Mam duzo do napisania, a czasu coraz mniej. Jest bowiem 21:36, a ja dzisiaj na imprezę. Wiadomo, sobota. Poza tym Damian Be rpbi pożegnanie z Bebe, więc wypadałoby, nie? A w tle leci od dobrych dwu tygodni niemal bez przerwy FG Dance. Musicie posłuchać, kurwa!

W czwartek po napisaniu poprzedniej blotki (coby ciągłość zachować) – pojechałem na korki do tej maturzystki. To były łatwe zajęcia, bo tylko jej maturę sprawdziłem, poopowiadałem jej o nowej maturze ustnej (jakbym wiedział jak ona wygląda…) i Tyle. Zarobiłem i poszedłem se. Normalka, wiadomo. A ona ma poczucie, że wie, czuje się pewniejsza i w ogóle. Te korki są ludziom naprawdę potrzebne. Naprawdę.
Michała w czwartek nie było, b pojechał do Sopotu do swojego lowelasa jakiegoś tam. Krzyśka, czy jak mu tam. Na jego osiemnastkę. O ile ten jego Krzysiek to nie w moim guście, o tyle na osiemnastkach bywają nie-osiemnastki i to by mi się bardziej podobało, no ale miałem inne atrakcje. W postaci gościa u Piotra. A Piotr ma rzadko gości, więc to warte odnotowania. Tym bardziej, że to była niejaka Magda, a więc kobieta płci żeńskiej. Nawet ładna. I użyła słowa „pojebane” chociaż raz. A więc taka chyba całkiem normalna. Jak my, w sensie. Piotr ją ogarniał, zjedli kolację, oglądali jakiś film chyba zabawny i tak im miło czas mijał. Ja nie pamiętam dokładnie co robiłem, ale na pewno pracowałem, bo miałem dużo do zrobienia. Pewno pisałem teksty do gazety, bo jak policzyłem to mi wyszło ponad 32 tysiące znaków mojego autorstwa. I to nie koniec – muszę jeszcze wstępniaka napisać i jedną zapchaj-dziurę.

Łorewa.
W piątek rano waliłem konia. Wiadomo, nie? Na czacie. Ola 32 plus młodzieniaszkowie z fotkami lub bez, ale za to z fantazją. Mówcie co chcecie, ale ja lubię cyberseks i uważam, że jest on pełnoprawną formą zaspokajania swoich potrzeb seksualnych. I się nie czepiać. A jak ktoś uważa, że to śmieszne, tudzież żałosne, to się zgadzam. No i co z tego?

Na pierwszych zajęciach miałem prezentację pod jakże pięknym tytułem „Normy społeczne jako problem społeczny w odniesieniu do mężczyzn transgresyjnych płciowo”. Słodko, nie? Brzmi mądro i takie dość było. Dwadzieścia minut miało trwać, ale jak zwykle zajęła dyskusja półtorej godziny. Normalne. A poza tym zacytowałem w tej pracy swoją poprzednią pracę o Utopii. Wiadomo, że ranga naukowca mierzy się ilością cytowań. Więc muszę częściej. Żeby i inni zaczęli.
Następne zajęcia – na dziennikarstwie. Fajne, proste, całkiem sympatyczne. Odpoczywam na nich, bo mówimy o oczywistościach. Pani mnie zapytała czy może mój tekst o Mateuszu Trójjedynym (zwanym też Arkiem Trójjedynym) wykorzystać na zajęciach w przyszłym tygodniu we wszystkich swoich grupach, bo jest bardzo dobry i w ogóle i w ogóle. Oczywiście, że może. Kilka maili w tej sprawie wymieniliśmy.

Potem tradycyjne posiedzenie samorządu. Kilka kluczowych spraw omówiliśmy. Przygotowałem, plakat reklamujący połowinki, zrobiłem też bilety w formie biletów komunikacji miejskiej. Takie tam duperele. Ale plakat mi nawet fajny wyszedł. A pomysł był tak na szybko. Więc jestem dość zadowolony. Zarządowi chyba też się podobał. No tak czy owak teraz jest już zatwierdzony.
Potem miałem seminarium badawcze. Na którym jedna osoba z mojej grupy odeszła. I w sumie całe szczęście, bo akurat tej jednej jedynej nie lubię zbytnio. Więc będzie mi łatwiej kierować całą pracą. Jestem zadowolony. Dominika też, bo miała z nią pracować ta dziewczyna, co odeszła.

Zresztą gadaliśmy o tym zarówno przed jak i po zajęciach, bo szliśmy jak zwykle „to lans throughout Chmielna”. A że Napaleni byli akurat w Bordo na obiedzie, to na kilka sekundek wpadliśmy do nich. Przywitać się, pogadać chwilkę. Takie tam. Maciek miał megasyfa na nosie, ale to się dało zatuszować wszystko. Dobry podkład i korektor działają cuda. Naprawdę, nie ma się co bać, tylko trzeba śmiało stosować.
Jak w końcu dotarłem do domu, to od razu się wziąłem za składanie gazety – tym bardziej, że miałem już prawie wszystkie materiały. Więc robota, robota, robota. Jak skończyłem – dosłownie zerwałem się i zacząłem szykować w popłochu, bo zaraz mięli Napaleni wpaść z Damianem. I tak też się stało. Damianem Madoxem oczywiście. Posiedzieli, malowali się, ja byłem już prawie gotów. Chwilę się ogarnialiśmy, ale nie byliby chłopcy sobą, gdyby ciotodramy nie mięli. Ja nie idę, ty nie idziesz. Ja jadę, ty jedź, ja nie chcę. Boże, boże. A ja powtarzałem tylko „Ładna pogoda jutro będzie”. Damian chyba już się też przyzwyczaił do tych ciotodram bo nie był jakoś zaskoczony. Tylko nie umie jeszcze reagować na nie odpowiednio. Ja się chyba nauczyłem po tych kilku latach z wariatami.
Ostatecznie skończyło się na tym, że choć mieliśmy zostawić samochód u Maćka i stamtąd taxi jechać, to jednak jechaliśmy samochodem. Do Damiana.

Pierwszy raz zresztą u niego byłem. Mieszkanko małe, ale śmieszne. Takie widać, że w pośpiechu i takie „na przeczekanie”. Ale i przytulne zarazem. Oczywiście Maciek kazał mi od razu zwrócić uwagę na ospermioną ścianę. Która wcale nie jest ospermiona, ale tak mówimy, żeby Damiana niepokoić. Tomek miał ze sobą laptopa i przegrywał muzykę ze swojego komputerka na laptop Damiana. 30 gigabajtów nielegalnych empetrójek. Spoko. Trwało długo, ale w tym czasie zabawialiśmy (się) małymi. W sensie, że telefonami. Graliśmy kilka rzeczy na raz, była kakofonia i ogólnie śmiesznie. A potem odgrywaliśmy scenki z „Littre Britain”. Przede wszystkim „Uno, due, tres, quatro, och och” i „Na na na na, naughty boy!” Nie będę tłumaczył na czym polegają. Ale są megazbawne.
Damian trochę wpierdalał (bo po 22:00 już się nie je, tylko wpierdala), co też mu wypominałem. Potem stwierdził, że się zaraz zrzyga, bo się przejadł. Ja czasem też tak mówię, nawet jak się nie przejem, żeby wyglądało, że jadam mało. A jadam dużo. Michał i Piotrek mogą potwierdzić. No cóż, bywa.
Damian był z nami, a jego, nie-jego Arek bawił się ze swoimi znajomymi. Ja sobie rzadko pozwalam na takie rzeczy, ale powiem to. Z mojej krótkiej, pobieżnej i powierzchownej obserwacji wynika tylko, że choć Arek jest naprawdę bardzo bardzo bardzo przystojnym facetem, to chyba jednak nie zasługuje na Damiana. Rzekłam.

W tym czasie, gdy ja byłem z Napalonymi i Damianem – w moim pokoju siedział Michał i jego goście: Kuba Duży, Paweł Długowłosy, Daniel i niejaki Piotr, którego nie znałem. To swoją drogą takie dziwne, że ktoś obcy siedzi w moim pokoju, gdy mnie tam nie ma. Potem Maciek komentował, że pewno i tak mnie Kuba przedstawi (owszem, zrobił to), ale przecież ja mam w pokoju kilkadziesiąt swoich fotek… Więc ciężko nie wiedzieć jak wyglądam i kim jestem. Łorewa.
Potem jeszcze tylko zmusiliśmy Damiana, żeby się przyznał, że maczał swojego członka w żeńskich narządach rozrodczych i powoli się zaczęliśmy zbierać. Do Toro, kurwa.
Po drodze dzwonił do mnie Marcin Edge, ale był tak niekontaktujący, że nie mogłem się z nim dogadać.

W Toro podszedł do mnie jeden pan i pyta czy może mnie prosić na bok. Pytam o co chodzi i trzymam się twardo Tomka. No więc mi zdradził, że to on wcześniej w ciągu dnia wysłał mi linka do galerii fotograficznej na wp.pl, gdzie jestem ja i jacyś tam mniej znani ludzie. W Utopii oczywiście, podczas Ce Ce Peniston. To miłe, że po 1. są ludzie, którzy tak obserwują moje życie, choć mnie nie znają osobiście, a po 2. że miał odwagę podejść. To się chwali i oczywiście zachęcam wszystkich do tego. Podchodźcie, ja nie gryzę.

W Toro oczywiście rosyjskie przeboje w wykonaniu Sugar leciały. Sugar to taka drag queen. Śmieszna, ale bez przesady. Potem leciały przeboje wakacyjnych dyskotek nad morzem. Śmiesznie, ale dużo też brzydkich ludzi. A wiadomo, że mnie to nie bawi. Był np. taki jeden w czarnej koszuleczce z długim rękawem ładny. Ale z bliska już brzydki. Albo drugi taki niemiecki playboy, co się zastanawialiśmy jak przechodzi przez bramki do wykrywania metalu bo cały piszczy z powodu kolczyków których miał mnóstwo.
Ostatecznie skończyło się na tym, że gapiłem się na jednego ładnego blondynka o CUDNYCH szczupłych nogach (mam słabość do chudych ud, wszyscy to wiedzą), ale jak on to zobaczył to zaczął ostentacyjnie tańczyć bardzo blisko swojego kolegi/partnera/towarzysza/łorewa.
Był też w Toro Serafin, ale na tyle nietrzeźwy, że nas nie zauważył.

W końcu się zmęczyłem tym klubem i razem z Maćkiem pojechaliśmy do Utopii. Damian z Tomkiem chcieli zostać, to daliśmy im na taxi i już. Do Utopii! A przy wejściu – niespodzianka, nie ma Danielka! Nie wiem dlaczego, ale nie było. Chory? Wyjechany? Ciekawe.
W samym klubie zaś mnóstwo znajomych. I dlatego uwielbiam piątki w Utopii – wszystkie znajome ciotki się zlatują. Kamil, Paweł, Kuba, Daniel, Paweł Długowłosy, Damian, Asia, no wszyscy, wszyscy, wszyscy. Aż wszystkich nie dam rady wymienić. W pewnym momencie miałem im zacząć zdjęcia robić, żeby nie zapomnieć nikogo wymienić, ale to niemożliwe. Więc mam nadzieję, że jak o kimś nie wspomnę, to się nikt nie obrazi, tylko zrozumie, że już 22:05 a ja muszę się spieszyć i ogarniać.
Byli też Jacek z Borysem oczywiście, jak zwykle nad wyraz grzeczni i mili wobec mnie. Za co ich uwielbiam (między innymi oczywiście) – za to, że nie krępują się pocałować mnie ostentacyjnie w dłoń. W każdej sytuacji. To takie słodkie, że nie potrafię się oprzeć, żeby to napisać. Niektórzy się brzydzą, zastanawiają czy mnie nie pojebało przypadkiem, czy też traktują to jako wyraz poddańczy niemalże, że muszą mnie w dłoń całować. Po 1. nie muszą, a po 2. to chodzi tylko o to, że ja jestem damą i ja się kłaniam zawsze nisko przy tym przecież. Ja jestem uległy. I doceniam wszystkich, którzy to robią. Za każdym razem sprawia mi to co najmniej taką samą radość. Bo czuję się akceptowany.
No i Jacek mi sekrecik zdradził. Ale to na marginesie.

Potem były dwie walki. Jedna niedosłowna – Kuby i Pawła Długowłosego o Piotra tego nowego. Komu się uda poderwać. I druga – dosłowna: między Kamilem Krupiczem i Kamilem Parkerem o to, kto będzie tańczył z Asią. Prawie dosłowna walka. A w ogóle to Asi spadła sukienka w pewnym momencie i obnażyła nieco jej biust. Ja tego nie widziałem, ale cioty doniosły.
Co działo się poza tym? Jak już Tomek z Damianem się pojawili, to ten Marcel niewysoki zamknął się z Tomkiem w kiblu i mówił: „Powiedz, że chciałeś, żebym wszedł”. A Rafał barman powiedział, że mam ładną bluzeczkę. Bo miałem. Tę z napisem „Supegirl” i logo supergirl. Tę za krótką. Oczywiście na czarnej koszulce założone, bo by mi było – fuuuu – pępek widać.
Ale wydarzeniem wieczoru było to, że Łukaszek ten śliczny 18letni podszedł i znów mi się przedstawiał, podkreślając, że wie, że już się znamy. I mówił, że choć mnie nie zna, to mnie bardzo lubi (to co najmniej miłe). Potem zaś chciał mnie cmoknać, ale powiedziałem, że ja z facetami to nie. Więc on w dłoń. I zrobił to. Słodziak. A potem wrócił i mnie uszczypnął za biodro. No tym to mnie rozwalił, bo ja się na jego widok rozpływam. Sami zrozumcie. 18 lat.
Z innych rzeczy – Damiana Be podrapała jakaś dziewoja bardzo mocno. A potem on sprawdzał że nie mam penisa. I sprawdził. I nie mam. A sam pokazywał mi i Jego Facetowi swoje włosy łonowe. Ja nie patrzyłem. Potem miał w ogóle ciotodramę z Pawełkiem
Był też Robercie śliczny ten taki z zajebistą dupką. I jego koleżanka zapytała mnie kiedy będę księżniczką. Powiedziałem, że pewno jak będzie cieplej. Wyznała, że bardzo lubi moje przebieranki. Ja też lubię, wiadomo.
Przybył też Arek Damianowi i brat Pawełka. Hetero brat, dodajmy.

W końcu nadszedł czas powrotu do domu. Odwieźliśmy najpierw Kubę, który baaaaaardzo przesadził i prawie rzygał jak wracaliśmy. Ale to był fałszywy alarm, bo on się wyrzygał w Utopii wcześniej. Kazałem mu pić wodę. Powtarzałem wiele razy. Jak odjechaliśmy, to po kilku minutach dostałem od niego SMSa „Wypiłem wodę!” Słodko, prawda? Zresztą wszyscy wiedzą, że Kuba jest jak dla mnie słodki. Oj ja mam swoje słabości, jak każda Ciocia.
My zaś na Statoila trafiliśmy. Tam kupiliśmy dwie bagietki (dla mnie i Tomeczka) i hot doga dla Maćka. Bo nie możemy do McDonald’sa chodzić, bo Maciek odebrał wyniki badań i ma za wysoki cholesterol ten zły. Niestety.
Odwieźliśmy Tomeczka i potem mnie Maciek podrzucił pod dom. W nocy mi napisał jeszcze SMSa o swoim obiekcie platonicznych westchnień, czyli tym co wygląda jak młodsza wersja Zienia.

Dzisiaj od rana – robota. Przygotować musiałem dużo zadań dziennikarskich na korki z Bartusiem. A pani z Polsatu co chciała ode mnie coś w sprawie materiału o Mateuszu zwanym Arkiem Trójjedynym, obraziła się, bo nie chciałem jej podać telefonu tylko mailowo chciałem się z nią kontaktować. Odpisałem jej: „Łorewa”.
Koreczki z Bartkiem minęły szybko, on robił zadania a ja sprawdzałem czy w gazecie nie ma błędów. Potem wracając spłaciłem trochę karty. Jeszcze mi 140 zł zostało, a że jutro mam 150 zł dostać za maturę – więc spłacę całą! Tak, tak! Kto by pomyślał, nie?
Kończyłem gazetę cały niemal potem dzień, zjadłem rozmrożone wcześniej krokiety od mamusi z domu i odnalazłem adresy usługodawców transseksualistów w Warszawie. Żeby dać mojej grupie badawczej. Nieco ogarnąłem biurko i zmniejsza się ilość rzeczy do zrobienia. Wiadomo za to, że nie będę miał wolnego 8 marca, bo mam poprawkę wtedy. Chujowo.

Jeśli umrę, Michał i Piotr mają przykazane, żeby mnie jutro na Wielki Marsz Solidarności Kobiet zanieść a za kasę z matury sprzedanej kupić wieniec pogrzebowy. Mam zamiar dzisiaj szprycować się kofeiną, guaraniną i tauryną. I szaleć!

Zanim napisałem tę blotkę, wypunktowałem sobie wszystko, żeby nic nie zapomnieć a potem konsultowałem to z Maćkiem telefonicznie. Wiadomo, że mojego bloga czytają wszyscy, którzy się liczą. Więc to ważne, co tu napiszę. I wyszło ponad 13,5 tys. znaków. Idę do kibla.

Wypowiedz się! Skomentuj!