Mimo, że zdania nie zaczyna się od „więc”, to powiem…
No więc to było tak, że mam znów moment, gdy mam mało czasu na cokolwiek. Jakoś tak mi się skumulowały obowiązki, że po prostu nie mam chwili wytchnienia. Jeszcze przed weekendem było jako-tako, ale teraz już w ogóle zapierdalam jak mały króliczek.

Miniony czwartek spędziłem pracowicie, jak zawsze, bo głównie na zajęciach. Zostałem po nich, bo chciałem iść do mojej pani dyrektor, żeby pogadać z nią na temat jednej mojej pracy. I zostałem. I czekałem. I się okazało, że niepotrzebnie, bo ona czasu nie miała. Ale za dwa tygodnie mam wpaść, więc to jakieś pocieszenie.
Także znów wróciłam do domu jakoś bardzo późno.
W piątek było lepiej. Bo w piątek mam jedne zajęcia oficjalnie, więc teoretycznie wpadam na socjologię, odsiedzę 1,5 godziny i spadam. Ale nie ma tak łatwo. Zaraz po zajęciach byłem umówiony na wywiad a potem coś-tam jeszcze musiałem ogarnąć. Się okazało, że jedna z uchwał, jaką podjęliśmy jest nieprawidłowo sformułowana. Było „powołanie” zamiast „delegowania” i trzeba było od nowa napisać. Starałem się wrócić do domu jak najszybciej, żeby składać gazetę i nawet mi się to w miarę udało. Tym, co przerwało moje przygotowania do wydania nowego numeru była oczywiście impreza.

Na piątek mieliśmy zaplanowany megabauns. Plany mają jednak to do siebie, że mieszczą się w sferze deklaratywnej życia człowieczego. Niemniej, tej wersji chcieliśmy się trzymać. Zaczęliśmy koło 21:00 w Reducie, gdzie tej nocy były tzw. nocne zakupy. Miało być mnóstwo ofert, zniżek, promocji, dupereli… I co się okazało? Pic na wodę. Owszem, kilka gdzieś tam zniżek było, ale ludzie się rzucili na Peeka a tam dupa blada. Vero Moda jak zawsze się popisała pozytywnie. Ale ostateczny efekt był taki, że niczego nie kupiłam. Niczego. No, poza litrową butelką energy-drinka XL. Ale tego bym raczej nie liczył. Najśmieszniejszym momentem, gdy cała nasza ciotogrupa (Maciej, Tomeczek, Damianek, Michał, Daniel i ja) została spotkana i zauważona przez mamę Maćka. Maciej nie chciał nas mamie przedstawić. Tzn. mnie mama zna, Tomeczka też. Ale co z resztą?
Dość szybko opuściliśmy Redutę. Ja w domu poprawiłem makeup i zebrałem się w sobie, jadąc do centrum. Do Discrete, gdzie miał grać tej nocy DJ Mmikimaus. Wciąż nadal i bez zmian bardzo go lubię. Wpadłam, oczywiście na liście byłam. Pani wpuszczalska nawet się nie zdziwiła za bardzo, gdy powiedziałem „Jej Perfekcyjność”.
Impreza fajna. Plastik był, Nina i Marcinek Młody. No i kilku ładnych chłopców, choć wiem i zdaję sobie sprawę, że nie są już to te dzieciaki, co były w Barbie. A szkoda. Plastik zapowiedział, że jeden z tych ładnych chłopców być może będzie modelem u mnie. No, byłoby miło, bo potrzebuję i szukam.
Impreza była niezła, choć powiem szczerze, że tak jak Discrete chyba szuka nadal swojego dookreślenia, tak i DJ grający z 48 agency był jakiś taki niezdecydowany, czy się bardziej na house nastawić, czy w electro wejść i przez to dość szybko ludzie zaczęli wychodzić. No, a Mmiki zjawił się koło 2. Późno, ale lepsze to, niż nic. Dostałam od niego takie dwa małe buttony do przypięcia sobie z logo 48 agency. To bardzo miłe z jego strony.

Nie siedziałem już więc długo w Discrete, tylko się do Utopii przeniosłem. Napaleni już tam byli, chwilę przede mną się zjawili. Zabawa zabawą, ale obowiązki pewne się ma, prawda? No i dlatego musiałem już w Utopii się zjawić. Sporo znajomych. Alek, Macięty, Marcinek Młody, Asia, Szymon, Piotrek z Damiankiem no i inni. Niestety, nie robiłem notatek dokładnych. Powinienem był. Tomeczka nie było, bo się ponoć źle poczuł. Ale za to barman Wojtek jest miły bardzo. Podszedł do mnie, gdy siedziałem przy wejściu w którymś momencie i pogadaliśmy. Opowiedział, że ma trzy węże. I że kiedyś myślał, czy nie być homo. I że będzie kalendarz Utopii! W którym będzie m.in. on z wężem, Kamilek i Adaś, czyli moje dwa słoneczka. A Adaś to biseks i odchodzi z Utopii z końcem listopada. To akurat smutna wiadomość. Z Wojtkiem rozmawiałam jeszcze, gdy wychodziłam z Uto i wtedy nie chciał mi podać ręki, jak należy podawać damie. Stwierdził, że będzie mi wykręcał, więc ja się poskarżę szefowej – zapowiedziałem. Powiedział, że nie szkodzi, bo szefowa lubi takie zabawy.
Co poza tym się działo? No, koniecznie muszę napisać, że w piątek Maciej rozmawiał z Jurkiem przez telefon. Przez 8 minut i 28 sekund. I nawet nie to jest najgorsze, ale to, że nas okłamał, że rozmawiał 7 minut i 23 sekundy! Żeby kupił mu cydr gruszkowy w Ikea. Maciej, piszę to, byś się wstydził, mały kłamczuszku. Wiesz przecież, że prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw.
W Utopii zaś Piotrek szalał jak zawsze. Głównie chciał poszaleć z Piotrkiem barmanem. I jeszcze potem dzwonił i prosił, żebym tego nie pisała, bo Damianek się będzie denerwował. Nie wiem czy będzie, ale jak chce, to może. Co do Damiana, to wyszło na jaw, że Maciej nadinterpretował jego wcześniejsze słowa dotyczące pożycia z jednym mężczyzną.
Daszek, o którym mam nie pisać, też był. Bawił się, szalał, głównie z Damiankiem chyba. A Gacek z Alkiem. A Macięty nie był zazdrosny. Damian był, gdy Piotrek kupił piwo temu z Sephora, co ja go nie znam. A! No i Kuba ten, co go nie wiem jak dookreślać podrywał tego w paseczki, co mi się już tydzień wcześniej podobał. Dobrze, dobrze. Działać.

Po Utopii mieliśmy iść do Tomba Tomba, bo daaaaawno tam nie byłam. Ale Kuba Duży doniósł, że tam pustki totalne. No więc nie poszliśmy. Wróciliśmy do domów.

Sobota była spokojna? Nie. Sobota była pracowita. Musiałem teksty kończyć, gazetę składać, plakat reklamowy przygotować, ogarniać się i to wszystko. Rozproszeniem było to, że w naszym stałym składzie – Formacja Różowe Saneczki plus Damianek – pojechaliśmy do Ikea około jakiejś tam 19. Ja – głównie po lampkę do łazienki nad lusterko. Myślę, że to ważna rzecz, bo będzie dodatkowo oświetlała mnie podczas makijażu. Strasznie potrzebuję tego.
Udało mi się ją kupić. Zresztą nie tylko ją, bo jeszcze kilka innych dupereli. Świeczki, świeczniczki na F-SP i tam jakieś pierdy. No i wstąpiłem do klubu Ikea Family, za co miałem 2 zł zniżki. A żeby wypełnić za Damiana wniosek, dostałem buziaka. Ludzie widzieli pewno, ale akurat kogo jak kogo, ale mnie to nie stresuje. Bardziej Damianka.
Oczywiście w Ikea byliśmy też na obiedzie, bo jakżeby inaczej. No i oczywiście ciotodrama była. O Jurka i ten jego gruszkowy napój.
W drodze do Ikei miałem ze sobą notesik i wszystko to, co działo się w piątek musiałem spisać, żeby nie zapomnieć przed publikacją na blogu. I jak widać, udało się.

Po powrocie do domu – kończyłem pracę nad różnymi rzeczami. Już sama nie pamiętam co w którym momencie dokładnie, ale wiem, że pracy nie brakowało. Ogarnąłem to i zacząłem się do Utopii szykować. Nawet się wyrobiłem i po drugiej jakoś tam byłam.
Sporo ludzi, bo koncert Joey Negro. Grał ostro. A poza tym ja naprawdę nie lubię takich tłumów i musiałem poczekać aż się przerzedzi. Znów bawiliśmy się w naszym niewielkim gronie Damianowo-Piotrkowo-Maćkowo-Tomkowo-moim. Michał miał jakieś dziwne coś i nie poszedł nigdzie. Źle się czuł. A Piotrek był nawet w miarę trzeźwy i nie podry… to znaczy chciałam powiedzieć, że nawet nie miał czasu na rozmowy z innymi za bardzo.
Ogólnie to cioty wymiękły, bo znajomych w sobotę niewiele było. Słabi są. Zresztą ci moi też, bo od 5 mnie pytali kiedy idziemy. A ja czekałem aż się przerzedzi. I jak się już tak stało, to mogłam spokojnie się bawić. A oni do domu chcą… Więc poszliśmy.

W niedzielę praca znów na mnie czekała. W ten weekend naprawdę nie odpoczywałam. Naprawdę. Więc od 12 znów zachrzaniałam coś-tam robiąc przy komputerze. Ale za to od 15 miałem przerwę, bo miałem do Napalonych na obiad jechać. No i pojechałam. Maciej mnie wziął z domu i zawiózł do Mariny. Przygotowali wspólnie (nie bez kłótni oczywiście) obiadek pyszny. Zjedliśmy (bo jednak przygotowanie trwało chwilę) i zaraz musiałem lecieć. Maciej mnie podrzucił przy Krakowskim Przedmieściu, a ja poszedłem na spotkanie.
Nieoficjalne spotkanie jednej z frakcji Parlamentu Studentów UW. Już mówiłam, że źle to rozegrali, bo wszyscy, którzy przyszli, mieli wrażenie, że dostają instrukcję jak mają pracować i co mają robić. Niemalże bez prawa głosu a na pewno bez prawa sprzeciwu. No i tak nie-za-bardzo wyszło przez to. Ale zobaczymy.
Skończyło się koło 21, a w tzw. międzyczasie dostałam SMSy od Damiana Be, że Lola przecież ma koncert dzisiaj. No i co było robić? Pojechałem do Milcha. Swoją drogą, okazało się, że to trzeci dzień pierwszych urodzin Milch.
Zabawa była przednia, Lola była perfekcyjna i miała zajebistą złotą suknię. I ostatecznie wywołała mnie z imienia, gdy siedziałem a reszta tańczyła. „A Wasza Perfekcyjność co tak siedzi? Obraziła się?” i dodała, że mam sobie wyobrazić, że to Utopia i tańczyć. Co było robić, tańczyłem.
A potem szybko na nocny. Który nie odjechał. Najpierw prawie się pobili, gdy jeden pan nalegał, żeby jedna pani paliła poza autobusem a potem normalnie nie ruszył autobus. Dość szybko następny podstawili, na szczęście. I dojechałam do domu.

W poniedziałek mam na 12, ale wstać musiałem po 6, żeby wyrobić się na czas z robotą. Ciężkie życie, naprawdę. Ale dałam radę. A po zajęciach nawet od razu do domu wróciłem, co jest nie-lada osiągnięciem.
Moja promotor udzielała mi wywiadu do gazety i wczoraj napisała, że nie autoryzuje go. Więc musiałam gazetę w ostatniej chwili ogarniać, bo była totalnie rozsypana. Straszne to było, ale dałam radę.

Dzisiaj Dzień Pamięci o Trans Ofiarach Przemocy. Ważny dzień. W tym roku z powodu swojej tożsamości płciowej zginęli Nakia Ladelle Baker, Moira Donaire, Michelle Carrasco „Chela”, Ruby Rodriguez, Erica Keel, Bret T. Turner, niezidentyfikowany mężczyzna ubrany w kobiecy strój, Victoria Arellano, Oscar Mosqueda i Maribelle Reyes.

Wypowiedz się! Skomentuj!