Weekend – jak zawsze
Zaćmienie. Zdarza się każdemu. Zwłaszcza, gdy w grę wchodzi wspominanie – nawet tych najradośniejszych chwil. Takie zaćmienie naszło także mnie. Bo jak opisywałam tydzień poprzedni i imprezy weekendowe – zapomniałam o jakże ważnej rzeczy. Przecież w sobotę, którą tak bestialsko pominąłem krótkim zapewnieniem, że w Utopii pewno było jak zwykle, powinienem pamiętać lepiej. Bo przecież byłem też w Galerii i był Adam z Lotniska! Wybacz, Adamie. Wybaczcie, czytelnicy. Nie powinienem zapomnieć o takiej rzeczy. Ale po prostu miałem już tyle do opisania bardziej bieżących rzeczy, że mi ta Galeria umknęła. Zupełnie.
No więc byłem tam i był wspomniany Adaś. Z koleżanką zresztą. Był krótko, ale to tam wynikało z jego jakiś zobowiązań i niech żałuje. Zresztą ja w Galerii też dawno nie byłem i w sumie dobrze, że wpadłem. Zmieniło się, troszeczkę od mojej ostatniej tam wizyty. Dodali lasery zielone – and that is so yesterday. No, ale coś się zmienia i to jest ogólnie na plus policzone. Chłopców ładnych też trochę przybyło. Widać od razu – wrzesień. Rzucili się studenci na Warszawę. Co jeszcze bardziej było widać w ten weekend w Utopce. Nawet zagadałem o tym do jednego z U-znajomych i ten zaczął się śmiać, bo stwierdził, że właśnie o tym samym Królowa do niego gadała.
Piątek więc ostatni minął mi dość szybko. Najpierw – szkolenie znów. Było nawet miło i sympatycznie. W sensie, że wytrzymałem bez większych problemów i nie nudziłem się bardzo. Choć ludzie dość dziwni i strasznie szukają kontaktu po projekcie. A ja nie koniecznie chcę. Żeby nie powiedzieć, że nie chcę… No bo po co mi to? Znajomych mam sporo. Zwłaszcza takich ot, jednorazowych. Nie potrzebuję więcej.
Po obiedzie kończącym cały dzień – pojechałem do SGH, coby odebrać zaświadczenie o tym, że moja papieska praca trafi do książki. I mam. I dołożę do wniosku o stypendium, żeby nie było. Mam nadzieję, że pomoże.
Potem miałem jechać na socjologię, ale oczywiście zapomniałem indeksu z domu i cała moja wyprawa była zupełnie zbędna. Na czas się zorientowałem i wróciłem do domu. Szykować się na wieczór. Po drodze jeszcze pocztę zahaczyłem, żeby odebrać bezprzewodową kartę sieciową w USB. Mam teraz w domu bezprzewodową sieć, to mogę szaleć.
Plany były dość niesprecyzowane. Damian ze swoim Piotrkiem planowali do HotLa. Też przez chwilę o tym myślałam, ale nie. Nie chciało mi się. Zebrałem się z Napalonymi do Szpilki. A właściwie do Szpulki czy tam Szparki. Bo w Szpilce miejsca brak. Posiedzieliśmy, wypiliśmy coś. W sensie, że ja herbatę. Żeby pomóc trawieniu. Bo jak zwykle mam z tym problem. Leciało akurat „I twoją matkę też”, więc coś niecoś obejrzałem, ale to głównie na ładnych chłopców się gapiłem. Dołączył do nas Daszek. O którym mam nie pisać, bo sobie nie życzy.
Więc po kilku dobrych chwilach spędzonych w Szpilce, czy tam Szparce – postanowiliśmy iść do Barbie, gdzie wpadliśmy na sekundę przed przyjściem do Szpilki, bo pożyczałem kasę Damianowi. No i w Barbie, jak to w Barbie. Muzycznie – super. Ludzi niewiele, ale nie ukrywajmy, że czasy świetności Barbie ma już raczej niestety za sobą. Choć dochodzą mnie słuchy, że tam wielkie zmiany się szykują. Kto wie, kto wie. Może być ciekawie, ale już na pewno nie tak dobrze, jak bywało za czasów początków różowego kurwidołka. Było tam cudnie.
No a potem Utopia. W sensie, że tam poszliśmy. Dla odmiany, ma się rozumieć. Ja poszedłem z Damianem, Gorskym i kimś-tam jeszcze, a Maciek z Tomkiem wrócili do Szparki po Daszka, o którym mam nie pisać.
W Utopce jakoś drętwo było tego wieczoru. W sensie, że niby muzyka gra, niby wszystko jak zwykle, ale nawet ludzie się jakoś mniej ruszali. Inaczej było. Nieimprezowo. Co nie zmienia faktu, że posiedzieliśmy trochę. Tomeczek dał radę, bo wcześniej w ciągu dnia odsypiał, więc nie było problemu z ogarniającą sennością. Daliśmy radę, mówiąc krótko. I wszyscy cały czas mi mówią coś o mojej opaleniznie. Powtarzam po raz kolejny: nie, nie jest naturalna. Nie, nie chodzę na solarium. Chodziłem w wakacje. Teraz biorę beta-karoten w tabletkach i mam balsam Dove czy tam jakiś, który ma lekko brązujące właściwości. Lekko. I druga sprawa – tak, rosną mi cycki. Z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że przytyłam. A po drugie dlatego, że tak mam.
Tylko Jurek na koniec imprezy zaskoczył nas wszystkich. Wychodziliśmy już z klubu, gdy zagdał do Maćka. Chciał na kawę zaprosić, ale jak Maciek powiedział, że ma faceta, to już nie chciał. Jurek nie rozumie. Już to wiem nie od dziś. No, ale jego strata. Wiem, że Maciek wymienił z nim potem na gronie wiadomości, ale niestety nie wstawił ich treści na forum Formacji Różowe Saneczki o czym wspominam publicznie, by go zganić i by poczuł się w obowiązku nadrobić tę zaległość.
W sobotę wstałem później, niż chciałem, ale co mi tam. Mogę. Wolno mi. Musiałem dzień jakoś ogarniać, bo dużo zaplanowane. Miałem m.in. jedną z prac dla BeBe napisać… Ale nie napisałem. Nie miałem siły, a raczej głowy do takich rzeczy. Więc nie pisałem. Nic na siłę. Na wszystko będzie czas, nie?
Postanowiłem bardzo czynnie uczestniczyć we wszystkich imprezach, na które zostałem zaproszona. Początkowo planowałem sobie ciut odpuścić z dress-code i w ogóle, ale sam wiem, jak mnie denerwuje, gdy goście olewają zasady moich imprez. Więc się dostosowałam. Przed pojechaniem do Sis – zaliczyłem Złote Kutasy, co by wypłacić kasę z bankomatu, bo mBank postanowił zrobić sobie długą przerwę. Bardzo długą nawet. Zaliczyłem też Empik, coby kupić Sis opakowanie do mojego jakże cennego prezentu urodzinowego. Wszystko udało mi się zrobić i mogłem pognać do Sis.
Oczywiście tutaj też nie było łatwo, bo pierwszy raz szedłem z metra do niego. No, ale dałem radę. Trafiłem. W środku – sporo ludzi, większości nie znałem i nie zostałem przedstawiony, ale w sumie niepotrzebne mi to. Gadałem z PePe i Kejt głównie. Pośmialiśmy się z Big Brothera 4.1, z Pudelka, z Dody, ze wszystkiego w sumie. Było fun. Ale nie mogłem za długo siedzieć… Zdjąłem outfit i pognałem do metra.
Dotrałem na Kabaty i tutaj zaczęło się także chwilowe błądzenie. Ostatecznie jednak udało mi się dotrzeć do Andrzeja. Przebrałem się na miejscu, choć początkowo pomysł mój był taki, że przebierać się w ogóle nie będę. No, ale co mi tam. Założyłem lateks i ogólnie spoko. Niewiele osób było, jeszcze mniej się przebrało… Daliśmy radę. Zabawnie było o tyle, że była taka jedna śmieszna dziewczyna. Bogusia, Krysia czy jak jej tam. Łorewa. Potem przyjechała policja. Ale ja już wtedy wychodziłem do taksówki. Dotraliśmy busikiem do Utopii. Część nie weszła, ale to już nie mój problem, bo nie moi znajomi. W trzecim już tego dnia stroju wkroczyłem do klubu.
Duuuużo ludzi. Bardzo dużo. Za dużo może nawet. Dlatego początkowo bawiłem się średnio. Jeszcze Kuba Duży pijany jak zawsze natarczywy nieco. Plus ktoś mnie cmoknął wbrew mojej woli. I już mi się wieczór nie podobał. Czekałem tylko aż się ciut zacznie opróżniać, żebym mógł spokojnie potańczyć. No i stało się. Opustoszało. Bawiłem się cudnie wtedy. Na całego. Nawet nie przeszkadzało mi, że Gracjan, który przyjechał do Warszawy, minął mnie lekko pijany trzy razy i mnie nie zauważył. Po prostu się dobrze bawiłem.
Maciek odwiózł Damiana, Piotrka i Daszka a my się bawiliśmy z Tomeczkiem. On szczególnie dobrze, bo wypatrzył sobie jakiegoś… Zresztą wszyscy go wypatrzyli, bo się gwiazdorzył na barze. Przyznaję – bardzo atrakcyjny. Już ustaliliśmy, że ma lat 20 i pracuje chyba w Blue City. No co? Pedalskie Centrum Informacji działa. Musi. Tomeczek trzymał jego zegarek, jak tańczył na barze. Potem dostał nawet buziaka na pożegnanie. Muszę powiedzieć, że obaj chłopcy chyba nieświadomie wykorzystali kilka prostych trików psychologicznych i wyszło im to cudnie. Maciek wrócił, baunsowaliśmy jeszcze jakiś czas i potem trzeba było się zbierać.
Ale tym razem – zahaczając także o McDonald’sa. Już śniadaniowe rzeczy o tej porze podają. Trudno. Zjedliśmy i to. A potem spać, spać, spać.
Pospałem długo. Zgodnie z planem. Właściwie nic nie robiłem cały dzień. Opierdalałem się, najzwyczajniej. Wolno mi.
Dopiero wieczorem się wziąłem za porządki w komputerze. Zainstalowałem program do synchronizacji danych na komputerach – bezprzewodowo, sieciowo teraz synchronizuję dane na laptopie i na stacjonarnym. I cudnie. Jeszcze tylko muszę ustawić, żeby MS Outlook zawierał to samo na obu maszynach. Da się zrobić. Siedziałem do 4 nad ranem na czacie. Miałem dobry cyberseks jeden. Z dwudziestolatkiem z kamerą i mikrofonem. Byłem Olą, to normalne.
A dzisiaj wstałem o jakiejś chorej 12 godzinie czy jakoś tak. Przesadziłem, ale nie odbiło się to negatywnie na mojej pracy. Skończyłem poprawiać pracę o papieżu. Wysłałem do pani doktor. Mam nadzieję, że już nie będzie dużo poprawek. Brakuje mi jakiś dwu informacji do zakończenia tekstów do gazet. I muszę pracę dla BeBe napisać w końcu. Zdążę, mam zaplanowane wszystko. Jak zawsze.
juz brakuje Ci jednej informacji:P