W czwartek po powrocie z zajęć, musiałem się zająć przygotowywaniem Floor-Sitting Party. Wiadomo, że czas ucieka a wszyscy muszą być zadowoleni z perfekcyjnego dopracowania szczegółów. Dlatego jeszcze w nocy w czwartek przygotowałam jabłka w cieście, które zastąpić miały ciasto. Wyszły całkiem niezłe, jak oceniłem szybko. Ich przygotowywanie ma jeden minus w porównaniu z pieczeniem ciasta – to bowiem wsadza się do piekarnika i zasadniczo nie trzeba się o nic martwić. A z jabłkami jest tak, że trzeba je obracać, doglądać, zamieniać na kolejne… Potem jeszcze z tłuszczu oczywiście osuszać. To nie jest takie hop-siup. No i układanie rzeczy w pokoju, chowanie niepotrzebnych sprzętów
Czwartek jak czwartek, ale piątek był megakrejzi. Zmęczył mnie strasznie. Bo że zajęcia od rana, to wiadomo i norma, więc nic strasznego. Ale potem się musiałem z jednych zerwać, żeby do wypożyczalni sprzętu skoczyć i decki dla DJa wziąć. Potem z nimi do domu szybko, coś tam zjadłam i wróciłam na uczelnię. „Rosja po 1991 roku” jest nie taka zła, jak myślałem. Ale listę robi dopiero po przerwie, co nie jest miłe, zważywszy, że wychodzę z tego 15-20 minut przed końcem i lecę na inne zajęcia, na które jestem z założenia spóźniony. No cóż, takie życie.
Po zajęciach – szybko do domu, co oznacza, że mogłem zająć się mieszkaniem koło 17:30. A F-SP rusza o 22. Czasu niewiele, sprzątania trochę, układania dużo. Musiałem dla DJa przygotować miejsce, sprzęt, przygotować się do nagrywania tego, co grał. Ogólnie – zapierdol na tyle, że potem byłem zmęczony trochę. Nie zauważyłem tego, prawdę mówiąc, aż do Utopii, ale o tym zaraz.

Goście, jak zawsze, zaskoczyli mnie swoją pomysłowością. Fluorescencyjny dress-code wyszedł super na fotkach i z tego się cieszę. A i na żywo byli kolorowi, wielobarwni, jaskrawi. Trochę takie queer w sensie czegoś nietypowego, odmiennego i rzucającego się właśnie w oczy. Super.
Muszę pochwalić DJa. Grał naprawdę dobrze. Jest coraz lepszy technicznie – właściwie miał jedną, dwie niewielkie wpadki. W sensie, że coś-tam mu nie poszło idealnie. Ale i tak prawie nikt nie zauważył – dopiero na nagraniu można usłyszeć lekko. No a poza tym ja akurat jestem wyczulona na tym punkcie, więc to może tylko moje jakieś zboczenie.
Nie wszyscy przyszli, nie wszyscy mogli. Adzie w ostatniej chwili się tragedia domowa przytrafiła. A Plastikowemu wpierdolili, jak jechał do mnie i – jak potem powiedział – nie chciał psuć ładnych fotek swoją zmasakrowaną twarzą… Nie będę tego komentować. Powiem tylko, że takie sytuacje powodują we mnie lekką frustrację a po drugie – tym bardziej mobilizują mnie do tego, żeby pokazać wszystkim dokoła, że mam w dupie co sądzą na mój temat i żyć po swojemu. Za wszelką cenę. Dlatego, choćby nie wiem co, m.in. dla Plastikowego, pójdę na pewno w tegorocznej Paradzie Równości.

Impreza się o północy skończyła, gdy część gości wyemigrowała do Kuby 69 na domówkę organizowaną przez jego chłopaka u niego w domu :) Najśmieszniejsze jest to, że u mnie muzyka nawalała z 5 dość mocnych głośników i wszystko było okej – w sensie, że ani sąsiedzi nie przyszli, ani policja, ani nic – a Kuba 69 dostał mandat za zakłócanie ciszy nocnej. Nie wiem czy już w domu, czy w drodze do domu, ale tak czy owak… Dobrych mam sąsiadów w zasadzie. Mam nadzieję, że trzydniową majową imprezę też wytrzymają ;)
Jeśli chodzi o ważniejsze rzeczy, to zaznaczę, że Piotrek mimo ciotodramy swojej, zjawił się. Bo on się oburzył, że napisałem mu, że w normalnej sytuacji pewno w ogóle byśmy nie rozmawiali, a tak – muszę go tolerować, bo posuwa Damiana w kakaowe oko. No bo taka prawda – pewno wcale byśmy się nie znali, gdyby nie Damian.
Był też Jurek, co jest spełnieniem mojej zapowiedzi sprzed jakiegoś półtora roku. Wtedy powiedziałam i napisałam, że Jurek będzie kiedyś na F-SP. A że sama impreza była dość kameralna i spokojna, to jednak zniósł to całkiem nieźle.
Po imprezie, razem z Sis, jej Marcinem, Maciejem Bieacz Biurwą Jebanym i właśnie Jurkiem – odstawiliśmy samochód Macieja i taksóweczką się do Utopki przenieśliśmy.

Kilka zaskoczeń było. Po pierwsze – Antarex w Utopii. Zastanawiałam się już ostatnio, jak mam rozumieć pojawienie się właściciela Utopii jako administratora na GayLife. Ale teraz już wiem. Poszłam, pogadałam z Królową i rozumiem, że postanowiła zakopać topór wojenny. Myślę, że wie, co robi i oceniła sytuację zgodnie z własnym sumieniem i zdaniem :) Tym niemniej, pojawienie się Antarexa wywołało moje zaskoczenie. A Królowa podczas rozmowy, poprosiła mnie o ocenę programu, jaki przewidziała na ten wieczór w klubie. Bo pojawiła się rewia Rising Star, czy jakoś tak. No i ja mogę chyba publicznie powiedzieć, że… Z całym szacunkiem oczywiście do ich pracy i profesjonalizmu, którego im odebrać nie mogę, to jednak nie wszystko mi się podobało. Pozytywnie zaskoczyła mnie wokalistka ich, która nieźle śpiewała. Ale już pierwsza część cała występu – taka typowo rewiowo-kabaretowa, nie koniecznie pasowała do Utopii. I to fakt. Potem, gdy już dance’owo-dyskotekowo się zrobiło, było fajnie. I nie tylko ja tak uważam, bo znajomi dzielili się ze mną podobnymi przemyśleniami.
Grał Hugo. I dobrze. Strasznie lubię jego sety. Ja wiem, że wszyscy winili go za Feel grany kilka razy, ale to nie do końca jego wina, uwierzcie. Poza tym bowiem set był udany.

Ponieważ strasznie bolała mnie głowa, postanowiłem drinka wypić. Nie pomogło, niestety. Red Bull też nie. A że Królowa miała gest i mi drinka postawiła (i potem Red Bulla też), to w pewnym momencie poczułam, że byłam zmęczona. W sensie, że alkohol zadziałał jednak wyraźnie. Fakt, że nie trwało długo to, gdy byłam lekko dizzy, ale jednak.
No i zaskoczenie kolejne – Kuba Duży w Utopii. Wiem, że tam jego sprawy z Gladim i z Królową są nie do końca rozwiązane, ale wszedł tym razem. I w sobotę, wyprzedzając nieco opowieść, też był.
Zresztą od razu jego wizyta zakończyła się tym, że całował się z Grzegorzem, chłopcem Kuby 69. Który to widział. Każda tego typu sytuacja uświadamia mi: nie pij alkoholu. I dlatego raczej nie piję. A dodatkowo tej nocy promocję miała Finlandia i panie psikały wódką na język.
No i powiedziałem barmanowi Jasiowi, że jego fotkę wykorzystałem na F-SP. Pytał jak wykorzystałem… No, jak to, jak? Niecnie :) Obiecałem mu wysłać zdjęcia, które dokumentują ten fakt.

Dużo znajomych tej nocy w Utopii. Nie tylko tych z F-SP, ale też tych, którzy pytają mnie, czy kiedyś ich zaproszę. No i kobiety, których nie znam właściwie, a które witają się ze mną, jakbyśmy byli starymi znajomymi. I pytanie: a gdzie sukienka? oraz: ale za tydzień chyba założysz sukienkę?
Odpowiadam publicznie: która sukienka? oraz: nawet jeśli założę, to mnie w niej nie zobaczysz.
Szkoda słów, naprawdę. I ponawiam także swoje zdanie: osoby, które zadają mi tego typu pytania oceniam jako posiadające dość niski intelekt.

Pod koniec imprezy było naprawdę krejzi. Tomeczek dał czadu i w pewnym momencie koło 6 zaczął już być mocno zmęczony. Maciej Bieacz chciał, żebym odwiozła go do domu, ale ja byłem uparty i powiedziałem, że będę jechać komunikacją publiczną. „Nie psuj mi planu” powiedział. Nie psuję. Po prostu realizuję swój. Ostatecznie wyszedłem, Tomeczek poszedł do Mc a Maciej Bieacz dostał opierdol od Jurka za to, że puszcza pijanego Tomka samego. I wrócili jedną taksówką we trzech.

Ja nie mogłem długo spać, bo o 11 na nogach byłam. O 13 musiałem w wypożyczalni sprzęt oddać a potem szybko na Dni Otwarte UW, gdzie przez kilka godzin dzielnie reprezentowałem Instytut Socjologii, tłumacząc, że nie tylko w rankingach Wprost, Polityki i Perspektyw jest lepszy od pozostałych socjologii w Polsce, ale naprawdę tak jest. I że nie ma co iść na dziennikarstwo, ale da się połączyć spokojnie studiowanie dwóch kierunków na UW.
Oczywiście ciotek trochę się przewinęło, niektóre podchodziły. Do odważnych świat należy. Jak dobrze pójdzie, to część z nich będę uczyć. Przynajmniej mam nadzieję, że dobrze pójdzie.
Z nami stała jedna z moich ulubionych pań doktor, więc zabawa była przednia i nawet nie czułam się tak bardzo zmęczona po wszystkim. Przynajmniej początkowo, bo jak dotarłem do domu i zdałem sobie sprawę z tego, że muszę jeszcze podłogi zmyć i poukładać wszystko, to aż mnie zgięło. Posprzątałam i poszłam spać na chwilkę.

Ale nie na długo, bo oczywiście na bifora cioty wpadły. Tomeczek („nie, ja dzisiaj nigdzie nie idę”), Damianek i Piotrek. Posiedzieli, pośmiali się i ruszyliśmy dalej. Najgorsze tego wieczoru było to, że zostawiłem telefon w domu! Co dotarło do mnie dopiero jak koło Rotundy z taxi wysiadaliśmy. Skandal, skandal, skandal! Jak ja będę fotki robić?! No i nie robiłam ostatecznie. Chociaż Tomeczek i Damianek chcieli mi swoje telefony udostępnić. Ale jednak to nie to samo. Tęskniłam za swoim Szajsungiem.

W Utopii – ludzi sporo, kolejna promocja – tym razem wódki Belvedere. Ale tym razem ani jednego drinka nie chciałam. Bez przesady, ileż można.
Za to mnie pijani ludzie coraz bardziej denerwują. W tłumie, jak i indywidualnie. Po pierwsze – przeciskają się. I tak jak musiałem panie dwie pouczać w piątek przed sceną na Rising Star, że nie wypada się przepychać (skończyło się na tym że stwierdziła „nie wiem co na to powiedzieć…”, „więc milcz lepiej” i że poszły dalej) – tak i tym razem powtarzam w kółko: „w cywilizowanym świecie mówimy >przepraszam<”. Ale pijani nigdy się nie nauczą chyba.
A indywidualnie to mnie męczą przychodząc do mnie i opowiadając o czymkolwiek. Pawełek się tłumaczy czemu nie przyszedł – mimo, że powiedziałam, że nie chcę o tym teraz rozmawiać. Kuba Duży opowiada o tym, jak doszedł do wniosku, że hasło nocy to „ruchajmy się”, Tomeczek się zwierza z tego co Kamil Chupa Chups robi (i z kim), Łukasz opowiada, że jestem wyjątkowy i coś-tam… A ja po prostu chcę tańczyć. Just Dance, Dance, Dance – jak mówi piosenka. Zresztą jak mi tłum przeszkadza, to coraz częściej przenoszę się na korytarz za barem, bo tam mam względny spokój. Dopóki jakiś starszy pan pyta mnie: „nażarłeś się piguł, że masz tyle energii?” „Nie.” „A co brałeś?” „Colę.” (swoją drogą, to nieprawda, bo Red Bulla…) „Fajnie wyglądasz.” „Okej.”
I chyba, jak tak dalej pójdzie, będę się w VIProomie chować, bo jak tylko się nie uśmiecham dłużej niż 3 minuty i nie rozmawiam z kimś, to od razu pytają mnie wszyscy czemu się nie bawię. Ale ja się właśnie świetnie bawię. Tańczę, leci zajebista muzyka, jest fajnie.
Swoją drogą, Hugo znów, Moondeckowa – dali czadu. Potem jeszcze się jakiś gościnny dj Duddeck zjawił, czy jak mu tam. I też świetnie się wpasował. Było fajnie, house’owo i vocal-house’owo. Tak, jak być powinno w Utopii. Z tego ten klub słynie, na miłość boską :)

Koło 6:30 cioty się zaczęły zbierać – dla mnie wczesna pora i bawić się dalej chciałam, ale… ponieważ nikt znajomy nie został, to ostatecznie poszliśmy wszyscy. Z Tomeczkiem i Michałem Ze Szczecina wylądowaliśmy przy McOkienku (które teraz nazywa się Okienko 24 h). Coś-tam zjedliśmy i z Tomeczkiem pojechaliśmy do domu. Zdziwiłem się, że tylko 25 zł wyszło, ale potem do mnie dotarło, że to już dzienna taryfa przecież.
Spać, spać, spać. Ale nie za długo, bo na wywiad byłem umówiony.

Przed 14 byłam w Wayne’s Coffee już a kilka minut później zjawił się mój rozmówca. Mistrz świata, Europy i czego-tam jeszcze w kick-boxingu. A do tego, wyglądający na 19 lat słodki niebieskooki blondynek z kręconymi lekko włoskami krótkimi. Rozmowa poszła sprawnie. A potem jeszcze z godzinę siedzieliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Jego narzeczona z koleżanką się kręciły po Złotych Kutasach, więc mu mówię, że jeśli musi iść, to niech idzie. „Nie, mi się z tobą bardzo dobrze rozmawia”. No, proszę, jak miło.
Pogadaliśmy, a gdy poszedł – zjadłem obiad w Wayne’s Coffee. I tak mnie nagle żołądek rozbolał, że szok. Nie wiem dlaczego właściwie, czy to z przejedzenia? czy z powodu McDonald’sa porannego? czy z powodu tego, co w Wayne’s Coffee zjadłam? Jakoś dotarłem do domu i prawie od razu się spać położyłem. Pomogło.

Jak wstałam, zajęłam się ogarnianiem „spraw”. A to protokół trzeba napisać, a to sprawozdanie jakieś, a to przejrzeć materiały na posiedzenie komisji… Mnóstwo „spraw”. Tak, że wywiad dzisiaj rano dopiero spisałam. No i zaraz na zajęcia muszę lecieć. I tak się dziwię, że udało mi się bloga napisać tak szybko – w sensie, że przed zajęciami jeszcze. A na UW będę do 22 co najmniej siedzieć, więc radość moja nie zna granic.

Wypowiedz się! Skomentuj!