No więc wyjątkowo podkreślam, że nie chce mi się nadrabiać całego niemalże tygodnia i opisywać po kolei. Uznajmy, że po prostu jestem teraz pod wpływem koncertu Madonny na DVD i dlatego nie chce mi się myśleć. Bo właśnie obejrzeliśmy z Michałem – długo się zanosiliśmy, żeby to zrobić, ale jakoś nie było okazji. A wiadomo, że to musi być odpowiednia atmosfera, przygotowanie, otoczenie.
Dzisiaj się udało. I muszę przyznać, że: po 1. Madonna jest bardzo wow. Bardzo bardzo. Po 2. jej tancerz jest bardzo bardzo och… bardzo. A po 3. telefon mi świecił na parapecie, bo po tym jak dostałem SMSa od Jędrka miałem przepełnioną skrzynkę i mnie to zdenerwowało i musiałem rzucić telefonem. Tym starym oczywiście. Tym bardziej, że Jędrek zapytał mnie czy ktoś tam może przyjść na Floor-Sitting Party jutro. Nie, no sory. Jakieś zasady obowiązują. Bo ktoś tam chce. I mam to gdzieś. Niech sobie chce. Flor-Sitting Party to impreza prywatna, zamknięta i rządząca się swoimi regułami. Między innymi takimi, że takie rzeczy załatwia się do terminu potwierdzenia przybycia. Czyli minionej niedzieli. I naprawdę uważam to za nie tyle niepoważne, co niegrzeczne. Tym bardziej, że Jędrek zawsze podaje się za osobę szanującą zasady savoir-vivere.

Bo jutro F-SP. Będzie śmiesznie. Przyjeżdża do mnie Damian z Trójmiasta. Właśnie specjalnie na Floor-Sitting Party. I zrobi ładne fotki.

Ewa, moja przyjaciółka sprzed lat… No, odezwałem się do niej. Nieważne dlaczego, ale ważne, że widzimy się 4 kwietnia. W Szczecinie. Już wiem, że to będzie dziwne spotkanie. Także dlatego, że po latach. Wielu. Zmieniliśmy się, to pewne. Trochę się boję. Także o Ewę.

Dzisiaj okazało się, że Instytut Dziennikarstwa tworzy bariery nie-do-przebycia. Po tym, jak odebrałem gazetę z drukarni i zawiozłem ją na socjologię, czekałem ponad godzinę na otwarcie sekretariuatu dziennikarstwa. Gdy w końcu drzwi się otworzyły, okazało się, że nie ma pani sekretarki. Jak to miło, że była karteczka na drzwiach i w ogóle. Jutro jest nieczynne, jak w każdy piątek, a w poniedziałek jest od 14:00. Cudnie, bo ja po 13 mam pociąg do domu. Więc napisałem list i wyślę jutro.

Jutro też ma przyjechać umowa z Play. Koło 10. I to oznacza, że stanę się Abonentem. Po raz pierwszy w życiu. Cudnie.

Dzisiaj korków nie miałem – przełożone na niedzielę. W sobotę też powinienem mieć i mam nadzieję, że będą. A potem idę na wywiad z taką jedną transwestytką, czy też transwestytą. Nie wiem, naprawdę, jak określić. Znam ją jako Anię, więc niech tak zostanie. I mi się właściwie zrymowało.

Odpoczywam dość. W sensie, że po tych kilku naprawdę intensywnych tygodniach mam trochę wytchnienia. Aż miło. Jak pojadę do domu w poniedziałek 2 kwietnia to wracam dopiero… 12 kwietnia. Odpocznę sobie od Warszawy. A ona ode mnie. Czas najwyższy, nie?

Jutro czeka mnie za to dużo pracy. Koło 9:30 muszę mieć gotowe surowe ciasto. Maciek weźmie i upiecze u siebie. O 10 pan z Playem przyjedzie. Potem ogarniam mieszkanie, przed 17 odbieram Damiana a od 21 jestem w pełnej gotowości do Floor-Sitting Party.

Muszę też napisać, że wczoraj byłem w kinie. Bo Michał przedwoczraj skończył – uwaga – 20 lat (tak, jest starym dziadem) i poza drobnym upominkiem natury… humorystyczno-kosmetyczno-urodowej zaprosiłem go na przedpremierowy pokaz „Iluzjonisty”. Ale zaprosiłem też Jacka i Borysa, którzy przybyli niezawodnie. Było miło, bo film ciekawy, udany i ładny. Potem – niestety – zaliczyliśmy z Michałem McDonald’s. Ale to się więcej nie powtórzy. Jutro muszę się głodzić, żeby wieczorem w stroju dopasowanym do dress-code dobrze wyglądać. Nie, dobrze to za duże słowo. Nie wyglądać w nim bardzo źle. A od 1 kwietnia – dieta. I to nie jest żart. Dieta i ćwiczenia, aż będę w stanie kiedyś – za rok, może dwa(dzieścia) – pokazać publicznie brzuch. Wydepilowany uprzednio, oczywiście.

W tygodniu widziałem się także z Sebastianem Arkiem, co warte jest podkreślenia, bo widujemy się rzadko niezwykle. Spotkanie było krótkie, W-Biegu-Cafowe i wyobraźcie sobie, że… Kupowałem kawę mrożoną smakową. I pani mi mówi, że mi to chyba syrop gratis się należy. Dziwię się i pytam czemu. „Moja koleżanka mówiła o jednym z klientów któremu mam dawać za darmo i to chyba o pana chodziło”. No jasne, że o mnie, ale to było prawie rok temu… Okazało się, że one mieszkają razem i że w ogóle jej tak tamta powiedziała… A ja tamtej nawet z imienia nie znam. Ale już wiem gdzie teraz pracuje i wpadnę ją odwiedzić. To conajmniej bardzo bardzo miłe.

We W Biegu Cafe byłem też z Maćkiem, Tomeczkiem i Kubą w środę po Wiecu w obronie kobiet i konstytucji. Bo to chyba oczywiste, że tam byłem. Cieszę się, że znajomi pederaści też postanowili się tam wybrać. Naprawdę się cieszę. Bo rzadko kiedy udaje mi się namówić kogokolwiek z nich na działanie. A uważam, że należy się kobietom i ich organizacjom wsparcie – nawet nie tylko ze względu na słuszność poglądów (co oczywiste) ale na fakt, że one wspierają marsze gejowsko-lesbijskie. I tyle chciałem powiedzieć. A w ogóle było tam śmiesznie.

Jak tak dalej pójdzie, to skończę na opisywaniu wszystkiego znów po kolei… A tego nie chcę. Spróbuję jutro do BUWu wyskoczyć, bo nie można teraz prolongować książek przez internet. Głupota. Ja myślałem, że oni do przodu pójdą i wręcz pomyślą o mikropłatnościach jeśli idzie o kary za przetrzymanie, a tu krok w tył mamy… Łorewa, ich strata.

Prawie 30 osób jutro będzie. Duża impreza się szykuje. Ślicznie. Tłoczno. Ciekawie. Niebezpiecznie. Inspirująco. Łorewa.

Wypowiedz się! Skomentuj!