smyczy. Taj, tak, ja wiem.
Po zajęciach zaś – Debata Instytutu Socjologii. Dorn, Śpiewak, Grabowska i Gdula. Niezły skład i nawet sobie dogryzali Gdula z Grabowską, ale przyznam, że doszedłem do wniosku, że mnie tak naprawdę polityka nie interesuje. I debata i IV RP wydała mi się przez to średnio ciekawa. Nie żałuję, że na nią poszedłem, ale jednak muszę zaliczać raczej konferencje naukowe niż takie spotkania, z całym szacunkiem do nich.
W czwartek znów nie pospałam, bo – wyjątkowo – znów posiedzenie Komisji Senatu UW. Raniutko, bo o 10, podczas gdy ja mam zajęcia na 12. Chciałam zresztą z Komisji się wyrwać na owe zajęcia, bo nie mogę ich tak opuszczać… Ale nie wyszło. Było za ciekawie – to raz, a poza tym mieliśmy rozmawiać o raporcie o sprawach studenckich – to dwa. To, że nie zdążyliśmy z tym ostatnim, to inna sprawa. Niemniej jednak, na zajęcia pierwsze nie poszedłem. Odpocząłem chwilkę i znów wróciłem do pracy umysłowej. Odpoczywałem, żeby nie było wątpliwości, u Krzyśka. I pojawiła się propozycja zakupu od niego alkoholu. Bo on tam ma znajomego kogoś-ważnego w Absolucie no i może taniej załatwić buteleczki. Wiadomo, że od razu o znajomych pomyślałam. I zamówiłam dla nich oraz dla siebie – 5 butelek 0,7 litra. Różne tam smaki „na jutro” miały być. Po 35 zł za butelkę, czyli jakieś 10 zł taniej niż w sklepie.
Po zajęciach, które kończę o 19:30, jeszcze pojechałam do Carrefoura, bo coś czułam, że nie dam rady tradycyjnie w piątek. Nie wiem jak to się stało, ale przeczucie moje okazało się słusznym.
W piątek wszyscy przeżywali połowinki socjologów. Ja mniej, choć przyznam, że chyba najwięcej biletów przed imprezą sprzedałam. I z tego dumna jestem. Uczestnictwo w zajęciach przebiegało bez większych zakłóceń, poza tym, że o 16 musiałem się z zajęć zwolnić i iść na posiedzenie komisji dydaktycznej na socjologii. Jestem reprezentantem studentów w tym ciele, więc warto było iść. Posiedzenie, jak się potem okazało, trwało ponad 3 godziny. A poza tym te zajęcia, z których się zwolniłem, ostatecznie zostały odwołane.
Posiedzenie ważne. Omawialiśmy jakie zajęcia zamówi Instytut Socjologii w przyszłym roku akademickim. I co się okazało? Że nasi studenci będą mieli ponad 200 kursów do wyboru. To rekord. Dotychczas mieliśmy 160-180. Dwieście to coś nowego. I chwała im za to!
Walczyłem o nie-dawanie zajęć najsłabiej wypadającym pracownikom i nawet mi się to udało jakoś. Poza tym, wspomniałam o ucyfrowieniu materiałów dydaktycznych. Pojawiły się, jak zawsze, obawy o prawa autorskie. Rozwiałem je tak na szybko, ale jestem umówiony, że zaprezentuję pokaz multimedialny następnym razem. Dzisiaj mam go też przedstawić Zarządowi Samorządu Studentów. No i potem, jak się okazało, najpewniej na Radzie Naukowej Instytutu. Żeby wszystkich przekonać. I chciałabym, żeby w wakacje to zrobić. Tak ostatecznie, żeby 1 października ruszyło wszystko-wszystko. To będzie taka moja pozostałość w Instytucie, jak już skończę te studia w czerwcu. Poza tym, mam nadzieję na studia doktoranckie. I mam dużo wiary, że się uda.
Wróciłam do domu około 20 a już o 22 miałam być w Hydrozagadce. W miarę mi się to udało. Przez godzinę stałem na bramce, pobierając opłaty, sprawdzając bilety, rozdając kupony na piwo i plakietki pamiątkowe. Dyżur spełniony i formalnie nic mnie tam nie trzymało. Jako jednak, że przywiozłem tam swojego laptopa, to pomogłem im z prezentacją. Która zresztą ostatecznie nie ruszyła, bo rzutnik był coś zjebany. No cóż, trudno. Zostawiłem laptopa, zgodnie z umową i po północy zamówiłam taxi do centrum. Jeszcze Mateuszka spotkałem wychodząc z Hydro, ale że był z koleżankami, to z nimi dalej pozostał. A ja taxi do Galerii się udałam. Ku mojemu zaskoczeniu, zapłaciłem tylko 17 zł. Myślałem, że będzie więcej.
W Galerii – sporo utopijek. Ale też i kilku ładnych chłopców. Czemu oni do Utopii jeszcze nie chodzą? Pewno będą, prędzej czy później i pewno ich poznam… Ale jakoś tak dziwnie. No i że sama byłam, to podchodzili i pytali, gdzie moja świta. Ja nie mam świty. Mam, co najwyżej, przyciotki. Ale to nie oznacza, że nie mogę już nigdzie sama pójść. Pobawić się mogę bez nich równie dobrze przecież. I się bawiłam, potańczyłam trochę, poskakałam.
Oczywiście, Damian w ciągu dnia dzwonił i pytał czy do Daszka pójdę, bo oni idą. Wiadomo, że nie pójdę, bo przecież Daszek mnie nie zaprosił. Chociaż, oddać trzeba, po interwencji Damiana, zadzwonił do mnie koło 19:30 i zaprosił. To jednak trochę za późno, a poza tym naprawdę nie widzę powodu do zapraszania mnie, jeśli ktoś tego nie chce. Bez sensu, nie? I nie wiem czemu ludzie nie lubią mówić innym, że ich nie lubią. Przecież ja żyję ze świadomością, że nie wszyscy mnie lubią i jest spoko – w sensie, że wcale mi nie przeszkadza taki stan rzeczy.
Z Galerii się przeszedłem do Utopii, po drodze w nocnym jakiegoś energy-drinka zaliczając. Już sporo ludzi w U było, więc sympatycznie. Największym zaskoczeniem była obecność Marcinka Młodego, który zresztą był tej nocy moim ulubieńcem. I strasznie się dziwił, że tak jest i że mu to mówię. I nie wierzył, że to napiszę. No to napisałam. Był zresztą jedyną osobą, z którą tej nocy sobie fotkę zrobiłem. Poza selekcjonerem, ma się rozumieć. Ale jemu obiecałem to dawno a poza tym, tak wypada jakoś chyba, nie? Muzycznie noc była dość udana, chociaż Hugo narzeka, że nie przepada za piątkami i że musi odpocząć od grania w ten dzień. No cóż, moim zdaniem, poszło mu to całkiem nieźle – zważywszy na to, że towarzystwo było mieszane i mimo wszystko bawiło się dobrze.
Znajomych sporo było, ale ja już naprawdę zmęczony byłem tym wszystkim. Dlatego bawiłem się nieźle, ale nie superintensywnie. A przez pośpiech, dużą ilość rzeczy do zrobienia i brak obiadu w ciągu dnia, rano Kuba Duży i Tomeczek namówili mnie na jedzenie w podziemiu u naszej ulubionej pani. Niestety.
W sobotę planowałam początkowo iść na 11 na konferencję naukową, ale jak wracałem do domu o 6, to stwierdziłem jednak, że nie. Że nie pójdę, bo nie ma sensu się męczyć, żeby potem kolejną noc być nie-do-życia. I nie poszedłem. Żałuję trochę, to fakt, ale jednak decyzja chyba była słuszna. Niemniej, o 15 umówiłam się z Piotrkiem, żeby pogadać o lekcjach, które mam mu dawać. Rozmowa krótka, dość rzeczowa, plus kilka „co u ciebie słuchać?”. Umówiliśmy się na czwartek nienajbliższy.
Zastanawiam się, co potem w domu robiłem i powiem szczerze, że nie pamiętam. Wiem, że o 19 jakoś na chwilkę się spać położyłem i wstałem niedługo, wiedząc, że Maciej Bieacz ma się zjawić u mnie i że Michał ze Szczecina też wpadnie. Maciej Bieacz ostatecznie z Jurkiem przyszedł, o czym wcześniej nawet mnie uprzedził. Spóźnił się, jak zwykle, ponad godzinę. Ja się naprawdę dziwię, że w tej pracy go jeszcze trzymają, jeśli tam też się spóźnia tyle. A jeśli się nie spóźnia tam, tylko na spotkania ze znajomymi (ze mną?), to znaczyłoby, że ma nas totalnie w dupie.
Michał przyszedł, pogadaliśmy sam-na-sam. W ogóle to minionej nocy przekazał mi kartę VIP do Inferno. To było dla mnie duże zaskoczenie, bo w sumie nie wiem czemu takową powinienem mieć… Ja? Skromna Jej Perfekcyjność, Ciocia Duży eF? No, ale widocznie właściciel klubu uznał, że tak być powinno. Mi pozostaje pozostać wdzięczną za wyróżnienie. I obiecuję (sobie i innym), że z niej skorzystam na pewno.
A wracając do sobotniej nocy u mnie w domu… Maciej Bieacz i Jurek się zjawili ostatecznie. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się, jak zwykle przed wyjściem i lada moment, trzeba było się zbierać.
Założyłem spódnicę, którą od Asi Gąski kiedyś-tam dostałem. Lubię ją, jest długa, czarna, ładnie ozdobiona. Do tego koszulka biała na ramiączkach – dość męska, przyznać trzeba, czarne długie rękawiczki, czarny naszyjnik L’Oreal i gotów do drogi. Sporo już ludzi było wewnątrz. W ogóle sporo było, bo DJ Orange grał w ramach cyklu All Around The World. Przyznaję, że wyjątkowo mi odpowiadało to, co Nobis grał przed Orange. Ów gość też niezły był no i na deser jeszcze Moondeckowa. Było spoko, naprawdę. Pod koniec imprezy bawiłem się w Marysię Sadowską i znajomym chyba się podobało ;) Może nowym polem sztuki, jakim powinienem się zająć jest właśnie live-vocal-acting? ;) Pomyślę o tym.
Noc była dość krejzi, zwłaszcza na końcu. Chcę o tym pamiętać. Bawiłem się dobrze :) A Jurkowi zrobiłem ładne zdjęcie, gdy udaje że ssie i chciał mi zabrać i skasować, ale mu nie dałem. Wybiegliśmy przed klub ostatecznie, ale odzyskałem telefon i fotka jest na fotoblogu. Zresztą, jak wszystkie.
Wracałam do domu z Maciejem Bieacz i Jurkiem. Maciej okazał się na tyle miły, że na moją prośbę, odprowadził mnie dla mojego bezpieczeństwa pod samą klatkę. Dziękuję za to publicznie, bo to dla mnie ważne.
Potem sen, sen, sen.
W niedzielę zająć się miałam F-SP i magisterką. O ile pierwsze poszło mi całkiem nieźle, o tyle z drugiego nie jestem zadowolony. Za mało, niestety. Ale coś nie miałem siły i ochoty na to, przyznaję. Już mam wrażenie, że dzisiaj, teraz, lepiej by mi się pisało. Niestety jednak, jest 9:25 a ja na 12:00 idę na zajęcia. Wieczorem mam posiedzenie Zarządu, na które jeszcze nie miałam czasu przygotować protokołu. Zrobię to w przerwie między zajęciami a posiedzeniem, bo mam wtedy chwilkę czasu.
Dobra, do roboty, ciotka!
jak zwykle skopiowałem i przeczytam na dobranoc w domu.
gorąco pozdrawiam.
…A może trochę refleksji?
Zapraszam Cię na mojego bloga
swiatlo-a-po-nim-smierc.blog.pl