Dawno jakoś nie pisałam i czas to nadrobić. O dziwo jednak, mimo braku nowych blotek, czytelnictwo bloga nie spada. To cieszy, że nadal tu zaglądacie. Sam się ostatnio na siebie zdenerwowałem i postanowiłam pisać trochę częściej. Też z lenistwa, bo chyba nie sądzicie, że dla mnie przyjemne i łatwe jest ogarnianie całego tygodnia potem z perspektywy zbliżającego się weekendu?

Poniedziałek jest dla mnie odpowiednio ułożony (nic dziwnego, skoro sam go sobie układałem i planowałem…), bo zaczynam zajęcia dopiero o 12. Wcześniej mam czas na to, żeby spokojnie zrobić to, czego do tej pory nie miałem czasu zrobić i takie tam różne. Czyli spokojnie, łagodnie wchodzę w nowy tydzień. Tak było i tym razem.
Najważniejsze rano było to, że udało mi się umówić do fryzjera. Nareszcie. Więc zaraz po zajęciach pognałem na Kopernika. Umówiłem się też z Jego Facetem, który mi towarzyszył. Oczywiście, jak to mamy w zwyczaju, zrobiliśmy zamieszanie. A to głośnym czytaniem horoskopu („Tu piszą, że poznasz ciekawą osobę płci przeciwnej!” „O nie… Ale, czekaj… Której płci przeciwnej?”), opieprzaniem Maćka za to, że był na kawie z Jurkiem w Mercer’s i udawał, że nie jest z Jurkiem („Z kim jesteś na tej kanapce?” „Zgadnij” „Z Jurkiem?” „Nie, nie… Absolutnie nie z Jurkiem”). Zresztą to jest akurat osobny wątek, który warto podkreślić. Maciej mi tu ściemnia, że nie… a ja czuję, że mam rację. Już miałem lecieć do niego tam, ale na szczęście na Chmielnej spotkałem Mateuszka. Który już przechodził koło Mercer’s i mi doniósł, że mam rację. Maciek is a bieacz.
No, tak czy owak, poszliśmy do tego fryzjera, zrobiliśmy zamieszanie, a potem odprowadziłem Maćka na spotkanie z Piotrem. Byli umówieni na wspólne wyjście do Złotych Kutasów, więc na chwilkę z nimi poszedłem, bo nie miałem co robić… Czekałem bowiem na konstytuujące posiedzenie Zarządu Samorządu na socjologii. Na które się nie spóźniłem i na którym zostałem wybrany Sekretarzem. To bardzo miłe.

Do domu wróciłem po 22 i właściwie niemal codziennie tak wracam ostatnio.
Wtorek minął równie sympatycznie, czyli szybko. Mam jednak sporo zajęć ostatnio a do tego właściwie tylko jeden wykład uwzględniony w planie zajęć. Fakultatywny. Z moją panią promotor. Więc chodzić chcę, muszę i wypada. Piszę przy wtorku o tym, bo on właśnie we wtorek jest.
Po zajęciach szybko gnałem do domu (załatwiając „po drodze” imprezę dla 200 studentów na andrzejki), bo wieczorem umówiony byłem z Marcinkiem Młodym na kino. „Wieczór” – pokaz specjalny. Niech żyje nam. No i co? No i się spóźniłem, bo nagle na odcinku Metro Politechika – Pl. Zbawiciela się zrobił korek i tramwaj nie mógł przejechać. Skandal. Ale spóźnienie było minimalne, na szczęście. A na pokazach, na które ja chodzę, nie ma reklam przed filmem.
Film zresztą ciekawy, choć momentami zbyt amerykański. Taki momentami za dosłowny, za patetyczny. Za. Choć ogólnie jestem na tak.

Potem Marcina wyciągnąłem na kawę do Wayne’s Coffee. A więc drugi dzień z rzędu w tym miejscu. Szybka kaweczka i do domu. Czasem trzeba spać, niestety.
Środa to kolejny krejzi dej. Zajęcia od 8 do 15:30, ale do tego takie, że z jednych zrywam się po 2,5 godziny i lecę spóźniony na kolejne.
Dodatkowo – założyłem wkońcu koszulkę Play. Nawet nieźle leży, choć nie wiem, czy S nie byłaby lepsza. Łorewa, trudno, poszło.
Padało niemiłosiernie tego dnia, a ja zaraz po zajęciach do Carrefour Reduta pojechałam. Zakupki czasem są niezbędne, a tym bardziej, że ciasto szykować na F-SP trzeba. Strasznie długo na autobus czekałem, bo korki znów jakieś. W Warszawie zawsze są korki.

Wczoraj dzień był o tyle niefajny, że drugie zajęcia miałem mieć odwołane. Nie poszedłem więc na pierwsze, bo wydawało mi się, że ten sam prowadzący ma te same ćwiczenia na drugiej godzinie. Nie miał. Ma na trzeciej i czwartej. A poza tym pan od zajęć z drugiej godziny przyszedł ponoć dzień wcześniej na jakiś wykład i poinformował, że zajęcia jednak będą. No, słodko, ale ja na wykład nie chodzę przecież. Więc olałem.
Siedziałem w kanciapie samorządu i pisałem protokół z ostatniego posiedzenia.

Po zajęciach, które trwały aż do 17:30, poszedłem do kina. Byłem umówiony z Damiankiem Madoxem, Michałem (od Sebastiana), Damianem Najmłodszym i Wojtkiem. Miał być też Piotr Damianowy, ale nie mógł, bo praca czy coś tam. Ale to nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, że Damian Najmłodszy i Wojtek nie przyszli. Nie pojawili się. Nie napisali nawet SMSa czy coś. A myśmy jeszcze specjalnie się na film spóźnili dobre kilka minut, w nadzei, że się zjawią. Ale nic z tego. Nie przyszli.
Nie to, że mam im to za złe, czy coś. Trudno, ich strata. Ale po prostu to niegrzeczne, gdy się tak robi. Nie wspominając, że w ten sposób wejściówka się zmarnowała. Nie podoba mi się to.
Film „Ukryta strategia” – ciekawy. Śliczny chłopiec grający Todda. Śliczny. Choć film ma przesłanie takie patriotyczno-proamerkyańsko-jakieś-tam, to jednak sam obraz jest ciekawy. No i znów Meryl Streep, cudna.
Po kinie mała kaweczka w Wayne’s Coffee z Michałem. Tak, znów.

Wieczorem w domu szykowałem mieszkanie. Zacząłem w sumie a nie szykowałam. No i ciasto jest w fazie przygotowań. Trudniejsza połowa już za mną, na szczęście. Dzisiaj tylko galaretka i już. Będzie ślicznie, biało-czerwono. Już nie mogę się doczekać 12th Floor-Sitting Party.
Zaraz lecę na zajęcia. Po drodze muszę odebrać plakat w sprawie imprezy andrzejkowej. Potem lecę na wywiad do jakiegoś-tam tekstu. I fakturę VAT muszę odebrać. A potem w domu zapierdziel. Sprzątanie, układanie, szykowanie, kończenie ciasta i ozdabiania… Dużo pracy.

Tak z innej beczki, to ostatnio słucham w kółko „Potential Breakup Song” duetu Ally i AJ. Są cudne a piosenka śmieszna i taka żywa, pobudzająca. I like it. Oczywiście ją zaraz jako tło dam. I ostatnio też „EKG” Edyty Górniak słucham. Płyta spokojna, stonowana, niemalże wyciszona, ale ciekawa. I cudny, boski, wspaniały cover „Aleja Gwiazd” Zdzisławy Sośnickiej. Cudo, cudo, cudo!

Ally & AJ – „Potential Breakup Song”

La la la la la la
La la la la la la
La la la la la la

It took too long
It took too long
It took too long for you to call back
And normally I would just forget that
Except for the fact it was my Birthday
My stupid Birthday

I played along
I played along
I played along
Rolled right off my back
But obviously my armour was cracked
What kind of a boyfriend would forget that?
Who would forget that?
The type of guy who doesn’t see,
What he has until she leaves
Don’t let me go!
Cause without me you know you’re lost,
Wise up now or pay the cost
Soon you will know, oh!

You’re not living
'Til you’re living, living with me
You’re not winning
'Til you’re winning, winning me
You’re not getting
'Til you’re getting, getting to me
You’re not living
'Til you’re living, living for me

This is the Potential Breakup Song
Our Album needs just one
Oh baby please
Please tell me

We got along
We got along
We got along until you did that
Now all I want is just my stuff back
Do you get that?
Let me repeat that
I want my stuff back
You can send it in a box

I don’t care
Just drop it off
I won’t be home!
Cause without me you know you’re lost
Minus you I’m better off
Soon you will know, oh!

You’re not living
'Til you’re living, living with me
You’re not winning
'Til you’re winning, winning me
You’re not getting
'Til you’re getting, getting to me
You’re not living
'Til you’re living, living for me

You can try
You can try
You know I know it’d be a lie
Without me you’re gonna cry
So you better think clearly, clearly
Before you nearly, nearly mess up the situation
That you’re gonna miss dearly, dearly
Come on!

You’re not living
'Til you’re living, living with me
You’re not winning
'Til you’re winning, winning me
You’re not getting
'Til you’re getting, getting to me
You’re not living
'Til you’re living, living for me

This is the potential breakup song
Our album needs just one
Oh baby please
Please, tell me

This is the potential breakup song
Please just admit you’re wrong
Which will it be
Which will it be

La la la la la la
La la la la la la
La la la la la la la la la

Wypowiedz się! Skomentuj!