Jestem sobie w domku rodzinnym. I się opierdalam – mówiąc wprost. I obżeram. Wyjątkiem od opierdalania się jest dzisiejszy dzień. Rano poleciałem do mojego dawnego liceum, żeby zanieść pismo. Bo mnie wkurzyli ostatnio, że łamią prawo i nastraszyć chciałem, a przede wszystkim wkurzyli mnie, bo moje dane osobowe nie są tam chronione. Długo by opowiadać, ale się zrobiło jakieś straszne zamieszanie. Straszne. Nie wiem do końca o co chodzi, ale dziś wieczorem mam mieć Ważny Telefon, który wszystko mi wyjaśni. Ale wiem, że chodzi o znajomą mi bibliotekarę i że coś złego się dzieje. Jak się wkurwię, to zrobię taki raban, że się nie pozbierają. Mogłem wcześniej zanieść, to miałbym czas, żeby to dokładnie ogarnąć i rozegrać. Ale jestem wkurzony.
No, ale to dopiero teraz wyszło. Więc jak wróciłem do domu, to jeszcze nie wiedziałem, że zamieszanie jest.

A w domu robiłem fawroki, zwane też chrustami. Jak zwał, tak zwał. Tak, czy owak – narobiłem się strasznie. Zrobiłem trzy wielkie półmiski. Jakieś półtora kilograma. Dużo. Ponad 2,5 godziny mi to zajęło. Ugniatanie, krojenie, robienie, smażenie, odsączanie, słodzenie… Ale ale wyszły świetne. Rodzina się zajada. Nawet teraz. Ja już nie mogę. Za dużo chyba surowego ciasta zjadłem w trakcie robienia… A miałem schudnąć przed sobotą. Bo boję się, że jak założę strój wymarzony na Floor-Sitting Party to się okaże, że jestem baaaardzo gruby. A tak może się stać. Naprawdę. Kurde.

Wczoraj u fryzjera byłem. Z Kaśką i jej mamą. Było śmiesznie. Nie tylko dlatego, że moje strzyżenie zajęło najdłużej. Także dlatego, że po prostu było śmiesznie. Dzień wcześniej byłem też u Kaśki. I zamowaliśmy się głównie depilowaniem. Owszem, ujeżdżaliśmy także jej rowerek Alexis, ale przede wszystkim ona depilowała – za przeproszeniem – cipkę, a ja tors i nogi. Czyli że dużo kremu poszło. Mam pamiętać, że Kaśka mi wisi za niego 10 zł jeszcze. Pamiętam póki co, ale boję się, że zapomnę. No i ta depilacja to dopiero śmieszna byla. Ja się smarowałem Veetem a w tym czasie Kaśka w opasce na oczach jeździła na rowerku… Banda debili.
Ważne, że jestem łysy. Nie na głowie oczywiście, choć śmiało muszę przyznać, że jest bardzo krótko. Jakaś odmiana się przyda, nie? Jest jak dawniej, ale inaczej niż ostatnio. No, co ja będę opowiadać. Wszystko jest na moim fotoblogu oczywiście ;)

Wybrałem z książki od Kaśki przepis na ciasto. To będzie kruchy placek z bakaliami i pianką. Mam nadzieję, że zasmakuje Wam (mam na myśli gości F-SP). W ogóle mam nadzieję, że będzie miło.

Z cyklu: ciekawostki. Napisał do mnie ktoś na nadchodzi4.com. Coś tam o stopach. No i się tak zaczęła wymiana wiadomości. Prawie już umówiłem się z nim na to, że wyliże i wypieści moje stopy… Nie to, żebym to lubił, ale jestem ciekaw kto to. Tym bardziej, że sam podkreśla, że seks z facetem go nie intersuje. Tylko stopy. A ja w sumie masaż stóp lubię. Tylko masaż. Ale coś sie zacięło nam kontaktowanie. Szkoda, bo to dość zabawne. Byłoby śmiesznie kiedyś zaposić kogoś takiego na F-SP na przykład. Ale nie wiem ile ma lat i jak wygląda, więc póki co – nie ma szans.

Opierdalam się. Strasznie. Nic właściwie nie zrobiłem, za to się obżeram dość poważnie. Dzisiaj zwłaszcza. Chociaż telefon od bibliotekarki zaniepokoił mnie trochę i czekam na jej reakcję – w sensie, aż zadzwoni wieczorem i wyjaśni.

Na jutro plan jest taki: jadę rano z babcią do banku, żeby podpisała umowę o kredyt studencki jako mój poręczyciel. Potem wracam, robię megapizzę (dla brata głównie) na obiad. Potem zakupki, pakowanko i wieczorem jadę do Kaśki do Szczecina. Na imprezę głównie. Nie wiem, czy ze mną pójdzie. Mam nadzieję.
Po imprezie chcę się opłukać u niej, zabieram torbę i o 5:50 mam pociąg do Wawy. Prześpię się w nim. Mam nadzieję przynajmniej.

W domku w Wawie – sprzątanie, robienie ciasta (Maciej, muszę do Ciebie zadzwonić i się umówić jakoś…), potem przygotowanie do imprezy, strój te sprawy. I Floor-Sitting Party. A potem do Utopki. I ledwo żywy padnę pewno spać na całą niedzielę.
Jeśli się nie mylę, w poniedziałek mam iść z Michałem do kina. Ja zapraszam ;) We wtorek jestem zaproszony do Łodzi na spotkanie w sprawie obozu dziennikarskiego w wakacje. Oczywiście nie jadę. Chyba, że ktoś zadzwoni i powie: zwrócimy Ci też koszty przejazdu i taksówki. Wtedy jadę. No a poza tym we wtorek ostatki w Utopii. Muszę iść, nie?

I w ogóle muszę iść. Mama ma wolne i nie mogę za bardzo się zabawiać w domu. Mam nadzieję, że się trochę dzisiaj uwolnię od jej obecności. I zaczatuję. Z Olą.

Wypowiedz się! Skomentuj!