The weekend was wicked. Bardzo.
Właśnie prawie-skończyłem pisać maturę pierwszą w tym roku. Nudna jak trzy chuje. Coś strasznego. Odsuwałem ja od siebie od dawna, bo wiedziałem, że będę się męczył z tak nudnym tematem. No, ale kiedyś trzeba było usiąść nad tym. Zostały mi dwa fragmenty, których jeszcze nie mogę teraz napisać, ale jutro skończę. I 150 zł więcej. Spłacę kartę kredytową? O boże, to byłoby coś. No, ale po kolei.

W piątek miałem zajęcia od rana. Za tydzień na tych pierwszych będę musiał jakąś prezentację zrobić. O transgresji. Pierwsza, ale też najłatwiejsza. Dam radę – w czwartek mam wolny od zajęć dzień, więc wtedy przygotuję. Mam nadzieję. Chociaż swoją drogą będzie to dość trudne. W sensie, że nie wiem czy do tego czasu choć jeden wywiad pogłębiony zrobię. Chociaż – co napawa mnie nadzieją – Lady Catherine się zgodziła i weźmie udział w badaniu, a dodatkowo udzieli mi wywiadu do „Studenckiej”. Cudnie.
Co więcej – chyba udało mi się znaleźć transseksualistkę do badania! Och tak, och tak! Co prawda jest z Krakowa, ale w ostateczności pojadę. Chociaż mam taką cichą nadzieję, że skontaktuje mnie z kimś z Warszawy. To też było śmieszne. BeBe skontaktowała mnie z Justyną, która skontaktowała się z Benajminem, który skontaktował ją z ową dziewczyną. I tak trafiło to wszystko do mnie. No, najważniejsze, że jest. Mam kontakt już jakiś i liczę na to, że jest to breaking point w moich poszukiwaniach. Tak mi dopomóż Bóg.

No, ale wracając do piątku… Bo to było tak. Siedzę na innych już zajęciach – jest fajnie, bo to sminarium badawcze i nagle pani dyrektor profesor przerywa. I mówi: „Wie pan co” – kieruje to pytanie do mnie – „ostatnio wiedziałam w telewizji przedstawiciela płci męskiej w takiej samej fryzurze jak pan!” Grupa w śmiech. Mówię, że to się zdarza… Na co ona, że myślała, że tylko ja mam taką. Wyjaśniłem, że pewno nie. Na to ona, że powinienem mieć wyjątkową. Bo do mnie nie pasuje taka, jak do innych. I że muszę mieć taką jakąś wyjątkową. Obiecałem, że o to zadbam przy następnej okazji. Potem stwierdziła, że może mam tego samego fryzjera, co ów pan. Stwierdziłem: tej wersji będziemy się trzymać. Na co ona zakończyła, że tak czy owak, to niemiłe, że zdradzają tak moją fryzurę…
A ja naprawdę nie mam na głowie teraz czegoś niezwykłego. Swoją drogą, to było miłe bardzo. Całe to wydarzenie.

Poszedłem potem z Moni do nowej Eufemii. Coś tam zjedliśmy i wróciłem do domku. Zacząłem się powoli szykować do wyjścia. Miałem zaproszenie na urodziny DJ Mmikimausa. No więc musiałem iść. Do Michała wpadli Kubuś, Mateusz i Daniel. Ja się ogarnąłem i wybrałem się do Barbie. A ze mną Mateusz. Wszedłbym bez problemu, ale chciałem Mateuszka też wprowadzić, więc musiałem chwilkę zaczekać aż Mmiki się pojawił i zaprosił mnie jak starego znajomego. Potem dodał, że cieszy się, że jego ulubiony fan jest razem z nim tego dnia. No, jakże mogłoby mnie tam zabraknąć? Mam kilku ulubionych wykonawców warszawskich, ale tylko 3 osoby odważyły się nawiązać jakąś relację – Mmiki, Lola Lou i May One. May One’a kocham i wiadomo. Lola Lou jest gwiazdą międzynarodową i uwielbiam ponad wszystko. A Mmiki należy do grona DJów z Barbie, których lubię – poza nim są tam Andesh, Lucas i Kuki. Ten ostatni zawsze mnie pozdrawia choćby machnięciem ręką, gdziekolwiek go widzę. Lucas wita się ze mną, gdy rzadko widujemy się w Uto. Andesh najmniej z tego wszystkiego mnie kojarzy.

No a wracając do imprezy… Było hasło Dark Room i tak też było. Dość ciemno. I tłoczno. Duuuużo ładnych chłopców. Niestety, ciemno więc nie widać wszystkiego. Był też fotograf i pstrykał ich. A najważniejsi dwaj byli – jeden, w czerwonej bluzeczce i z blond-grzywką zaczesaną zaczepnie lekko na oczy. Cudo. Hetero. Piłkarz. Mam już jego grono. Pooglądałem, bo ma jedno foto bez koszulki. Cudo.
Drugi z Barbie wart uwagi – mięśniaczek. Cudo. Taczył dużo bez koszulki. I Bogu dzięki. Warto było popatrzeć. Eftiwi.

Wyszedłem z Barbie dość kategorycznie. W sensie, że Mateusz został i namawiał, żebym dłużej został, ale ja chciałem iść. Byłem dość zmęczony. Nie wyspałem się w ciągu dnia i zwróciłem na to uwagę Michałowi. W Utopii – ślicznie się witałem z Danielkiem moim. Potem zresztą w trakcie imprezy poczułem impuls. Wstałem z miejsca. Powiedziałem: przejście. Przebiegłem całą Utopię, odpychając wszystkich na boki. Podbiegłem do Danielka, do ludzi, którzy próbowali go przekonać, że powinni wejść powiedziałem: „Dobra… Przestańcie.” I mówię: „Daniel, mam do Ciebie bardzo bardzo ważną sprawę”. Zdzwiony czeka. „Kocham Cię”. I poszedłem.

Impreza piątkowa – udana dość, ale zmęczony byłem. Chłopcy sporo wypili. Naprawdę sporo. No i prawie się pobili momentami co po niektórzy. Inni zaś lizali szyję nieznajomym facetom lub wyszli z takowymi z Utopii. Łorewa.

Wracać do domu miałem taksówką z Michałem, ale zachciało mi się Maca i komunikacji miejskiej. W sensie, że wracaliśmy jednak tramwajem na moje wyraźne życzenie. Było zimno jak w trzy pizdy, ale daliśmy radę. Przespałem grzecznie noc do 12. I wstałem. Bo korki miałem przeniesione na 15:00 u Bartusia. Przygotowałem się, ogarnąłem z grubsza i pojechałem.

Poprosiłem o kawę a jego mamusia kochana dała mi od razu ciasto, ciaseczka, merci, rafaello… Zaszalała. Poprowadziłem zajęcia. Jakoś łatwo mi to poszło. Nie wiem, aż sam się dziwiłem. Wróciłem do domku i miałem pisać maturę… Ale, ale… Nie chciało mi się. Obijałem się mocno. Aż do wieczora, gdy wpadli Napaleni. Z szampanami, Redd’sem, drugą serią „Little Britain” i dobrym humorem. It was a party!
Bawiliśmy się świetnie i niegrzecznie. Maciek miał imieniny, więc zgodziłem się wypić aż dwa drunki szampan+Redd’s. Za dużo o jednego. Na szczęście zanim wyszliśmy minęło sporo czasu i przeszło. A w międzyczasie zorientowaliśmy się, że od 00:30 do 07:30 jest konserwacja w mBanku i nie ma autoryzacji kart kredytowych i płatniczych! To nam zburzyło plan. Ruszyliśmy do bankomatu. Gadaliśmy z Maćkiem jeden przez drugiego i ogarnialiśmy setki myśli. A przy bankomacie się załamałem prawie. Bo zamarzał i nie chciał karty przyjąć. Wpychałem, wpychałem i dałem radę w końcu. Wypłacił kasę i mogłem pożyczyć ;)

Koło 2 dotarliśmy do Ciotopii. Obok nas – limuzyna CeCe Peniston podjechała. Idealnie.
Jej występ – udany. Przyznaję, bardzo. Mało śpiewała, ale „Finally” na koniec wszystkich poruszył. It’s time to dance. Potem się luźniej na szczęściej zrobiło. Ludzie powychodzili i można było potańczyć. I było fajnie. Bardzo dobrze muzycznie. Bardzo bardzo. Poza tym młody Łukaszek od Mateusza (którego nie znam po jego faux pas) i Maciuś Mercer’s. Napisałem te dwa słowa i wszystkie cioty wiedzą o kogo chodzi, nie?
Długo nie siedzieliśmy. O 4:45 wyszliśmy z Utopii i szliśmy do Maca. Zamówiłem taxi i tak zabawnej pani dyspozytorki to jeszcze nie miałem. Pogadaliśmy sobie, pożartowaliśmy. A pod Maciem… Dramat. Miałem na sobie koszuleczkę i cieniutką wiosenną kurteczkę. Bo nie było w planie nic poza taxi. No, ale stało się. Staliśmy pod Maciem – Maciek w kolejce, a my pod daszkiem osłonięci od wiatru. I gadałem z Maćkiem przez telefon. Przez te pół godziny, które tam spędziliśmy – Maciek poznał jakąś dziewczynę, my potem jakąś lesbijkę z koleżanką, która przy nas prawie pobiła się z dwima czikitami, bezdomny chciał od nas kasę wyłudzić, obcokrajowcy potrzebowali pomocy, czarny jeden wyszedł z Undera w samej koszulce i poszedł gdzieś… Kocham to miejsce, I’m lovin’ it.

Miałem więcej o czikitach pisać, ale nie ma już miejsca ;)
Trafiliśmy do taxi biegiem – Maca w domu mieliśmy jeść. Pan się zdziwił, że nie jestem Hania Gronkiewicz-Waltz i powiedział, że miał nadzieję na nią i że miał pozdrowić od kolegów taksówkarzy… Dojechaliśmy do mnie, bo Napaleni mieli tutaj spać. Mieli, ale mała ciotodrama była. W sensie, że „nie śpię tu”, „jadę do domu”, „śpij już”, „masz grubą dupę” i inne takie… No tak czy owak, zasnęliśmy jakoś w końcu. W KOŃCU.
Ale nie na długo, bo na 11 Tomek musiał być w pracy. Kurwa. Daliśmy radę. My byśmy nie dali?!

Dzień minął mi (jak już wstałem ostatecznie…) na pisaniu owej pracy. To nie było łatwe. Nudy, nudy, nudy.

Czas powoli kończyć. I tak się megarozpisałem. U Michała jest właśnie Karolina. Będą oglądać Oscary. A ja idę spać, jutro chcę skończyć tę pracę maturalną no i napisać artykuły do gazety. W środę mam egzamin poprawkowy i jakiś test zaliczeniowy. A poza tym, jak dobrze pójdzie, wywiad z drag queen. W następny weekend jeszcze jedna matura do napisania. I jakoś wyjdę z tego wszystkiego.
Trzymać kciuki.

Wypowiedz się! Skomentuj!