’Cause you ain’t never seen a fire like the one I’ma ’cause
Jadę. Już za jakieś 2 godziny będę w pociągu pospiesznym do Łodzi. W sumie potrzebuję tego wyjazdu, ale nie aż tak bardzo, jak wcześniej przypuszczałem. Nic nie stałoby się, gdybym został w stolicy. Bo to tak jest – jak się wyjedzie na chwilę, to się wypada z obiegu. Pamiętacie, jaką gwiazdą był kiedyś niejaki lzy-chlopca? Wyjechał, zniknął na chwilę i teraz gdy wrócił – musi zaczynać od początku niemalże. Jasne, jest rozpoznawalny, ale to już nie to samo. Tak samo czują inni. Grzegorz, Sebastian. Sami mówią, że „wypadli”. I chyba tego się trochę boję. Bo ja się jeszcze na dobre w tej waszej Warszawie chyba nie zadomowiłem. Ledwo trzeci rok mi leci. A co to jest 3 lata? Nic, nic, nic.
I chyba bałbym się tego, że „wypadnę”. I chyba dlatego właśnie nie chcę jechać na zagraniczne stypendium, choć pewno mógłbym bez większego problemu.
Byłem wczoraj na otwarciu Złotych Tarasów. Bo w ogóle ostatnie dni były śmieszne. Najpierw miałem w poniedziałek egzamin. Raczej średnio się uczyłem do niego, bo słyszałem, że egzaminator jest jakby to rzecz… ciotą? Dlatego tylko coś tam przejrzałem, a podczas egzaminu wyglądałem dobrze, uśmiechałem się, udałem dwa razy słodką idiotkę („bo wie pan, ja na diecie jestem” i „och, bo ja to się w ogóle na tym sporcie nie znam”) i wiedziałem, że zdam. Mam 4,5. I spadać.
We wtorek właściwie nic nie robiłem. Byłem zmęczony dość, bo poniedziałkowi wieczór spędziłem znów u Jego Faceta oglądając tym razem drugą serię 'Absolutely Fabulous’. Pośmiałyśmy się jak głupie. To jest dobry serial. Dawny, ale możnaby go od nowa zrobić we współcześniejszych realiach. Może kiedyś o tym pomyślę – jako taki performance. I w ogóle. Spośród różnych sztuk, filmowo-telewizyjne stanowią w moim dotychczasowym dorobku najmniejszą część. No, może poza architekturą.
Za to udało mi się we wtorek przygotować stronę F-SP. W sensie, że przewodnik dla wszystkich, którzy potwierdzą obecność. Mapka, informacje, wyjaśnienia, dodatkowe informacje. Wszystko, wszystko. Będzie eftiwi. Dokończyłem też pracę na zlecenie. Pisałem do późna, ale dałem radę.
W środę rano wstałem i pierwsze co z rana – posprzątałem łazienkę. Michał jeszcze spał, jego siostra i koleżanka – też. A ja się wyrobiłem. I było czyściutko jak wstali. Potem się oporządziłem i popędziłem na spotkanie w „Gazecie Studenckiej”. Jeśli zobaczycie numer lutowy, to na okładce jest mój tekst zapowiedziany. Na całą okładkę. Poczułem się… dość taki… doceniony. To miłe uczucie. Bo jak ja jestem naczelnym w swojej gazecie to sobie mogę dawać na okłądkę co mi się podoba, a tutaj jednak zespół redakcyjny bez mojej wiedzy wybrał mój tekst jako najbardziej warty uwagi. Zresztą niezła im ta okładka wyszła.
Mój kolejny tekst przyjęli też bez większych poprawek. To słodkie.
Wiem już o czym mam pisać do kwietniowego wydania. O cyberseksie – na tym się akurat baaaaardzo dobrze znam (dzisiaj rano też praktykowałem… to znaczy Ola praktykowała… ostatnio preferuje takie zabawy mamusia-synek… bo się młodzi chłopcy zgłaszają…) no i mam zrobić wywiad z drag-queen. Takie bardziej sylwetkowe niż wywiadowe to ma być, ale chcą studenta. Jest Jacek z Łodzi… Jacku, zgodzisz się? Nie czytasz chyba duzyformat.blog, ale ja Cię znajdę i pogadamy o tym ;)
Potem miałem egzamin. Śmieszny, bo taki bardzo… zbiorowy. Obok mnie Moni po lewej, Dominika po prawej. I konsultujemy. Każdy był pewien części odpowiedzi, więc myślę, że w sumie powinno nam wyjść dobrze. To było zgodne z taką koncepcją wiedzy rozproszonej – profesor Marody, która mnie kiedyś o tym uczyła, powinna być dumna. Że wiem i że pamiętam. Bo to chodzi o to, że np. nikt nie ma wiedzy jak działa cały statek. W sensie, że każdy wie trochę i dopiero wszyscy razem wiedzą jak działa wszystko. Tak samo na egzaminie. Szybko skończyłem i pognałem dalej.
A w Złotych Tarasach… Och, ach! Co to się działo! Och!!!
Ja chcę jeszcze raz! Tyle ładnych ciotek i w ogóle facetów to już dawno nie widziałem. Naprawdę. To tu, to tam – cały czas się przewijali. Oczywiście wszystkie ciotki-utopijki liczące się pojawiły się i zaszczyciły nowe miejsce swoją obecnością. My także. Po egzaminie z przedmiotu 'Tożsamość i kultura konsumpcji’ (nie to, żeby pasowało to do Złotych Tarasów…) pognałem na spotkanie z Jędrkiem na Dworcu Centralnym. On zaś przybył z Adą. Poszliśmy do Vision Express w Tarasach. Bo jędrek z niezrozumiałych dla mnie przyczyn postanowił przerzucić się z okularów na szkła kontaktowe. Ja i tak uważam, że lepiej mu w okularach. No, ale w tym Vision Express siedzieliśmy dobrą godzinę, gdy pani zajmująca się nim powiedziała nam, że to zajmie jeszcze ze 30 minut, bo on się uczy. Więc spadliśmy stamtąd. W międzyczasie (tak zwanym) dołączyła do nas koleżanka Ady – Olga niejaka oraz Napaleni, których ja zaprosiłem do Vision. W ogóle tam śmiesznie było, bo ze 12 osób tam pracuje, a najwięcej na raz mieli może 3 klientów. Nic dziwnego, że tam tak drogo czasem jest ;)
Poszliśmy więc pochodzić. Ale chwilę potem byłem umówiony z Danielem na poziomie -1 we „W Biegu Cafe”. No to poszliśmy, posiedzieliśmy, pogadaliśmy. Miło go zobaczyć po tak długiej przerwie. Wcale chyba nie przytył. Tak mi się przynajmnie wydaje. A że mam okulary, to wzrok nie najgorszy nie? ;)
Poplotkowaliśmy (i że niby on spotyka się z Mateuszem D?! ja nie wierzę) i potem odprowadziliśmy się do centrum. Bo tam byłem umówiony w sprawie sprzedania pracy. Temu samemu chłopcu, co poprzednio. Jurkowi w sensie. Ale nie mylić z tym utopijnym. I zapytałem go skąd ma namiary na mnie. No i już wiem. Stąd. W sensie, że z bloga.
W tym momencie chciałem podziękować wszystkim, którzy czytając mnie tutaj, nawiązują ze mną kontakty w życiu realnym. To słodkie. A zarazem miłe, skoro możemy sobie wzajemnie pomóc. No już nie mówiąc o tym, że ów Jurek to przystojny młody chłopak o śniadej cerze, jasnych oczach i blond włosach. A wiadomo, że ja mam słabość do blondynów.
Wróciłem na Centralny, żeby w podziemnym Centrum Lim pójsć do Wooka – tam siedzieli Napaleni, Jędrek i dziewczyny. Chwila i znów wylądowaliśmy w Złotych Tarasch. Pochodziliśmy, porobiłem dużo zdjęć na mojego fotobloga i tak jakoś czas zleciał prawie do 21. Jeszcze wpadliśmy na kawę do Green Coffee. Och ach och! Ten chłopiec tam… Cały czas próbowaliśmy mu zrobić zdjęcie. Mi wyszły nieostre, bo tam światło słabe, aparat średni, a on skakał jak króliczek. Śliczny był. I cały czas zarzucał te długie włoski. Śliczny, śliczny, śliczny. Ale oczywiście jakieś-tam zdjęcia są. Jedno mam nawet jako tapetę w telefonie ustawione :P No co? Lubię ładnych chłopców. Maciek miał go znaleźć na gronie, ale mu chyba nie poszło coś na razie.
Udaliśmy się potem autobusem marki Ikarus model 280 linii 517 do Centrum Handlowego Reduta. Do Carrefoura. Kupiłem odkurzacz. Niech żyje nam! :) Hehe. Mam odkurzacz za jedyne 209 złotych. Wybrałem ten, bo ten tańszy ciut był brzydszy i jak Tomeczek analizował ikonki, to wyszło, że ma mniej ładnych rysunków na opakowaniu. A wiadomo, że jak mniej, to gorzej. Więc kupiłem.
W domu chwilę posiedziałem, ale jak mi się nadchodzi4 zaczęło zacinać, to się wkurzyłem i padłem do łóżka.
Dzisiaj rano pognałem do banku BZ WBK i podpisałem umowę o kredyt studencki. Cudnie. Teraz tylko wysyłają do Szczecina, tam babcia ma podpisać i będzie eftiwi. W chuja roboty z tym kredytem. Ale będę miał laptopa. I w ogóle łał. Życie na kredyt jest eftiwi.
Chciałem tylko powiedzieć, że do końca stycznia 2007 roku mój ukochany blog liczy sobie 2964533 znaków. Czyli 489508 wyrazów. Czyli gdyby to w Wordzie wkleić po prostu Times New Romanem standardowym 12 pkt z odstępem 1, to wyszłoby dokładnie 978 stron. Kurwa, przesadziłem, nie? Może to czas zakończyć na tysięcznej stronie? ;)
Przypominam o terminie potwierdzeń na Floor-Sitting Party. Zaproszeni mają czas do poniedziałku do 9:01 na potwierdzenie obecności. Potem będzie za późno. Jak wrócę, to muszę znów łazienkę posprzątać. No i całe mieszkanie. Odkurzę nowym odkurzaczem marki LG.
W Łodzi raczej nic nie napiszę, bo Gosia chyba nie ma nadal sieci w domu. Poza tym w niedzielę będę w domu, więc będę mógł pisać wtedy. Jakbym długo nie odpisywał na maila, to zrozumcie. Czy tam na gronie. Kocham Was, znikam, jadę.
Jeszcze tylko obiad zjem :)
O Tobie zapomnieć żarty jakieś;) Dobrze że jedziesz…(Dobrze w sensie że odpoczniesz sobie pracoholiku)
takie znikniecie pozwala przekonać się, komu naprawdę na Tobie zależy..
po drugie to Ty zawsze znikasz na 3 miesiące w ciągu roku a potem wracasz i jest po staremu.. nie?
Tak, taka selekcja naturalna.
A miałem nadzieję przeczytać od deski do deski po tej sesji…
oj to pewnie inny Mateusz D. ;)
odkurzyłem!
Uoooo . Dziękuję. Jerzy.
-> panicz
Łatwo zapomnieć. Naprawdę.
-> rasmus
Nie jest po staremu, to raz. A poza tym wcale nie traktuję takich „zniknięć” jako testu.
-> Daniel
Powiedzmy.
-> dacapo
Nie da rady.
-> M.
Tia ;)
-> Michał
Gratuluję ;)
-> J.
Przyjemność po mojej stronie. Naprawdę.
jeśli zastanowisz się przez chwilę jaki jest faktycznie ten cudowny eftiwi świat z którego „wypadasz”, okaże się że głupotą jest nie wypaść.
-> +
A jaki jest, o wszechwiedzący plusie?
Czy jesteś kolejną osobą, która będzie chciała mi pokazać, że jest płytki, pełen zawiści, powierzchowny, sztucznie napompowany i wyniosły bez powodu?
(w sensie, że to wiem)