Czwartek
4:30 – Pobudka.
Zadzwonił budzik, więc wstałem. Nastawiłem go sam tak wcześnie, żeby mieć czas na zrobienie wszystkiego. Poszedłem spać po północy, więc spałem jakieś cztery godziny. Wystarczy. I tak wypocząłem przez te kilka dni w domu. Bardzo wypocząłem, bo gdy tylko miałem chwilę wolną – spałem. I nie zajmowałem się niczym konkretnym. Obawiam się, że przytyłem też. Koło 2 kilogramów.

5:15 – Wyjazd
Byłem już po kąpieli, suszeniu włosów, zjedzeniu małej kanapeczki i dopakowaniu torby o mrożonki. Potem się okaże, że nie wziąłem jednej rzeczy z lodówki – małej jednorazówki z zakupami „na teraz”, czyli serem i takimi tam duperelami, które miały mi pozwolić nie iść do sklepu zaraz po przyjeździe, a zarazem uzupełnić pustą lodówkę.

5:49 – W pociągu
Zapierdalaliśmy 160 na godzinę. Mój brat prowadził, mimo że miał dzień wcześniej odnieść prawo jazdy na policję. Bo mu zabiorą na rok i skażą na 30 godzin prac społecznych miesięcznie. Za to, że prowadził samochód pod wpływem alkoholu bez prawa jazdy jakiś czas temu. A zabrali mu wtedy i gdy jechał – jeszcze nie wydali wyroku poprzedniego, zabierającego mu prawo jazdy na pół roku. Pamiętajmy, że kierowcy do 25. roku życia są najczęstszymi sprawcami wypadków samochodowych. Mój brat do tej kategorii wiekowej należy. Na szczęście zdążyliśmy na pociąg, ale ledwo-ledwo.

11:24 – Warszawa
Trzy minuty przed czasem (wydłużonym o 30 minut z powodu remontu odcinka torów w Poznaniu) – byłem na dworcu Warszawa Zachodnia. Nie spałem prawie w podróży. Czytałem „Politykę” i „Freuda” Z. Rosińskiej. I ogólnie dość szybko mi ten czas minął. Bogu dzięki, że mam komórkę z mp3. Naprawdę, inaczej byłoby ciężko. Niech jeszcze tylko mi odzyskają wszystkie partycje z dysku w naprawie, to będę rad. Bo tam mam moje 2,5 tys. nielegalnych empetrójek. I kilka filmów porno.

12:00 – Dom
Przed południem byłem już w domu. Sam, bo Piotr jeszcze nie wrócił a Michał na zajęciach. Co mogłem więc zrobić? Włączyłem komputer Piotra i wszedłem na czata na dłuuugi cyberseks. No bo jednak czas spędzony w domu rodzinnym to czas bez takowego (no, raz może…). Potem miałem się wykapać, ale znów wodę wyłączyli, bo jakiś remont czy coś tam. Łorewa. Pomalowałem się i wyszedłem z domu.

14:00 – Instytut Socjologii
„Mam do pani taką prośbę… Potrzebuję zaświadczenia o studiowaniu i to jest jakby nic trudnego, prawda? Ale…” „Nie zapłacił pan za studia?” „Nie, nie – to akurat mam już za sobą. Chodzi mi o zaświadczenie do banku z datą marcową…” Po chwili pani przyznała, że już dzisiaj jedno takie wystawiała. Uff. Czyli nie tylko ja mam ten problem. Potem zwierzyła się, że w ramach akcji wymiany legitymacji na nowe elektroniczne, jeszcze nikt się nie zgłosił. A poza tym zapowiada się, że wykładowcy nie wyrobią się na czas ze zgłaszaniem zajęć na przszły rok. A poza tym jeszcze coś tam. Czyli wyżaliła mi się. Słodko.

14:30 – Bank Zachodni WBK
Dotarłem szybko do banku. Mój ulubiony pan konsultant uniwersalny (czy jak mu tam) Robert mnie obsługiwał. Chciałem zmienić nr telefonu – musieliśmy podpisać zaktualizowaną wersję umowy. Dałem mu też zaświadczenie, które chciałem od sekretarki. Spoko, wypłacą mi kwietniową ratę kredytu z majową. Czyli dostanę na początku maja 1200 zł. A poza tym pan Robert powiedział, że tego samego dnia mamy urodziny. Miło. Wypłaciłem w okienku 2600 zł w stówkach. Fajnie to wygląda.

16:00 – Dotarłem na korki
W banku zeszło dużo czasu, ale zdążyłem na korki. Rozmawialiśmy o maturze ustnej i o wiedzy z renesansu. I zaczęliśmy po krótce oświecenie przypominać. I 40 zl mam więcej. Było miło nawet, bo syn koleżanki jej mamy szuka korepetytora od teraz, a zwłaszcza na przyszły rok… Niech żyje nam ja!

18:00 – Dom znów
Dotarłem w końcu do domu, kupiłem po drodze jakieś jedzenie czy coś. No bo jednak muszę mieć co jeść, ale spoko. Chwilę się ogarnąłem, posprzątałem bałagan po rozpakowywaniu się i ani się obejrzałem jak wybiła 20:30…

20:30 – W samochodzie Jego Faceta
Umówiony byłem z Maćkiem, więc zszedłem na dół i dokładnie wtedy on przyjechał. Pojechaliśmy razem do Tomeczka do pracy. Bo mieliśmy go odebrać. Po drodze cheesburgera kupiłem dla siebie a Maciek dla Tomka. Zamknęliśmy sklep o 21:00 i ruszyliśm w te pędy do centrum. Do sklepu.

21:25 – Zaparkowaliśmy
Nie było łatwo, bo nie chcieliśmy na parkingu Złotych Kutasów, żeby nie płacić. A autobusy zatarasowały część parkingu, więc trzeba było okrążyć jeszcze raz… Szybko wpadliśmy do centrum handlowego i już już mieliśmy wchodzić, kiedy stwierdziłem, że przecież muszę do bankomatu jeszcze, bo 2,6 tys. nie wystarczy! Szybko poleciałem i koło 21:2 weszliśmy do Saturna. Dzień wcześniej wyszukałem w internecie (w domu rodzinnym jeszcze) wszystkie sklepy z elektroniką czynne po 21. Niewiele ich.

21:34 – Wybrany laptop
Wybór zajął jakieś 3,5 minuty. To szybciej niż nawet zakup majtek. Pan przyniósł z magazynku i już. Kosztował 2 899 zł plus 39 zł za adapter Bluetooth. Stanęliśmy w kolejce, pstryknąłem sobie foto z kasą (rzadko mam jakąkolwiek gotówkę, nie wspominam więc o tak wielkich kwotach…) i chwilę później komputer był już moją własnością. Cudnie.

22:05 – Dom
Napaleni i ja weszliśmy do domu. Rozpakowanie, uruchomienie, pierwsze instalacje… Tak ten czas zleciał, że wyszedłem z domu później niż chciałem. Napaleni odwieźli mnie tylko pod Barbie, bo Maciek musiał coś tam na rano na zajęcia zrobić a Tomeczek na 9 do pracy.

23:15 – Barbie Bar
Bo Damian świętował swoje urodziny. Więc musiałem wpaść, prawda? Na miejscu okazało się, że jest też Maciek zwany Maćkiem z Mercersa. Czyli ten, którego mam w telefonie na tapecie. Właściwie się nie znamy – ot, zostaliśmy sobie przedstawieni, ale na gronie mu już wyznałem, że mam jego foto u siebie w komórce na wyświetlaczu. Zabawa w Barbie udana, choć malutko ludzi. Wiadomo, czwartek. Nawet z Damianem jakiegoś tam na pół wypiliśmy. I miałem siedzieć do północy a wyszedłem o 1.

1:15 – Dworzec Centralny
Ruszyłem nocnym 605 i przed 2 byłem w domu. Ogarnąłem się, zmyłem make-up i poszedłem spać.

Piątek
Wstałem dość wcześnie, bo o 7:45, żeby pójść na 10 na zajęcia. Na miejscu okazało się, że ich nie ma. No to poszedłem do Eufemii, pogadałem z właścicielem, zjadłem smacznie i poszedłem na dziennikarstwo na 11:30. Okazało się, że zajęcia odwołane… No to poszedłem na socjologię na posiedzenie zarządu samorządu. Szybko się uwinęliśmy i poszedłem na 14:00 na zajęcia. Które zostały ponoć wcześniej już odwołane. Pewno mam to na dysku, którego nie mam…
Wróciłem do domu. Postawiłem do końca komputer. O 18:30 położyłem się spać. Wstałem koło 20:00. I jestem gotów na imprezę. Mam korki jutro odwołane. W niedziele za to mam dwie godziny z gimnazjalistką. Damy radę, nie?
Mam laptopa. Cieszę się.

Wydarzenie miesiąca, roku, dekady! Danielek już nie pracuje w Utopii. Plotka dzisiaj rano dotarła, Królowa na gronie odpowiedziała na moją wiadomość i potwierdziła to smutne wydarzenie. Dzisiaj ma pracować ktoś nowy. Zobaczymy, ale sam fakt, że nie ma Danielka… Nie wiem co na to powiedzieć. Niesamowite, naprawdę. Jestem w poważnym szoku.

Wypowiedz się! Skomentuj!