To nie koniec. Dalej się bawiłem.
W sensie, że najpierw był poniedziałek. Poszedłem na jedne zajęcia, na które miałem chodzić. Choć jednak nie chodzę, bo się okazały nudne w sensie, że trudne i wymagające pracy. A wiadomo, że nie ma się co przemęczać bez potrzeby. A tutaj potrzeby akurat nie ma. Więc odpadają. Poza tym jeśli ktoś otwarcie mi mówi, że będzie stosował metody, których dziś już się nie stosuje, żeby nam było trochę trudniej, to ja jestem na nie. No po prostu nie.

W poniedziałek też zaczęła się dobra passa na czatach. Odkryłem coś nowego. Ola nie ma już 18 lat. Ola ma 32 lata. O, tak. To pociąga młodych chłopców. Chcą dojrzałej partnerki, która im wszystko pokaże, nie będzie miała zahamowań i z chęcią zabawi się z nimi w brudne gierki. I taka właśnie jest Ola. I dlatego właśnie w poniedziałek 16latek specjalnie dla niej na Skype walił sobie konia. Miał boskie ciało. Muszę zacząć fotki im robić. Na pamiątkę, wiadomo.
We wtorek namówiłem na pokaz 18latka. Słodki był. I taki niecierpliwy strasznie. Miło, miło. Dzisiaj zaś rano jeden 18latek nie miał co prawda kamerki, ale miał mikrofon. I świetny głos. Naprawdę super. Radiowy i nie słyszałem żadnej większej wady wymowy. Naprawdę mi się podobał. A że przy okazji mnie podniecał różnymi takimi… To wiadomo. Było miło, miło, miło :>

No, ale nie samą masturbacją na czacie żyje człowiek. Szkoda, ale jednak nie.
Więc we wtorek poszedłem na 10:00 na pierwsze zajęcia z powtarzanej przeze mnie psychologii społecznej. I co się okazało? Że zajęć nie ma, bo są odwołane. Kurwa. Ja tu się zrywam, lecę wcześniej, specjalnie kończę cyberseks szybciej, żeby zdążyć, ledwo kanapkę do szkoły sobie zrobiłem… A się okazuje, że nie ma! Byłem troszkę zły. Troszkę.
Potem miałem pierwsze zajęcia o mediatyzacji życia publicznego. Z jakąś panią z eSGieHa. Miła, ładna, ciekawa. Ale trwało wszystko może z 10 minut. Wiadomo, pierwsze zajęcia. Eh. I znów przerwa. Ale się dowiedziałem, że z powodou ospy mojego przewodniczącego, mam iść na spotkanie jakiejś komisji dydaktycznej. Czy coś tam. Poszedłem, choć sam nie wiedziałem po co i w jakiej roli do końca. Na szczęście to było tylko takie formalne spotkanie – chodziło o dodanie nowych zajęć do wyboru dla sudentów. Z czego najpiękniejsze nazywają się: 'Kryzysy korekcjonalizmu. Debaty peneologiczne XIX i XX w.’ oraz 'Max Webers Interpretation des Kapitalismus’. Cudo. Kocham socjolgię, tak szczerze.

Ostatnie zajęcia i miałem wolne. Odsuwam cały czas od siebie myśl o tym, że muszę napisać pracę maturalną do niedzieli. No, poniedziałku najpóźniej. A mi się taaaaak nie chce. Matury są taaaaakie nudne. Łorewa. Za to wybrałem kosmetyki z nowego katalogu Avonu. I nic mnie nie obchodzi, że mam jakieś 2,5 raza więcej takowych niż Piotr z Michałem razem wzięci. Ja muszę. Ja potrzebuję.

No, ale wracając… Bo wtorek to były Ostatki. Więc – wbrew mojej tradycji – wyszedłem z domku. Do Barbie najpierw. Wpadam tam jakoś po 23 i co widzę? Gówno. Bo pustki były. Damianka tylko dojrzałam, więc miałem z kim pogadać przynajmniej. Mmikimaus grał, więc chociaż tyle dobrego. Wybawiłem się przynajmniej. Chociaż ludzie w końcu zaczęli się schodzić. A cioty się ustawiły pod ścianą obok schodów. Czekaliśmy na rozstrzelanie. Bo musicie wiedzieć, że Jurek też był. Z tym Krzysiem, wiadomo. Wyglądał bardzo zgrabnie. Jurek, nie Krzysiek. Ciekawe, czy Jurek jest też takim normalnym człowiekiem i myśli czasem „boże, przytyłem”. No i ciekawe czy on defekuje?

W pewnym momencie podszedł do mnie DJ Mmikimaus, przywitał się. I pyta czy mam jego nową płytę. To mówię, że nie. Zniknął na chwilę i wrócił z egzeplarzem dla mnie. Prawda, że słodko? I pamiętajcie, że on jest 100% hetero.
Siedziałem w Barbie dłużej niż przypuszczałem, bo: 1) ludzi się sporo zrobiło, 2) impreza się później rozręciła, 3) widziałem, że cioty są w Barbie, więc nie mogły być w Utopii, 4) Damian chciał ciut później iść niż ja. Te wszystkie elementy sprawiły, że mimo że cioty nadal siedziały w BB, postanowiłem pójść. Dlaczego? Wiedziałem, że ruszą za mną.
I nie pomyliłem się.

Jak wpadłem do Uto – było dość pusto. Asia Gąska była z Kamilem oczywiście, ale poza tym ludzi brak. Przypuszczałem, że tak będzie. Na szczęście wiedziałem też, że 1) przyjdą za mną, 2) zejdą się. Był Jurek i ten Łukaszek młody śliczny, co kiedyś koszulkę zdjął po pijaku, Kubuś ten model fajny młodziutki no i tam inni ludzie, ale to mniej istotne. Oczywiście opstrykałem wszystko moim Szajsungiem i już na fotoblogu jest, jak trza.
Cioty się zeszły – dostały darmową wódkę i śledzika niewielkiego na niej. No, a poza tym był pokaz tancerzy Go-Go (dramat, napompowane mięśniaki, ble) i tej Silvii Rocca, co zdejmuje stanik podczas grania. Nie wyobrażacie sobie tak śmiesznej sceny. Klub pusty, bo wszystkie cioty stłoczone pod didżejjką, żeby zobaczyć jak baba zdejmuje stanik. Myślałem, że się posikam ze śmiechu. Oczywiście jak zdjęła, to też podszedłem i pstryknąłem coś tam komórką. Na fotobloga, wiadomo.

Miałem się bawić krócej, ale się bawiłem dłużej. W domu byłem o 4. Miałem wstać o 6:20, ale stwierdziłem, że bez sensu. Pierwsze zajęcia to pierwsze ćwiczenia w roku, więc wiadomo, że zajmą 10 minut. Potem miałem odwołany wykład a potem ćwiczenia bez sprawdzania obecności. Olałem więc. I poszedłem dopiero na następne. I słusznie. Wyspałem się przynajmniej.
W przerwie po zajęciach poleciałem do Streetcom po ową torbę Lee&Wrangler, co mi dać chcieli. Wziąłem. Jest – delikatnie mówiąc – średnia. Marna. Nijaka. Beznadziejna. Totalnie nieeftiwi. Bardzo.

Wróciłem na jeszcze jedne zajęcia. A potem na seminarium do Centrum myśli Jana Pawła II. Czy ktokolwiek zauważył, że skrót JP2 jest podobny do JP? A wiadomo, że JP ma bloxa ;) Aż tak blisko mi do niego! Och ach!
Zajęcia – średniociekawe. Ale przeżyłem dzięki Coffee Heaven. I Euro<26. Dzięki Ci, Panie ;) Sen w domu przyszedł łatwo. Czwartek zaś jest dniem bez zajęć w planie. Co robiłem? Przygotowałem kluczową część scenariusza wywiadu z transgresyjnymi osobami o metrykalnej płci męskiej (wyszło chyba nieźle) i pracowałem w końcu nad stroną samorządu socjologii. Żeby się nie czepiali, że jestem nierobem. Zobowiązałem się, to muszę zrobić. I właściwie ogarnąłem ten skrypt PHP już całkiem. Teraz tylko działać i uzupełniać. Byłem za to dziś na korkach. Pierwszych od jakiegoś miesiąca. Ale ona jest marna... Muszę ją mocniej cisnąć. Mocniej, mocniej. A propos korków - wysłałem dziś SMSa do Barteczka, czy w sobotę są normalnie zajęcia. Zapytał: "A czy możesz wpaść na 15?". Czy mogę wpaść? Dla niego, zawsze. Odpisałem: "Co tylko chcesz." Chciałem coś w stylu "Dla Ciebie wszystko", ale się powstrzymałem. Jutro mam zajęcia. Wieczorem do Barbie idę. Dostałem zaproszenie od Mmikimausa na jego urodziny. Zapytałem czy będzie eftiwi oraz ile wstęp kosztuje. Odpisał, że będzie i że "oczywiście Jej Perfekcyjność nie płaci nic". Jakie to miłe! Nie można odmówić po czymś takim. Więc wpaść muszę. Mimo tego, że piździ. Zarobiłem, wezmę taxi. Tym bardziej, że Michał mi kasę oddał za wszystko, więc mogę działać. Jak napiszę maturę, to jeszcze zarobię dodatkowo 150 zł. I kolejne 120 zł za tydzień, jak napiszę drugą. No właśnie, bo problem jest z weekendem. Imprezy, to raz. Korki, to dwa. Matura, to trzy. Gazeta na socjologii, to cztery. Teksty do "Studenckiej" to pięć. No a w środę mam poprawkę i test zaliczeniowy z jednego przedmiotu. Bardzo śmieszne. Odkryłem FG Dance. Czyli nową odmianę mojego ulubionego radia. Tylko w sieci. FG Dance, czyli non stop muzyka do tańca. Cudnie! Będzie grało cały cały cały czas. Now you dance.

Wypowiedz się! Skomentuj!