Nie chce mi się pisać tekstów do gazety, więc napiszę bloga. Tak sobie pomyślałem i myśl moja w czyn wprowadzam. Tymi oto słowami chciałem zacząć pierwszą noworczoną blotkę. Tadam tadam! Fanfary, oklaski, tłumy szaleją, gruppies rzucają stringami i zużytymi prezerwatywami w Ciocię Duży eF! Juhu! Niech żyje nam! Niech żyje nam! W zdrowiu, szczęściu, pomyślności! Na wieki wieków!

Już, skończyłem :)
No więc żyję. Jestem już w Warszawie na całego. Nawet na zajęciach byłem w tym tygodniu. Niewielu, ale co ja na to poradzę, że niewiele ich mam? Aktualnie jestem na etapie zorientowania się co w ogóle muszę i będę zdawał w tym roku, w tym semestrze. Bo jak zwykle nie wiem. A potem muszę kombinować co by tu skądś wziąć notatki pożyczyć, odkserować czy coś. Muszę też zrobić My World Famous plan sesji na ścianę. Żebym wiedział kiedy w ogóle na egzaminy się ruszyć i takie tam. Ale to jak ustalę w ogóle jakie mam egzaminy.

Poprawia się. W sensie, że był znów kryzys z Napalonymi, ale jest ciut ciut lepiej. Ciut. Bo w sumie to udajemy, że nic się nie stało. W sensie, że nie rozmawiamy o tym. Nie wiem czy powinniśmy, czy bez sensu jest grzebać. Nie wiem. Bo skąd mam wiedzieć takie rzeczy? No tak czy owak, wczoraj byli u mnie. Uczymy się od nowa chyba kompromisów. Ja zrezygnowałem dla nich z HotLa, oni dla mnie z bifora u Damiana i Wojtka. I ostatecznie wyszło na to, że siedzieli u mnie z Kubą wieczorem. Wypili 3 szampany i 3 Redd’sy i się troszkę wstawili. Zwartą grupą poszliśmy więc do Toro.
A miałem mniej pisać o imprezach, a więcej o innych rzeczach…

No więc z innych rzeczy, to nadal pracuję nad moim badaniem. Ostatnio na jednych zajęciach jemu poświęconych dwóch chłopców wyraziło wolę współpracy badawczej. Musiałem im opowiedzieć o co mi w owym badaniu chodzi. Mam nadzieję, że wyjaśniłem dostatecznie. I nadal chcą. No i dobrze, ale żeby mi się za bardzo w moją część nie wpierdolili, bo wiadomo, że moje badanie będzie nieco bardziej rozbudowane, niż wymagają tego badania. Może nawet będę miał prawie gotową pracę magisterską. Zobaczymy.

Na dziennikarstwie mam przedmiot „język wypowiedzi dziennikarskiej”. Rzadko bywam, bo na ćwiczeniach obecność nieobowiązkowa… Ale poszedłem ostatnio. I prowadząca nagle stwierdziła, że mam bardzo ładny sweterek i przyjemnie się na niego patrzy… Powiedziałem, że przekażę producentowi. Dzięki ci, H&M.

Mam nowe okulary. Odebrałem dzisiaj. Nie było łatwo. Wczoraj po raz wtóry po Nowym Roku poszedłem do Vision Express i pytam, czy są może oprawki dla mnie ze Szczecina? Pani szuka. Jak pana nazwisko? Podałem. O, są. Nic dziwnego, skoro tydzień już mija. Pani już chce mi je sprzedawać, a ja mówię, że musi na tackę numer 100 zajrzeć. Zajrzała. Przeczytała wszystkie pisma i w ogóle i już wiedziała. Za godzinkę będą. Odebrałem dziś, bo wczoraj nie miałem kiedy już. Mam. Noszę. Widzę. Wow.

Tekst o kleryku pójdzie w „Studenckiej”. Może nawet jako okładkowy. I dostałem zlecenie na kolejny. W sensie, że na marzec, bo kleryk idzie w lutym. W sumie to się cieszę. Może i „Studencka” nie jest najbardziej prestiżowym magazynem ogólnopolskim, ale najbardziej poczytnym wśród studentów na pewno. Miło będzie w CV wyglądać, nie? No taką mam nadzieję. A lada dzień się muszę wziać za ten drugi artykuł.
Nie wspominając o mojej gazecie. Od której zacząłem. Deadline jutro, ale redakcja JAK ZWYKLE się opóźnia, więc i mnie to demotywuje do dalszego pisania. I dlatego odłożyłem na jutro. No już nie wspominam o tym, że dzisiaj na korki zaspałem. Eh, w sensie, że na 13:00 miałem i nie dałem rady. Wstałem o 12. I sam nie wiem dlaczego, bo w sumie spać się położyłem koło 5:30, więc powinienem był o 10:00 spokojnie wstać. Czyżnym… Czy to oznacza że… że ja się starzeję?

Nadal mam przecież 18 lat plus VAT. A w sumie jeszcze nie mam, bo 18+VAT będe miał koło 27 marca.

Napisałem dzisiaj do kilku osób, za którymi się stęskniłem. Niech wiedzą, że brakuje mi ich obecności. W tym sensie, że jeśli mnie potrzebują, to nadal jestem.
Paweł rzuca palenie. Jestem dumny.

No a wczoraj to ciotki poszalały. Napaleni, Kuba i ja do toro. Tam Matmi, Radek, Wojtek. Potem doszedł Damian. Chyba gdzieś mignął mi eks-Piotr nawet. Się ciot zleciało. Tańczyli a ja sobie stałem. Chwilkę zabaunsowałem i tyle. Stałem tam taki sobie przelansowany i różowy. Czułem się dobrze. Był występ drag queen. Nie śpiewała, więc u mnie skreślona od razu, ale miała fajną perukę, ładny strój i zajebiście dobrze trzymała mikrofon.

Posiedzieliśmy dość długo. W sensie, że ja tyle nie planowałem. Tam rozpoczęła się ciotodrama, która trwała całą pieszą drogę do Ciotopii. Długo. Kłócili się, krzyczeli, nie odzywali się, wcześniej wysyłali SMSy. Czyli, że dla mnie standard. Ale ten Wojtek, co był z nami i był pijany, to momentami przeżywał. Pogodziło nas wspólne jedzenie zapiekanek. Smacznych, jak zawsze ;)

Potem Ciotopia. Och, ach. Drętwo :)
Mało ludzi. Asie i Kamilki wyszły zaraz jak my przyszliśmy. Co nie zmienia faktu, że Kuba szalał z Dawidkiem, Napalony z kimś-tam, Maciek też z kimś-tam, Damian z Arkiem tym co go kiedyś z Tomek swatałem. I ogólnie wszyscy ze wszystkimi. Poza mną oczywiście. Damianek potem przyszedł. W sensie, że Damian Be, a nie Damian Madox. Oni muszą się jakoś inaczej nazywać, kurcze. No tak czy owak, z Damianem Be rozmawiałem i się bawiliśmy jak zwykle świetnie. Lubię Damiana za to, że potrafi się bawić, a kocham za to, że jestem dla niego ciocią.

Wyszliśmy koło tam 4:30 czy jakoś. Napaleni poszli spać do Damiana Madxa i Wojtka. Kuba do Davida. A ja do domku. Mimo niezywkle uprzejmego zaproszenia od Wojtka – wiadomo, Damie nie wypada spać poza własnym domem.

Dzień, wspomnienie lata.

Wypowiedz się! Skomentuj!