Pararararara
Powinienem tłumaczyć dla kuzynki cv, albo zająć się składaniem gazety. Albo napisać zaległą pracę na informację dziennikarską. Albo artykuł do „Studenckiej”. Ale mi się nie chce. Strasznie mi się nie chce. Jak mi się już dawno nie chciało.
Szesnastolatek poznany w serwisie Play wysyła mi dzisiaj fotki swojego nagiego przyrodzenia… Inny 17latek dostał ode mnie swoje fotki z Parady. No jak żyć… Co ja na to poradzę, że młodzi chłopcy są moją słabością? Oni chyba po prostu czują, że ja im krzywdy nie zrobię i dlatego się mnie nie boją. Tak sądzę. No bo co może komuś zrobić taka ciotka? Ja tylko chcę pomóc. W czymkolwiek.
No, ale dość teg rozczulania się nad ślicznymi (chociaż nie raz jeszcze mam zamiar o nich dzisiaj wspominać). Zapisałem się do grna ’emo as fuck’ i tam sobie przeglądam użytkowników… Można się domyślić, nie?
Piątek był tak dawno, że prawie nie pamiętam. Natomiast pamiętam, że z czwartku na piątek spałem jakieś 5 godzin. Czyli spoko. Ale potem czekała mnie konferencja… A wiadomo, jak to na konferencjach bywa. Nie tyle, że nudno, co męcząco. Było bowiem dość ciekawie. Poznałem w końcu dra Jacka Kochanowskiego. I innych doktorów też. To zresztą przezabawne, gdy oni tak razem siedzą i dyskutują na podium a reszta słucha, jak się przeginają przed sobą. Słodkie, conajmniej.
No, a poza podium to już w ogóle. Michał stwierdził, gdy mu to potem opowiedziałem, że też skończę jako przegięty doktor. A skąd wie, że nie profesor?! Może będę chciał być profesorem? Przegiętym profesorem w sukience. Ostatnio na zajęciach jednych, dziewczyna przywołała przykłąd chłopca, który chciał stać się kobietą a zarazem był studentką ówczesnej Akademii Medycznej w Warszawie (dziś – Warszawski Uniwersytet Medyczny) i okazało się, że jest debata. Czy trans może pełnić tak odpowiedzialną społecznie funkcję jak lekarz. Śmieszne. Bo może przez to, że jestem transem, nie dane mi będzie zostać profesorem? No bo jak to, profesor nie może w sukience na zajęcia przychodzić przecież.
Wracając jednak do konferencji. Było miło. A doktor K tak bardzo się rozochocił, że podczas debaty o AIDS i HIV niby-bezwiednie, nachylając się do kolegi swojego, który siedział po mojej drugiej stronie, oparł się o moje nogi. Czego, jak wiadomo, nie lubię. W sensie, że ja w ogóle nie lubię dotyku. Poza tym jednak było miło. Żarty, 7 kaw, ładny Szwed młody, trochę prasy. No i kilka ciekawych spostrzeżeń, które musiałem sobie aż zanotować, choć pojawiłem się na konferencji z założeniem, że nic nie notuję, tylko słucham. Nawet pytania zadawałem w końcu.
Skończyło się koło 18:00 czy jakoś tak. Pojechałem do domu. Przebrałem się i robiłem nic. W sensie, że ogarniałem maile – a to zlecenie, a to brat, a to badanie socjologiczne, a to coś tam. Cały czas kociołek. Cały czas.
Ostatecznie udało się. Napaleni wpadli do mnie. Posiedzieliśmy chwilę, po czym udaliśmy się taksówką do Damiana Madoxa. Na taką nibydomówkę. W sensie, że zasadniczo picie i spotkanie przed wyjściem zasadniczym do klubów. Było miło, nowi znajomi, którzy pewno (jak to zwykle bywa) potem nie pamiętają, że się poznaliśmy. Ogarnęliśmy to szybko i wyszliśmy zbiorowo. Damian ze znajomymi do Toro poszedł. Tomek też chciał, ale ja się uparłem, że nie. Poza tym Tomek w ostatniej chwili zmienił zdanie, bo on miał nigdzie nie iść, jako że na rano do pracy. No i ostatecznie pojechał do domu po krótkiej naszej wizycie w Lemonie (znów). Posiedzieliśmy we trzech, pooglądaliśmy ludzi, coś tam wypiliśmy czy zjedliśmy… Pożegnaliśmy Tomeczka, który pojechał taxi do domu. I poszliśmy do Utopii. Do Toro chodzić nie będę, bo mam postanowienie, żeby miesiąc tam nie być. Muszę dotrzymać.
W Utopii – Lola Lou i jej Girls! Girls! Girls! The cab drag system. Vinyl gościnnie plus jakaś czarna, która wygrała konkurs. Była naprawdę dobra. Taka naprawdę naprawdę. Mogłaby śmiało wyjść na ulicę i jeszcze by ją podrywali. Dobra była. Występ udany bardzo. Ludzi sporo, choć – jak to zwykle bywa – na ostatnim wyjściu już niewiele się ostało. Bawiłem się dobrze. Piłem dużo kofeiny. Zresztą przez cały dzień… I jak to się skończyło?
Wyszliśmy koło tam 6:30 chyba z Damianem, żeby go do domu odprowadzić. Wezwaliśmy taxi z Maćkiem tam. Czekamy, czekamy. Czekamy. Nie przyjeżdża. Dzwonimy do Grasika a tam zajęte cały czas. Po 10 min po czasie, wkurwiliśmy się i poszliśmy na autobus. Zanim jednak to się stało… Umarłem. Zeszła ze mnie kofeina. Zasypiałem na stojąco. Całkiem. Organizm powiedział „nie”. To było niesamowite uczucie. Maciek prawie że mnie prowadził. Doszliśmy na przystanek, zasypiałem. W autobusie – zasypiałem (nie pamiętam ani jednego przystanku po drodze)… Nie zapominajmy o tym, że ja całkiem trzeźwy jak zwykle byłem. Kofeina zeszła.
Dotarłem do domu, zahaczając po drodze o sklep, gdzie bułki na śniadanie kupiłem. Potem usnąłem.
Na szczęście, wieczorem Bartuś korki odwołał, więc mogłem pospać aż 4 godziny w sumie. Zerwałem się potem. I szykowałem na Paradę.
Ubrałem się w różową koszulkę. A co mi tam. Dotarłem do centrum, gdzie byłem umówiony z Sis wstępnie (po drodze, niedaleko domu, jeden z chłopców skomentował do swoich znajomych mój wygląd: „A ten to co? Nie na paradzie dzisiaj?” – a ja w drodze byłem). Spotkałem Andrzeja. Sis spóźniona nie docierała. Więc razem doszliśmy pod Sejm. Cały czas fotki pstrykałem.
I tutaj dygresję zrobię. Bo oczywiste, że moi znajomi nie przyszli. Nigdy nie przychodzą. Nie liczę Asi, właśnie Andrzeja i tam kilku wyjątków. Ale Kuba tak zapił (i nie wiem czy tylko) poprzedniej nocy, że musiałem go prowadzić z Maćkiem na kanapę i wysłuchiwać, że mnie kocha i dlatego chce być ze mną. Napaleni nigdy nie chodzą. Michał nie chodzi ze strachu. Nikt nie chodzi. Jasne, że udział jest potencjalnie niebezpieczny. I fizycznie, i społecznie. Spotkałem sporo znajomych ze studiów. Z socjologii i z dziennikarstwa. Jedna nawet mnie do Teleexpressu ostatecznie poprosiła o wywpowiedź. I ona poszła. Jasne, że nie jestem wyoutowanym gejem. Moja rodzina, moje miasto rodzinne o mnie nie wie. Ale nie wyobrażam sobie realizowania siebie w stanie ukrycia przez całe życie. Nie wyobrażam sobie ciągłego chowania się w myśl zasady: róbcie to sobie, ale w domu. Nie, bo nie.
I jeszcze gdyby znajomi nie chodzili, bo np. uważają, że Parada jest zła, albo że organizatorów nie lubią, albo coś takiego. Ale oni nie chodzą ze strachu i dla wygody. Szkoda.
Spotkałem w2licha. I jak rok temu, tak i tym razem szliśmy przodem. Przy fladze, czasem nią machając. Dużo tańczyliśmy, bawiliśmy się. Było ciepło, ładnie, słonecznie, zabawowo, urokliwe prawie. Nie było niebezpiecznie na szczęście. Poznałem nawet jakiś ładnych chłopców. Wielu obfotografowałem. To takie małe radości dla mnie. Najważniejsze, że Parada przeszła. Liczna, kolorowa, zabawna.
Dość szybko zmyłem się z pl. Bankowego, coby w metrze nie trafić na megatłumy. Potem tramwajem do domu. I spać, spać, spać.
2 godziny spałem.
Wpadł Maciek potem, ja się wcześniej wyszykowałem i w drogę. Po Tomka taksówką i do Galerii. Na Lolę. Dała dobry koncert. Nieklubowy, taki nastrojowy raczej. Dobry. W Galerii, jak zwykle, bawiłem się średnio. Raczej przebywałem, obserwowałem i zjadłem banana. Czy chyba nawet 2 ostatecznie. Wyszliśmy stamtąd… jakoś przed 2.
W Utopii zaczynało się robić tłoczno. Widziałem, jak barman Rafał się uwijał. Biedny, miał ciężką noc. Bo a to go Rowiński zaczepia, a to jakaś laska się domaga żeby już teraz ją obsłużył… Współczuję. Bawiłem się średnio. Za dużo było mocno pijanych ludzi. Którzy depczą, przeszkadzają, tłoczą się, hałasują, nie bawią się, tylko utrudniają to innym, zajmując miejsce na parkiecie i w kolejkach do wc. Wiedziałem jednak, że potem się rozluźni. Muzycznie było całkiem eftiwi i rzeczywiście – jak ubyło ludzi, to się przyjemnie zrobiło. Szaleć można było, więc z Sis poszalałyśmy. Koło 6 Maciek z Tomkiem chcieli iść. Nawet miałem zostać jeszcze, ale pomyślałem… Nie, nie ma co. Jadę. Podrzucili mnie do domu. Jeszcze pogronowałem sekundkę i spać. Aż do 13:30 czy jakoś tak.
Nic dzisiaj nie zrobiłem. Nic a nic. Znalazłem ładnego 17latka z Parady. Napisałem mu na gronie, żeby sobie swoje fotki wziął z mojego albumu na PicasaWeb. Podziękował i wyraźnie nie wykazuje chęci do kontynuacji znajomości. Nie wie jednego. Że prędzej czy później, jako śliczny młody chłopiec homoseksualny – trafi do mnie do mieszkania. Jak wszyscy.
W piątek Floor-Sitting Party. Muszę zacząć je ogarniać, a sporo mam roboty jeszcze przedtem. Dam radę, bo się luźniej zrobiło w grafiku. Tylko pisać muszę więcej. Znów. Więcej i więcej i więcej…
nie chodzą, bo może ich to po prostu nie bawi i nie widzą, w tym zbiorowisku nazywanego Paradą, nic wspólnego z hasłami tam głoszonymi…
a muzyka wczoraj w U była po prostu tragiczna, jak dla mnie oczywiście, bo nie lubię słuchać jednego łup łup łup…
no i się nie zgodzę bo coś ciężko spotkać u Ciebie tych ślicznych 17-latków niestety :) :P
a ja nie chodze na parady i na zadne manifestacje i tym bardziej happeningi bo po prostu nie lubie. nie lubie wielotysiecznych zbiorowisk, nie bawia mnie animatorzy wykrzykujacy przez megafon banalne slogany, drazni mnie wszechobecne przekonanie ze ta parada odmieni oblicze tej ziemi czy jakiejkolwiek innej. otoz nie odmieni-lepiej sie wyspac.
jest jeszcze po drugie i po trzecie, ale wobec powyzszego to juz jest bez znaczenia. natomiast strach jest na ostatnim miejscu. przed nikim sie nie ukrywam, kazdy kogo znam lepiej niz „na czesc” wie o tym, ze jestem gejem. nie czuje jednakze wewnetrznej potrzeby manifestowania mojej orientacji osobom, ktorych wogole nie znam. z obcymi nie rozmawiam o moich ulubionych ksiazkach, nie rozmawiam o moich marzeniach, nie rozmawiam o tym, ze jadlem ostatnio pyszna pizze – dlaczego mam podejmowac z obcymi dialog na temat mojej seksualnosci?
-> tommie
Od kiedy głośna muzyka i geje dokoła Cię nie bawią? :)
Z 17latkami widuję się raczej sam-na-sam lub w grupach składających się z 17latków, więc nie dziw się, że ich nie spotykasz. Poza tym Ty cały czas pracujesz…
A negatywny odbiór Utopii to efekt ciotodramy połączonej z tym, że Olivier się nie pożegnał z Tobą.
-> +
Mieszasz. Albo nie lubisz, albo jest nieskuteczna.
Jeśli nie lubisz, spoko.
Jeśli uważasz, że jest nieskuteczna – pokaż lepsze rozwiązanie.
A pytanie jest banalne. Ponieważ nikt nie dyskryminuje Cię z powodu książek, które czytasz i pizzy, którą jadasz.
Uważam, że nie chodzą z tchórzostwa.
oczywiscie zycze profesury, moze po zmianie prezydenta:)
a co do parady. racja, boje sie troche. co wiecej, nie czuje potrzeby, ochoty.
W moim przypadku już wiadomo, nie poszedłem nie przez tchórzostwo, lecz przez lenistwo. Poza tym, co to za wyliczanka kto nie poszedł i dlaczego? Głupie to.
„(…) o ile parady beda pokazem sexsualnosci i zbijaniem kapitalu politycznego przez rozne ugrupowania (…) to mnie to nie interesuje.(…) Dzialalnosc na rzecz srodowiska to (…) przede wszystkim postawa w zyciu ..a nie chodzenie w koszulce z napisem jestem gejem .Badzcie dobrymi ludzmi w zyciu i w pracy..a jak sie okaze ze jestescie gejem to tym bardziej beda was (…) szanowac…..”
Juz szykowalem odpowiedz dla Ciebie, ale ktos mnie wyreczyl. O dziwo – w 100% sie z nim zgadzam. Badz dobry w tym co robisz w pracy, to nikogo nie bedzie obchodzic czy jestes gejem czy nie. I ja to potwierdzam z wlasnego doswiadczenia. W ten sposob nikt mnie nie dyskryminuje z powodu ksiazek ktore czytam, ani z powodu pizzy ktora jadam, ani z powodu tego ze jestem gejem.
Ty jestes swietny w pisaniu prac na zamowienie – osobiscie Cie za to podziwam, bo wiem jak ciezko mi przychodzi pisanie czegokolwiek. Czy ktos kiedys skladajac zamowienie na jakas prace rozmyslil sie, bo nie chcial miec pracy od geja? Pewnie nie, bo nie to sie liczy – liczy sie jakosc tekstu, a ta w Twoim wypadku jest zawsze wysoka.
Uwazam, ze akcje typu plakaty z napisem „co sie gapisz lesbo?” czy rozdawanie ulotek „zakaz pedalowania” sa niestety antyskuteczne i dosc lekkomyslne. Maja na celu chwilowe zwrocenie uwagi i to raczej nie na problem lecz na performera, podraznienie odbiorcy ale nic z tego nie wynika. Jesli zostanie kiedys zorganizowana np. Gejowska Orkiestra Swiatecznej Pomocy to chetnie wlacze sie zaangazuje. W ten sposob mozna zrobic cos dobrego i pokazac spoleczenstwu wartosc mniejszosci, ktorej nie docenia.
PS. Wiem, ze mamy rozne zdania, ale nigdzie nie jest powiedziane ze musimy sie zgadzac. Nie oznacza to jednak, ze Cie nie lubie. Nasz dialog traktuje jako intelektualna rozrywke. Pa
Parada – widowisko polityczne w marnym wydaniu, ot dlaczego mnie nie bawi i nie przekonuje
Utopia – ciotodrama wynikła na koniec a muzyka nie bawiła mnie od początku, nie lubie takiej i nic nie poradzę… a Oliviera nie znam więc pożegnania być nie mogło…
-> antarex
Często, ale nie uogólniałbym.
-> Mihal
Być profesorem, to znaczy być starym :P Więc nie chcę na razie.
Rozmawialiśmy o tym – czy brak ochoty nie wynika ze strachu?
-> damian.be
Od kiedy to wyliczanki na duzyformat.blog są nie wskazane? Zawsze wszyscy się cieszą, jak uda mi się wypisać kto w weekend był w U a kto nie.
-> +
Dziękuję za cytat z Królowej.
Parady mają dwa cele: raz – pokazać, że nie gryziemy i nie rzucamy się na dzieci w szkołach, a dwa – wzbudzić debatę, spowodować, że będzie się dyskutować o prawach człowieka i równouprawnieniu.
Nie wiem jak Wy – plusie i tommie – ale część moich homoznajomych chciałaby chodzić za rękę ze swoim partnerem po ulicy i całować się z nim. I to jest już obecność seksualności w życiu publicznym, na którą heteroseksualiści mogą sobie pozwolić. Jeśli ktoś inny nie może, bo nie jest hetero, to nie jest sprawiedliwe.
Osobiście dla mnie nie ma znaczenia postulat o małżeństwach homo czy chodzeniu za rękę po ulicy. Bo ja tego nie robię. Na wszystkich paradach byłem jako osoba, która nie będzie się nigdy z nikim wiązać. Więc mi osobiście to kompletnie wisi. Ale nie wiszą mi prawa człowieka, tym bardziej, że dotykają moich znajomych.
Osobiście chciałbym móc iść w mojej ślicznej białej sukience na zajęcia. I będę paradował tak długo, aż nie będę musiał się obawiać, że nie dam rady nawet wyjść z klatki schodowej z powodu zagrożenia fizyczną przemocą.
-> tommie
No to pytam, Tomeczku, co lepszego można zrobić? Nie twierdzę, że Parada jest super och i ach. Ale nic lepszego póki co nikt w Polsce nie wymyślił. I dlatego w niej idę. To jak z demokracją – jest najgorszym z systemów, ale lepszego jeszcze nikt nie wymyślił.
Wiem, że nie znasz, ale przeżywałeś, że się nie pożegnał.
a ja nie chodzę na parady, bo jestem socjopatą.
p.s. ciekaw jestem, czy kiedyś Ci przejdzie ta efebofilia :)
a ja nie chodze, bo zawse jak jest parada to mam inne plany. na serio!
a poza tym jest mi to obojętne czy ktoś paraduje czy nie. dla mnie nawet moga paradowac gospodynie domowe w imię pieczonych ciast na niedziele :P
nie przywiazuje do tego wiekszej wagi, bo „Polska” jest mi obojetna.