Dziś Dzień Milczenia. Włączyłem się w to. A nie jest łatwo nic nie mówić przez 24 godziny. Jasne, mogę pisać na komórce i pokazywać co mam do przekazania, pisać na kartce albo stukać na komputerze… Ale to zdecydowanie nie to samo. Zwłaszcza, że ja lubię gadać. No, raz dzisiaj się odezwałem – jak musiałem porozmawiać z kierownik magisterskiego dziennego studium dziennikarstwa. Ale o tym zaraz. Najpierw powiem jeszcze tylko, że mimo wszystko widzę sens w takich indywidualnych protestach. We włączaniu się w akcje społeczne. Raz, że jestem fanatykiem społeczeństwa obywatelskiego, a właśnie tak się je tworzy a dwa, że jednak kilka osób się dowiedziało dlaczego milczę i może jakoś zwrócę uwagę na milczenie osób homo-, bi- i transseksualnych, którym odbiera się prawo do powiedzenia o sobie, traktując je jako ostentacyjne obnoszenie się z seksualnością. Fakt, o mnie wiedzą wszyscy w Warszawie. I jest mi to łorewa.

No, a wracając do rozmowy z panią szanowną kierownik… Bo byłem wczoraj w sekretariacie, żebym rozliczyć ostatecznie indeks… I co się dowiedziałem? Po pierwsze, mój żart, że założą teczkę na moje podania wcale nie jest żartem. Jest takowa teczka. Z moim imieniem i nazwiskiem na niej. I tam są wszystkie podania ode mnie. Dwa dodatkowe składam lada moment. Jedno to zaświadczenie z socjologii dotyczące braku różnic programowych a drugie to podanie o warunek z zagranicznych systemów medialnych. Bo się okazało, że tego warunku na miesiąc to ja brać nie mogłem. No łorewa, naprawdę. Muszę w przyszłym roku zaliczyć. O ile nie wezmę dziekanki, co planuję powoli. Jutro mam natomiast na socjologii egzamin, na który zamierzam się uczyć – pójdę nawet w tej sprawie do czytelni rano. A za tydzień w czwartek mam zerówkę z czegoś-tam na dziennikarstwie. Pójdę, co mi tam. Ja bym nie poszła?!

Dzisiaj olałem jednak seminarium w Centrum JP2. Nie chciało mi się. W BUWie wziąłem 7 książek dzisiaj i chyba ze 3 wczoraj. W sensie, że mam w chuja książek do tej pracy na zlecenie. Ale to dopiero w długi weekend. Chociaż już wiem, że niektóre mogę oddać, bo się nie przydadzą. W długi weekend wypadam też na 1 dzień do Żuromina. Robią tam warsztaty dziennikarskie i chcą żebym im poprowadził zajęcia. Chcieli zapłacić, ale nie biorę kasy, bo to dawna uczestniczka moich warsztatów organizuje. Więc czuję sympatię. No a poza tym, żeby nie było, że jestem taki pierdolony materialista. Płacą mi tylko za transport – w sensie, że 3 godziny autokarem w jedną stronę. Spoko. A w międzyczasie będę pisał pracę licencjacką dla kuzynki…
W BUWie zresztą dzisiaj nie było łatwo. Bo nie mogę mówić. Michał poszedł ze mną i mi pomógł. Na szczęście.

Wyciąłem też dzisiaj kilkadziesiąt, jeśli nie ponad 100 ulotek „zakaz pedałowania”, które mam zamiar jutro rozdawać na połowinkach Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych ubrany nietypowo jakoś. Asia Gąska ma pomóc. To będzie taki performance. Ciekawe jak ludzie będą reagować dostając takie ulotki od cioty. Pomyślą sobie: „Pojebany”. I łorewa. Foucault miał rację. Trzeba stwarzać siebie jako dzieło sztuki. Robię to.

Ciotodramy nie ma. Przynajmniej z mojej strony. Wręcz trochę mi szkoda nawet. Jakby było się czym przejmować, nie?

Jutro muszę też iść po wpis z mikro- i makroekonomii. Znamiennym niechaj będzie, że za tydzień mam zerówkę z sesji letniej, a jeszcze się na dziennikarstwie z zimowej nie rozliczyłem. Mimo tego, że termin był w lutym, ja napisałem podanie do końca marca a sekretariat mi wyznaczył ostateczną datę na 17 kwietnia. Daty to są dla sekretariatu a nie dla mnie.

Mam w planie zakup jakiejś torby na laptopa. Ale one są takie brzydkie… Kiedyś w H&M była taka biała jak-cię-mogę jeszcze. Ale już jej nie widzę. Za to widziałem inną, za 115 zł i chyba laptopik do niej wejdzie. Więc muszę o tym pomyśleć. Ale nie wiem kto ze znajomych ma jakąś zniżkę w H&M. Zgłaszać się :) czekam!
Bo mnie Grzegorz uraczyć chce zniżką na puder z Clinique. Byłem w Galerii Mokotów, wybrałem nawet. Zapowiada się nieźle. Chcę go, ale teraz czekam na wskazówki, co dalej. Zajmuję się Floor-Sitting Party. Mam prawie gotową stronę na niedzielę. I gazetę robię. W sensie, że poganiam redakcję i planuję dokładnie co będzie w numerze. Zapowiada się cięża wojna. W sensie, że z redakcją. Ale jak się uda, to będzie dobrze.

Jutro ciężki dzień – zakończyć go mam spotkaniem z Marcinem Edge i połowinkami. A z Marcinem spotkać się mam w… nie, nie we W Biegu Cafe tylko w Wayne’s Coffee w Złotych Kutasach. Czemu tam? No bo ostatnio w końcu poszedłem zobaczyć tę miłą panią, co kiedyś pracowała we W Biegu i mi zawsze tam dawała za darmo różne rzeczy i takie tam. No i była! Ucieszyła się na mój widok prawie jak ja na jej. I dała za darmo Ice Tea i powiedziała, że jak ona jest, to mam zawsze wszystko za darmo. Nie, no spoko. Aha, i powiedziała, że załatwi mi tą lepszą kartę zniżkową W Biegu Cafe. Dałem jej dane, miała się tym zająć.
To dziwne i takie miłe zarazem. W sensie, że ja nawet nie wiem nadal jak ona ma na imię, ale ciężko mi o to zapytać przecież, prawda? No bo jesteśmy na ty i w ogóle i tak jakoś… Śmiesznie. Musiałem o tym napisać. Pochwalić się.

Muszę się poważnie wziąć za pisanie tych moich prac wszystkich. Poważnie!
No i gdzie jest mój dysk?! Dysku, czekam na Ciebie! Chodź do cioci! I już wymyśliłem, że mamusia jak go odbierze, to wyśle mi go przesyłką kurierską. Tak będzie najbezpieczniej i w miarę tanio.

Wypowiedz się! Skomentuj!