Spokojnej nocy
No, no… więc życie nadal mi zapierdala, za przeproszeniem. Zajęcia w poniedziałek to pomyłka. Oddałem pracę nie-na-temat a pan mi jeszcze bardzo dziękował i miał orgazmiczny uśmiech na twarzy ze szczęścia. Pomyłka chyba, naprawdę.
I właśnie w poniedziałek, jak sobie wróciłem wcześniej – musiałem przejść na dietę. Przez Natana. Bo mi wysłał swoje fotki po diecie swojej. Czy raczej przy jej końcu. I go nienawidzę. No bo tak dobrze, jak teraz wygląda to jeszcze mu się nie zdarzyło… Aż po prostu jestem w szoku, jestem zazdrosny i jestem zły. W tej samej chwili zamówiłem matę do ćwiczeń na allegro. Powinna dojść jutro albo w poniedziałek, mam nadzieję. No bo bez przesady. Skoro inni potrafią, to ja też. Od tej pory wyeliminowałem całkowicie dodatkowy cukier – zero słodzenia czegokolwiek. Zrezygnowałem też z napojów gazowanych i słodkich soków. Teraz piję tylko niegazowaną wodę. Która, swoją drogą, jest niedobra. Spróbuję też rzucić smakowe jogurty i serki na rzecz naturalnych. Które, swoją drogą, są niedobre.
No i zaczynam ćwiczyć jak tylko mata dotrze. Miałem nadzieję, że dziś będzie, ale raczej nic z tego.
A przydałaby się na Floor-Sitting Party. Żeby było gdzie usiąść. Chociaż liczba osób się zmniejszyła – odeszła Asia Gąska, Iwona i Ania. To oznacza, że najpewniej Ada będzie jedyną kobietą. I tak w ogóle to chyba Piotr będzie. W sensie, że mój współlokator. Akurat pasuje, bo jest dress-code „hetero”, więc nie musi się przebierać. W przeciwieństwie do nas.
Ale wracając do poniedziałku… A raczej do wtorku, bo w poniedziałek nic już się nie działo…
No więc wtorek zaczął się od wizyty w sekretariacie Instytutu Dziennikarstwa. Tego dnia oficjalnie zakończyłem semestr trzeci. Cudnie, bosko. Pani dyrektor, czy tam kierownik, bardzo mi dziękowała i upomniała, żebym się pilnował następnym razem. Jasne. I mają teczkę z mom nazwiskiem. Strasznie mnie to bawi, naprawdę. I wszystkie moje podania w środku. Plus dwa kolejne, które właśnie przyniosłem. A pani dyrektor zaproponowała, żebym się starał o zwolnienie z opłat za warunek. Co też zrobię, oczywiście. Mam już wniosek, teraz tylko papiery potrzebne.
Potem zajęcia. Potem w przerwie spotkanie z dyrekcją w sprawie USOSa. Będzie ciężko. System narzuca konieczność rozliczenia się ze wszystkiego w ciągu 3 tygodni od dnia zakończenia sesji poprawkowej. Dramat. Ja nie dam rady tak szybko!
Potem znów zajęcia a zaraz po nich – spotkanie z Marcinkiem. Tym razem u pana Krzysia w Eufemii Plus. Zresztą spędzam tam coraz więcej czasu, a Krzysiek opowiada mi coraz więcej o sobie. Jebany, jest jednak dziany dość. No, ale najważniejsze było spotkanie z Marcinkiem. Posiedzieliśmy chwilkę, potem spacerek do Parku Saskiego i na Karową. Było bardzo miło, zresztą jak zawsze z nim. No i conajmniej estetycznie. Wiadomo, że mam do niego słabość wielką. Dobrze, że on tego nie wykorzystuje :)
Zaraz po spotkaniu miałem kolokwium nieszczęsne z psychologii społecznej. To samo, przez które muszę powtarzać ten przedmiot. Ale spoko, to pierwszy termin, więc wiadomo, że się nie przejąłem. Wyniki za jakiś czas. Spoko. Wróciłem do domu dość późno. I byłem dość zmęczony, więc spać poszedłem szybko. Zresztą ten tydzień to w ogóle mi tak mija jakoś, że szybko chodzę spać.
W środę na przykład zajęcia miałem od 10 do 14:40 a potem miałem iść na 16:00 na kolejne… Ale się okazało, że nic z tego, bo iść muszę na koncert Kosheen z Damianem. Załatwiłem podwójne zaproszenie i chciałem, żeby poszedł sobie z Maćkiem swoim, ale coś-tam, coś-tam i wyszło, że ja idę. No to poszedłem, nie? Najpierw na kawę wpadliśmy do Wayne’s Coffee. Tam śmiesznie, bo nie było Justyny, więc dałem ten mój kuponik darmowy, ale słyszałem jak koleżanka mówiła do obsługującego mnie pana „a to nie jest ten co mamy go za darmo obsługiwać?”. Ale pan nie wiedział. Spoko, nauczy się. Oglądałem ładnych chłopców, którzy jakoś siedzieli obok mnie. A potem Damian przyszedł i sobie pogadaliśmy.
No, a potem koncert. Oczywiście kilka ciotek-utopijek się zjawiło, a jakże. No, ale ja bawiłem się dobrze. Rzeczywiście Kosheen są dobrzy. Po prostu dobrzy. Mimo, że ani nie przepadam za muzyką – powiedzmy – rockową, ani tym bardziej nie ciągną mnie koncerty, gdzie jest dużo spoconych ludzi, to bawiłem się dobrze. Tym bardziej, że z Damianem.
Wróciłem i padłem. A następnego dnia nic nie słyszałem. I tak musiałem biedować cały czwartek. Bez słuchu na lewe ucho. Straszna rzecz. Nie wiem dziś, czy mi przeszło, czy się po prostu przyzwyczaiłem, ale mam wrażenie, że to pierwsze. Na szczęście.
No i taki przygłuchy poszedłem najpierw na pocztę wysłać zgłoszenie manifestacji z okazji II Międzynarodowego Dnia Paris Hilton do Urzędu Miasta Stołecznego. Potem na IS wydrukować kilka rzeczy. Potem na zerówkę Międzynarodowego obiegu informacji na dziennikarstwie. Ale ostatecznie i tak tam nie poszedłem, bo się okazało, że pan ma jakieś dziwne wymagania. I stwierdziłem, że lepiej tym razem nie ryzykować. Poszedłem na szybką wodę z Napalonymi, Damianem Madoxem i siostrą Maćka. Oczywiście na Chmielnej. Ale tylko na sekundkę, bo już już musiałem lecieć na korki na Marymont.
Co ja się naszukałem tego miejsca… Kurcze, aż szkoda gadać. Ale dałem radę i ostatecznie dotarłem. Chwilkę spóźniony. Chłopiec kończy właśnie pierwszą klasę i jest piłkarzem. Umięśnione ciało, heteryckie ubrania, niewysoki, ciemne włoski, całkiem ładny nawet. Bez wow, ale spoko. Potem miałem jechać na korki kolejne, ale dostałem SMSa, że przełożone na niedzielę. Wróciłem do domu dosłownie na 13 minut i z Michałem pojechaliśmy na socjologię. Bo miałem walne zgromadzenie członków koła. Spoko, udało się wszystko. Było kworum, zostałem Prezesem i formalności załatwione.
Prosto stamtąd pojechałem do Carrefour Reduta. Zakupki na ciasto. To chyba najdroższe ciasto jakie robiłem na F-SP. Naprawdę. No i blachę kupiłem sobie w końcu. Byle jaką, ale przynajmniej mi jej szkoda kiedyś nie będzie.
Ciasto zrobiłem dziś rano. A strasznie mnie głowa boli od początku dnia. Między innymi z tego powodu poszedłem dziś tylko na seminarium badawcze na 14. Umyłem okno! A!!! Tak, stało się. Umyłem, umyłem. Sam, tymi oto rękoma, którymi wstukuję te literki. Potem zacząłem sprzątać na imprezę. Niewiele mi już zostało do ogarnięcia. Więc najpewniej pójdę spać. Zdrzemnę się, może mi ból głowy przejdzie. Odpocznę przed nocą. Będzie śmiesznie. I spokojniej nieco. Jutro korki o 13:00.
Natan jest już zbyt chudy moim zdaniem. Widziałem na żywo.
A woda niegazowana jest bardzo dobra – jestem uzależniony.
Ciotka, zrobiłaś mi taaaką frajdę. Będę to jeszcze przez rok wypominał :]
I tak a propos Twojego odchudzania… „Are you hungry… for little more?” :P
jak polozysz kawalek ciasta czy czegos tam na dietetycznym sucharku to ciasto czy co tam kolwiek polozysz, tez stanie sie dietetyczne :] nie probowalem, ale polecam :]
-> niewyzyty
Nie jest. Zazdrościsz mu :)
Uzależniony to jestem od Coli. I teraz to się potwierdziło, niestety.
-> damian.be
Nic nie wypominaj.
I am not hungry right now. I wolałbym nigdy już nie być. Chudnąć muszę. I ćwiczyć. A maty nadal nie ma.
-> tym razem to ja – jedrek. ten prawdziwy
Znałem podobną teorię. Zresztą wiadomo, że kalorie zjedzone, gdy nikt nie widzi po prostu się nie liczą.
Miało być „powtarzał”, nie wiem, skąd mi się to „wypominał” wzięło :P
mam wyrzuty sumienia bo zaglodzisz sie na smierc:/
a woda mineralna jest ochydna zgodze się :P:P jogurty naturalne mozna przezyc:P:P i zrob cos bo Niewyzyty mnie psychicznie torturuje zebym przytyl:/
a na kosheen tez chce :(:(