Ponoć mówienie „święta, święta i po świętach” jest niedobre, nieodpowiednie. Więc nie powiem, choć prawda jest taka, że dzisiaj dla mnie kończą się święta Wielkiej Nocy A.D. 2008. Posiedziałem trochę w domu rodzinnym, spędziłem czas z ludźmi, z którymi wiąże mnie genetyczne pokrewieństwo, trochę odpocząłem. Ale też i chyba się przeziębiłem, niestety. Inicjuję akcję ferveksową, bo na weekend muszę być zdrów.
Wczoraj – korzystając z pobytu w Zachodniopomorskiem, spotkałem się z bibliotekarą z liceum. Pojechałem do niej, poszliśmy na pizzę. Się nagadałem, przyznaję. Ona mniej mówiła i trochę aż tak odczuwam niedosyt z tego powodu. Poza tym, mam wrażenie, że jednak dwie godziny spotkania, jakie mieliśmy, to dla nas za mało. Zawsze więcej czasu spędzamy razem, teraz się nie dało. No cóż, trudno. Niemniej jednak, zawsze lubię z nią pogadać, bo jednak ona bardziej orientuje się np. w meandrach życia studenckiego niż moja mama. Poza tym mam też wrażenie, że jej zainteresowanie tym, co opowiadam, ma inny charakter. Zresztą, nie ma się co rozwodzić, bo wyjdzie na to, że narzekam na to, jak jestem w domu traktowana. Nie, nie narzekam. Po prostu wiem jak jest, a chciałabym, żeby było inaczej.

Wieczorem zaliczyłem z mamusią supermarket. I dobrze, bo jak zawsze udało mi się coś-tam na jej koszt kupić. Kochana jest, że mi na to pozwala. Poza tym ja naprawdę coraz rzadziej do domu wpadam. Kolejną wizytę planuję na wakacje – może sierpień. Nie sądzę, żeby udało mi się wcześniej z Warszawy wyrwać. No bo i po co w sumie?
Zaczynam planowanie długiego F-SP na długi weekend majowy, więc na gronie F-SP sonduję kto w ogóle wtedy w Warszawie będzie. Znajomych zachęcam do wypowiadania się :)
Chce wpaść też Kaśka, jeśli nie będzie akurat gdzieś-tam nad morzem czy coś. Oczywiście, zapraszam. Chociaż, znając życie, Kaśkę i ogólnie, to wiem, że raczej na pewno jej nie będzie. Wczoraj się z nią widziałam. Miała wpaść dzień wcześniej, ale tłumaczyła się coś jakimś wyjazdem nad jezioro czy jakoś tak. No, nieważne. Jednak wczorajsza rozmowa utwierdziła mnie w tym, że z Kaśką rozumiemy się bardzo dobrze. Łączy nas bowiem jedna cecha – zanik lub szczątkowe występowanie sumienia. Naprawdę. Sumienia, skrupułów, serca, jakkolwiek to nazwiecie. Wiadomo, ja nie mam serca – mam bloga. A Kaśka? Kaśka ma libido. Opowiadała o takich rzeczach, że nie ma co powtarzać. Poza tym, obiecałam uroczyście, że tego nie zrobię. Oczywiście Kaśka zdaje sobie sprawę, że obietnica dana przez osobę, która jest jej podobna, bo nie ma sumienia, jest mało warta… Ale jednak ze względu na sentyment do starych czasów – nie napiszę o tym.

Drażni mnie np. sposób rozmawiania ze sobą w mojej rodzinie. Mam wrażenie, że tutaj wszyscy mówią, ale nikt nie słucha. W ten sposób zamiast rozmowy/dialogu mamy gadanie. Wszyscy gadają, leją wodę, coś-tam wypowiadają, ale nikt tego nie słucha. I oczywiście nic z takiego gadania nie wynika. Za często też krzyczymy, za rzadko mówimy „proszę”, „dziękuję”, za mało jest w nas takiej życzliwej uwagi wobec siebie nawzajem.
I denerwuje mnie sposób wychowywania dzieci. O ile mam wrażenie, że mój brat jakoś odrobił zadanie domowe w postaci nauczki, jaką on sam dał mojej mamie, o tyle jego partnerka – nie. Jest niekonsekwentna, ustępuje Kacperkowi, jest zbyt pobłażliwa momentami a on to doskonale wyczuwa i bezwzględnie wykorzystuje, co jest oczywiste. Nikt też z małymi dziećmi u mnie w rodzinie nie rozmawia (jak mają rozmawiać, skoro ze sobą nie rozmawiają?). Mówią coś do nich, albo np. karcą. Nie pytają dlaczego coś dziecko zrobiło, nie poświęcają czasu na rozmowę na temat czegoś, co się stało. Denerwuje mnie to. Oczywiście, jak jestem i mam możliwość, to pokazuję im jak moim zdaniem powinno to wyglądać, ale wiadomo, że ja im dzieci nie wychowam, prawda?
No a już szczytem jest ciocia, czyli siostra mojej mamy. Ona w ogóle zamiast np. postawić dziecko do kąta, woli skarcić je uderzeniem po rękach, czy klapsem. To nic nie da. No i dyskutowanie przy dziecko rodziców na temat tego czy dobrze zrobiło karając je w jakiś-tam sposób jest też bez sensu. Nie zmienię ich przez te trzy-cztery dni jak tu jestem, ale staram się pokazywać to, co mi się nie podoba.

No dobra, koniec o dzieciach. Czas do domu, skoro takie rzeczy zajmują moje myśli. Gazeta gotowa, wysłana do druku, mam nadzieję, że na jutro będzie gotowa. Plakaty jeszcze mnie dzisiaj czekają. No i praca nad magisterką. W domu, bo jak o 16 wyjadę ze Szczecina, to chcę zająć się planowanie F-SP i w mniejszym stopniu pracą nad pracą :)
Poza tym, jak tylko wracam, to mam robotę – Parlament Studentów UW zbiera się w czwartek wieczorem, a potem krejzi weekend mnie czeka. Naprawdę krejzi. W piątek – 4 imprezy, w sobotę – 2 i w niedzielę jedna. Najpierw domówka u Szymona (urodzinówka zresztą), potem Milch (impreza „What a girl wants”), dalej urodziny HotLa („Bitwa DJów”) no i na koniec piątku Utopia, ma się rozumieć. W sobotę chcę zaliczyć Seamusa Haji na urodzinach HotLa (na urodziny HotLowe mnie DJ Kuki zaprasza) i Rebekę Brown z DJem Patriciem Grau w Utopii. A na deser – Lola Lou w Milchu w niedzielę. Będzie megakrejzi, wiem to. Ale dobrze, brakowało mi tego bardzo. Dość weekendów utopijnych. Czas zacząć wiosnę i zbliżające się lato świętować. Ja wiem, że może mało wiosenna jest pogoda, ale od kiedy to jest jakaś przeszkoda? To nie natura ma panować nad nami, tylko my nad naturą, prawda?

Panowaniem takim jest na pewno internet, który pozwala nam na likwidowanie barier przestrzeni i czasu. I dobrze. A najśmieszniejsze jest to, że mam coraz większe internetowe grono antyfanów. Co, oczywiście, odbieram jako komplement. Powoli zaczynam czuć się jak gwiazdka pudelek.pl – cokolwiek napiszę lub zostanie o mnie napisane, jest od razu zjeżdżane na Maksa. Dokładnie tak samo jak każda informacja o dowolnej celebrytce lub celebrycie na pudelku. Skoro ludzie zaczynają pod artykułami przytaczać to, co napisałam ostatnio na blogu (że chcę odmłodzić swoje towarzystwo) i skoro wiedzą dokładnie co i jak lubię, to zaczyna być naprawdę zabawne. Zaczynam coraz pilniej rozglądać się w miejscach publicznych. Pierwsze autografy mam już co prawda za sobą jakieś 2-3 lata temu w hotelu Amber Baltic w Międzyzdrojach – co nie zmienia faktu, że rozdawać kolejne jestem w stanie, prawda?

Moja nieobecność w Warszawie nie oznacza, że nie wiem co tam się dzieje, czy coś. Długa rozmowa z Tomeczkiem i już coś-tam do mnie dotarło. Poza tym Łukaszek Śliczny ma problem ze znalezieniem mieszkania bardzo-szybko. Więc go z Tomeczek skontaktowałam, ale i zaproponowałam, że póki co, może się u mnie zatrzymać. Co, zresztą, budzi we mnie lekką obawę, bo on ma psa. No, ale słowo się rzekło, wiedziałam, co mówiłam i z radością w razie czego przyjmę Łukaszka u siebie.
Niedługo Damian Be powinien wrócić. Już się nie mogę doczekać, tęsknię za jego towarzystwem, prawdę mówiąc. Ponieważ podczas tego krejzi weekendu będzie już w Warszawie, to może go namówię na wspólne wyjście? Niechby mi towarzyszył!
A za to Marcinek Młody dzwonił do mnie o 2:24 w nocy. Nie wiem o co chodzi. Nie odebrałam, bo jakbym zaczęła rozmawiać o tej porze, to na pewno mamę bym obudziła. I zaraz byłoby pytanie kto dzwonił i te de, a nie chce mi się kłamać o takiej porze. Więc szybko napisałam do niego z pytaniem o co chodzi, ale nie odpowiedział. Ciekawe.

W domku udało mi się też kochaną Olę ożywić na jakiś czas. Poszalała Ola, poszalała. Głównie ze znajomym dwoma 16latkami. Przyznaję się bez bicia, że Ola lubi „inne czynności seksualne” :)

I refleksja na koniec. Bo już po 9, a ja wciąż mam roboty sporo. Thank God, I’m beautiful! Cokolwiek mówią, cokolwiek piszą, mam przekonanie, że jestem piękna. Oczywiście, nie piękna w sensie, że ładna i nadająca się na wybiegi. Tylko piękny w taki sposób inny, mój, wewnętrzny. To się chyba nazywa też przekonaniem o własnej zajebistości.

Wypowiedz się! Skomentuj!