Po-urodzinowe
Ponieważ życie znów przyspieszyło niesamowicie, zaczynam wracać do systemu karteczek porozkładanych na moim biurku. Lepiej byłoby mieć je na ścianie na tablicy korkowej… ale ja nie jestem tradycjonalistką. Poza tym karteczki mają ten plus, że potem zostają i mogę sobie je wykorzystać – dzięki nim pamiętam, co robilem i mogę bloga pisać. Naprawdę, to pomaga. Bo w takim ferworze walki i wyścigu, czasem nie pamiętam już, co się dzieje i działo. Wtedy przydają się” kalendarz Google, kalendarz w Outlooku, karteczki i fotoblog.
W środę wstać musiałem wcześnie – już o 8:30 byłem w Carrefourze w Reducie. Tuż po otwarciu. Żeby tylko jak najszybciej zrobić zakupy. I przyznam że miło się zakupuje, gdy wkoło nie ma setek ludzi, a są tylko pojedyncze. Jutro koło 9 też chyba pójdę, bo muszę znów. Ale to jeszcze sfera planów. Wróciłem, zjadłem śniadanie, wziąłem się za pisanie. Terminy zaczynają gonić, więc i ja zaczynam się spieszyć. Tym bardziej, że BeBe mnie poprosiła o prace. To właśnie nimi zająłem się w środę. Nie za długo oczywiście, bo potem musiałem jechać na socjologię, żeby odebrać opinię dziekana na swój temat. Odebrałem i jest bardzo pozytywna. Wysłałem niekompletne dokumenty do centrum JP2 i teraz czekam na to, aż się odezwą i poproszą o uzupełnienie dokumentów. W ten sposób zyskałem kilka dni na to, żeby zdobyć wpisy.
Z socjologii udałe się na Banacha – po zwolnienie z w-fu. I mam za swoje.
Bo przed wakacjami pan zwolnieniolog już był urobiony i się dał przekonać do tego, że musi mi wystawić zwolnienie. Więc myślałem, że to będzie formalność. Ale okazało się, że nie. Bo się zmienił pan lekarz. Masz za swoje.
Nie musiałem czekać długo, ale pan powiedział, że oczywiście – da mi, bez problemu. Jak będę miała jakieś zaświadczenie. Super. Ciekawe skąd. Więc oficjalnie szukam znajomego psychologa lub psychiatry, który mógłby mi wystawić takie zaświadczenie. No, poszukajcie, proszę. Że zaburzenia tożsamości płciowej mam, to wiedzą wszyscy. Ale teraz pan doktor wiedzieć musi. Więc potrzebuję pomocy. Niech ktoś z Was się ulituje…
Wróciłem do domu, posiedziałem chwilkę, popracowałem sobie lekko, zjadłem coś a potem – do kina. Na „Iberię”. Z Michałem, Damianem Be, Damianem Najmłodszym, Tomeczkiem Napalonym i Wojtkiem. Czyli ciotowarzystwo, jak zwykle. Śmiało i odważnie wkroczyliśmy do kina, tłumy ludzi były zresztą. Dawno nie widziałem aż tylu na pokazach, na które chodzę.
Najpierw jakiś pan z Radia Bis zajął kilka minut, torchę gadając od rzeczy, jak zawsze. Zaczął się film.
O kurwa… Jeśli ktoś Wam zaproponuje, nie oglądajcie! To jest film niefabularny. To zbiór utworów jakiegoś kompozytora hiszpańskiego obrazowany niepowiązanymi ze sobą tańcami. Po prostu zlepek kilkunastu tańców. Padają w całym filmie może ze 3 zdania. Był taki moment, że film się urwał. Coś się stało, trochę światła zapalili, a myśmy myśleli, że to już koniec. Nie podnosiliśmy się, bo siedzieliśmy z przodu i czekaliśmy, aż trochę ludzie wyjdą. Niesłusznie. Film zaczął się znów. Głupawka nas ogarnęła przez takie dziewczyny z przodu. Było strasznie.
I już przepraszałem chłopców za to, że ich na takie coś wziąłem… Nie wiedziałem. Jasne, film był dobrze nagrany (w sensie, że słusznie dostał nagrodę jakąś-tam za obraz), ale nic poza tym. Nic.
W czwartek zajmowałem się przede wszystkim pracą dla BeBe. Napisałem tę drugą, dzięki Bogu, choć nie było to łatwe. I przygotowałem się do spotkania redakcji. Bardzo profesjonalnie. Zleciłem ponad 20 tekstów. Damy radę, jeśli tylko na czas się wyrobią. Spotkanie było o 16. Przyszła cała właściwie redakcja plus cztery nowe osoby. I jeszcze jedna chciała przyjść, ale nie mogła. Spoko, jeśli zostaną, będzie super.
Wieczorem dokończyłem jakiś-tam tekst dla gazety i tak dość pracowicie, choć statecznie spędziłem dzień. No i Piotr wrócił. Jesteśmy już w komplecie w mieszkaniu.
W piątek zaczął się megamaraton. Najpierw musiałem pojechać po brakujący wpis na socjologię – co mi się udało dość bezproblemowo. A potem od 14 miałem ciąg dalszy szkolenia. Tego konkretnego dnia do 19, więc niedużo, ale… Potem wróciłem do domu i tylko lekko miałem czas się ogarnąć, żeby jechać do Barbie. W miniony piątek odbyła się najpewniej ostatnia impreza w BarbieBarze. Stałem i patrzyłem na te niewielkie pląsające grupki dziwnych momentami ludzi i wspominałem sobie, jakie tam kiedyś były imprezy… Tak właśnie umarła legenda. Ostatecznie. Barbie ze szczytu spadło na sam dół. Oczywiście, że szkoda. Choć mógłbym pomyśleć i wskazać konkretnie gdzie i jakie błędy popełnili. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Plusem zawsze tego miejsca byli ludzie. I kilka Mebli wciąż tam bywa. Ale to ostatnie niedobitki. Wciąż jestem ciekaw, co się dzieje z resztą? Oczywiście, trafią do Utopii prędzej czy później, ale ja jestem ciekawa teraz.
Pod Barbie przyjechał do mnie Maciek z Daszkiem taksówką i zabraliśmy się do Utopki z Mateuszkiem.
Było sympatycznie, choć pustawo. No, ale wiadomo. Tak musi być, skoro kolejnego dnia ważna impreza. Pobawiłem się przednio, choć nie mogłem za długo. Ostatecznie byłem w domu o 5. Położyłem się spać i o 7 byłem na nogach. Jak mus, to mus.
O 9 byłem już na zajęciach warsztatowych. Caaaaały dzień tam spędziłam. Aż do 18:30. Miałem tylko jeden kryzysowy moment koło 15. A poza tym całkiem znośnie jakoś poszło. Wychodziłem stamtąd dość zmęczony i jeszcze po drodze musiałem kupić kwiatki. Dla Królowej. W kwiaciarni kazałem pani zrobić duży, biały bukiet za 60 zł. Dała radę. Nie był tak duży, jak go sobie wyobrażałem, ale ładny wyszedł.
Dotarłem do domu, po drodze ustalając szczegóły nocy. Damian z Piotrkiem umówieni z Sis. I z Napalonymi. Choć Napalony na Jego Faceta lekko obrażony. Tam takie ciotodramki, jak zwykle. Propozycji na wieczór setki, ale nie wybrałam nic. Postanowiłem, że niech oni się tam sobie spotykają, a ja muszę się przespać choć chwilkę. Wbrew pozorom, nie było to takie łatwe. Telefon dzwoni, coś tam się dzieje… Ogólnie miałem duży problem z zaśnięciem, niestety. No, ale z 1,5 czy nawet 2 godzinki pospałem. Potem – czas przygotowań.
Około 2 Maciek z Tomeczkiem i chłopcami po mnie przyjechali. To bardzo miłe z ich strony. Poprosiłem Tomeczka, żeby wszedł po mnie na górę, bo jednak idąc w kabaretkach, mini i topie bez ramiączek – nie czułem się ostatecznie aż tak pewnie.
Dotarliśmy na miejsce. Królowa poza kwiatami dostała ode mnie… moją pracę o Utopii. Mam nadzieję, że przypadnie jej do gustu. Ma już co prawda ponad rok, ale pomyślałem, że czas, żeby Królowa przeczytała. Albo przynajmniej – by miała taką okazję.
Nie ukrywam, że w Utopce wszyscy się gapili na mnie. I niech się gapią. Jakby transa nie widzieli. Wiem, że wyglądałem dobrze. Kilka osób podeszło, przedstawiło się, pozdrowiło, pogratulowało bloga, chciało poznać. Miłe te wszystkie wyrazy sympatii, naprawdę. Zauważyłem przy tym, że ludzie mają odwagę podejść tylko jak jestem w stroju uważanym za kobiecy. Jak jestem „normalnie” ubrany, to nie podchodzą.
Co do zaś samej imprezy – jak zwykle, mnóstwo ludzi, wiadomo. Barbara dała popis. Krótko, ale ładnie. Ma fajną nową piosenkę „One Love”. Próbuję znaleźć, ale to nie takie proste.
Bawiłem się dobrze. No i do VIP-roomu wpadałem czasem. Zazwyczaj ot, niby przypadkiem. Ale powiem Wam szczerze jedną rzecz – z tym VIPem to jest tak, że to nie jest wcale takie fajne, jak nie ma tam znajomych. I to jest moja refleksja ważna. Że jednak jasne, mogę tam wpaść, być, ale po co? Samemu?
Maciej był na tyle miły, że koło 5:30 odwiózł mnie do domu i na moją prośbę, odprowadził pod same drzwi. Dziękuję.
Spałem godzinkę. O 7 byłem na nogach. Znów.
I znów na zajęcia. Na szczęście, to już końcówka. Więc dałem radę. Wytrzymałem do tej 15 i miałem siłę wrócić do domu. Poszedłem spać, spać, spać. Nie wiem w sumie ile mi się udało odespać. Trzy godziny? Jakoś tak chyba. Ważne, że jestem zadowolony. Kolejne szkolenie – 19-21 października (czyli DOKŁADNIE wtedy, gdy są urodziny Utopii…). Może jeszcze inne szkolenie 6-7 października. Ale to się dowiem w tym tygodniu. Od jutra – rok akademicki. Ruszają mi pierwsze korki. Czekam na odzew z centrum JP2. To ważne, bo od ich decyzji zależy, czy będę miał więcej korków i w ogóle. Już jedna osoba się do mnie wstępnie zgłosiła z potrzebą napisania pracy licencjackiej. Eh…
Zmiana piosenki na blogu. Słucham w koło.
Rihanna – „Don’t Stop the Music”
Please don’t stop the music (4x)
It’s gettin late
I’m making my way over to my favorite place
I gotta get my body moving shake the stress away
I wasn’t looking for nobody when you looked my way
Possible candidate (yeah)
Who knew
That you’d be up in here lookin like you do
You’re makin’ stayin’ over here impossible
Baby I must say your aura is incredible
If you dont have to go don’t
Do you know what you started
I just came here to party
But now we’re rockin on the dancefloor
Acting naughty
Your hands around my waist
Just let the music play
We’re hand in hand
Chest to chest
And now we’re face to face
I wanna take you away
Lets escape into the music
DJ let it play
I just can’t refuse it
Like the way you do this
Keep on rockin to it
Please don’t stop the
Please don’t stop the
Please don’t stop the music
(Repeat)
Baby are you ready cause its getting close
Don’t you feel the passion ready to explode
What goes on between us no one has to know
This is a private show (oh)
Do you know what you started
I just came here to party
But now we’re rockin on the dancefloor
Acting naughty
Your hands around my waist
Just let the music play
We’re hand in hand
Chest to chest
And now we’re face to face
I wanna take you away
Lets escape into the music
DJ let it play
I just can’t refuse it
Like the way you do this
Keep on rockin to it
Please don’t stop the
Please don’t stop the
Please don’t stop the music
Please don’t stop the music (3x)
Ma say ma sa, Ma ma coo sa
Ma say ma sa, Ma ma coo sa (4x)
Please don’t stop the music (2x)
I wanna take you away
Lets escape into the music
DJ let it play
I just can’t refuse it
Like the way you do this
Keep on rockin to it
Please don’t stop the
Please don’t stop the
Please don’t stop the music (2x)
Ma say ma sa, Ma ma coo sa
Ma say ma sa, Ma ma coo sa(6x)
No tak, film był dość specyficzny… ale przynajmniej nieźle się ubawiałem… cały czas będę powtarzał, że motyw starych kobiet i rola Krawczyka poruszyły mnie najbardziej :P
A co do Barbie… hmmm… faktycznie dno i żal że nie można było postarać się bardziej i coś stanowczo zmienić… Cóż, było minęło.
moze z tych twoich przebieranek zrobi sie kariera drag queen? nadawałabyś się. widziałam na urodzinach ;p
pozdrawiam serdecznie :*
-> damian.be
Film był megadziwny :) Ale już zaprosiłem Cię na kolejny.
-> zula
Nie mogę być drag-queen. Drag-queen to facet w przebraniu kobiety. A ja nie jestem facetem.
Ale rozumiem, że to miał być komplement? Więc dziękuję.
zazwyczaj jak się spada ze szczytu, to na samo dno. show biznes nie lubi lądowań pośrodku.
lubi za to powroty.
amen.