Krwawy stolec
Jest źle. Jest naprawdę źle. Nie wyrabiam się w czasie ze wszystkim, bo najzwyczajniej mam za dużo do zrobienia. Zastanawiam się czy nawet mnie to nie stresuje trochę? Nie wiem czy zdążę tę blotkę napisać nawet… Kurcze.
W piątek pobiegłem na zajęcia na 10. Fajne, ciekawe, socjologia wiedzy – naprawdę mądre rzeczy. Ale 5 minut przed końcem zajęć musiałem wyjść, żeby zdążyć na pierwsze spotkanie – dwie dziewczyny, które będą z mojej listy do Komisji Skrutacyjnej na dziennikarstwie zgłoszone. Ładne, fajne dziewuszki. Naprawdę fajnie, że chcą coś zrobić – nawet, jak do końca nie wiedziały jeszcze co ;)
Spotkanie krótkie, pół godziny. Wyjaśniłem jak wyglądaą wybory i na czym ich rola polegać będzie.
Potem szybko na socjologię pobiegłem – tam doszło do przyjęcia uchwały zatwierdzającej sprawozdanie mojego autorstwa za miniony rok akademicki. Wyrobiliśmy się w czasie w ten sposób! Przepisowo! Posiedzenie, jak to posiedzenie, tłoczne – niedobrze, że w kanciapie są w tym czasie inni ludzie. Niedobrze po prostu, bo się nie da pracować w takich warunkach.
Potem szybko pobiegłem na kolejne spotkanie – tym razem wyjątkowo towarzyskie. Z Jędrkiem, który opowiedział mi, jak mu się widzie studiowanie, jakie ma pasjonujące przedmioty i w ogóle. Historia muzyki średniowiecznej… Boże… Ja wszystko rozumiem, ale bez przesady. No i jak na barokowego chłopca przystało, podniecał się faktem, że ma zajęcia w bardzo starym budynku. Ot, cały on. Miło spędziłem ten czas, ale spotkanie tylko godzinkę trwało, bo potem czas na kolejne…
Więc poszedłem po moją grupę wyborczą dziennikarską i zaraz wróciłem w to samo miejsce, z którego wyszedłem, czyli do Eufemii. Spotkanie – bardzo, bardzo treściwe. Ustaliliśmy bardzo wiele szczegółów i podoba mi się taki styl pracy. Jest dobrze, intensywnie. Szkoda, że nie wszyscy się włączają. Ja wiem, że Asia nie jest osobą, której najbardziej zależy na wygranej, ale ubolewam, że mimo zapowiedzi przybycia, nie było jej z nami. Szkoda. Oczywiście, poradziliśmy sobie.
Ze spotkania musiałem szybko wybiec i biec na kolejne przedwyborcze – tym razem socjologiczne. No i tutaj konkretów mniej. Zdecydowanie. I nawet wiem dlaczego. Po pierwsze – za dużo liderów. Wiem, że Janek chce namaścić Natalię na przyszła Przewodniczącą. Nie ukrywam, że to także moja ambicja. Dodatkowo sam Janek często się włącza w dyskusję – mimo, że kwestie dotyczące kampanii do Zarządu właściwie go osobiście nie dotyczą. Więc tak sobie siedzimy, gadamy, czas leci, ustalamy, czas leci, ja notuję, czas leci… Spotkanie trwało chuj-wie-ile czasu, a udało nam się ustalić tylko tyle, że zrobimy kampanię. Jak dla mnie – czas zmarnowany. No, poza momentem opracowywania programu, ale to akurat w miarę szybko poszło.
Wróciłem do domku na chwilkę i zacząłem przygotowywać się na kolejny ciężki dzień… Nie bez powodu.
Oto bowiem koło północy wpadł po mnie Maciej z Damianem Madoxem i Piotrem. Pojechaliśmy jeszcze po Daszka (Tomeczek nie chciał iść, czy nie mógł? nie pamiętam, mylą mi się już wieczory…) i w takim składzie – dalej. Mnie wyrzucili pod Discrete – na oficjalne otwarcie wpaść musiałem. Kilka zdań refleksji… Ładnie wyglądał doświetlony budynek. Naprawdę fajne wrażenie. Klub ciemny, czarny – to chyba też dobrze. Pawełka zaraz przy wejściu spotkałem. Wyglądał, jak zawsze, dobrze.
Wewnątrz – sporo ludzi. Trochę się pozmieniało. Bar skrócili, DJka jest inaczej ciut… W ogóle troszkę się zmieniło. Nie powiem, że drastycznie, ale odnotowałem różnicę. Sporo znajomych twarzy. Makusza, Gąska, Szymon, Kalina, Asia od Szymona, oczywiście Plastikowy Skurwiel i Mateuszek. Jakżeby inaczej. Nie wytrzymałem długo. Powiem więcej – nawet nie zszedłem ze schodów. Cały czas stałam tam i patrzyłam na to, co się dzieje. DJ Mmikimaus mnie zauważył i pozdrowił, to miłe. Ale jednak póki co Discrete to nie moje miejsce. Zobaczymy, jak będzie dalej.
Więc do Utopii poszedłem. Chłopcy akurat też wchodzili, więc razem, stadnie weszliśmy. Miła atmosfera, fajne było tego wieczoru. Jakoś tak nie szalałem szczególnie, ale stałem przy wejściu i wszyscy się witali, witali i witali… Nie było końca tego korowodu. Ale to miłe, oczywiscie! Tego wieczoru zaczęły się żarty dotyczące krwawego stolca, które nie opuszczały nas już do końca weekendu. Oczywiście, jak zwykle, ofiarą naszych żartów stał się Damianek. Biedny on.
Bawiłem się, nie wiem, do piątej? Jakoś tak byłem w domu. Maciej autem, więc nas porozwoził. O tyle, że Damian i Piotrek spali u niego, bo coś tam nie mogą spać w domu, gdzie spali dotychczas… Jakieś, jak zawsze, ciotozamieszanie.
W sobotę wstałem rano, bo na 11 miałem na Ursynowie zajęcia z dzieciakami. Nawet trafiłem, nie było źle. No i dzieciaczki fajne. Gimnazjaliści, co mnie zaskoczyło, bo się LO spodziewałam. No, ale spoko. Praca przebiegała miło i sympatycznie. Mimo, że to nie są najbardziej pasjonujace zajęcia na świecie, to jednak chyba ich nie zanudziłem. Mam nadzieję.
Zajęcia trwały jakoś do 14:30. Potem pojechałem do Centrum, coby zjeść jakiś obiad. Oczywiście w Wayne’s Coffee, gdzie nareszcie spotkałem Justynę! No, po tylu miesiącach! Umówiliśmy się, że w poniedziałek do niej wpadnę wieczorem, bo pracuje do 21. Postaram się wpaść, ale to nie będzie łatwe. Zjadłem coś tam i przygotowywałem się do kolejnych zajęć. O 17 bowiem zaczynałem seminarium dra Jacka Kochanowskiego w Podyplomowym Studium Gender Studies nt. queer. Grupa spora, koło 20 osób. Najpierw Jacek robił wstęp, opracowywał ich a potem zacząłem ja.
Jak zwykle, mówiłam raz po męsku, raz po żeńsku. Opowiadałem im całą historię badania i dyskusja się taka zrobiła (najpierw o tym dlaczego tak mówię a potem o tym, co mówię). Chyba im się spodobało. Byli nie tyle krytyczni, co dociekliwi. Ale na tyle dociekliwi, że w ciągu trzech godzin nie opowiedziałem wszystkiego. Jesteśmy gdzieś w połowie.
Prosto z zajęć pognałem do Opium, gdzie organizowałem oficjalnie imprezę przedwyborczą. Byłem na czas. Stałem godzinę. Był Michał i Ola no i dużo ludzi z europeistyki. Spoko. Wytrzymałem, choć czułem, że powoli się męczę. W sensie, że ileż można tak aktywnie spędzać czas?!
Koło 22 byłem w domu. Położyłem się od razu i usnąłem. No bo jakżeby inaczej. Nigdy jeszcze chyba w życiu tak drastycznie nie usnąłem…
Wstałem po północy i zaraz się skontaktowałem z Maćkiem. Zgadaliśmy się i koło 1 byli pod moim domem z Damianem i Piotrkiem. Nadal śpią u niego a Tomeczek usnął zanim wyszli i nie poszedł z nami.
Prosto do Utopki, oczywiście. Bauns był miły. Dużo ludzi, trochę znajomych… No i Królowa dała mi zaproszenie na urodziny klubu! Cudnie, miłe wyróżnienie. I naprawdę to nie jest tak, że ja się tego spodziewam, czy oczekuję. Zawsze jest to dla mnie miła niespodzianka.
Było miło i taki Kuba jeden, którego przelotnie znam z Utopii zaprosił mnie na obiad. W poniedziałek.
Wróciłem do Maćka koło 5 jakoś. Otworzyliśmy sobie coś, Tomeczek wstał i posiedzieliśmy jakiś czas. Ale okazało się, że zmęczenie jest już na tyle duże, że nie damy rady. W sensie, że spać trzeba było. I dobrze.
Wstałem koło 13. I szybko musiałem do domu się przenieść. Praca, praca, praca. Cały dzień zajmowałem się kampanią wyborczą dziennikarstwa. Trochę socjologii, ale mniej, bo z nie-planów wyszło nie-wiele. Ale tutaj akurat walka wyborcza będzie żadna, więc spoko.
Poszedłem spać koło 1. Mam dużo jeszcze do zrobienia. Lecę na spotkanie… Cholera.
ja też wspominam nasze spotkanie bardzo miło. muzyka sredniowiecza jest bardzo ciekawa… wiele z jej pozostałości funkcjonuje nadal w naszej, XXI-wiecznej rzeczywistości muzycznej. nie stary, lecz barokowy – z XVIII wieku :]