Nie pisałem tyle czasu, że aż wstyd. Natomiast już wyjaśniam dlaczego. Mówiąc krótko: bo się objadam. A to ma dwie konsekwencje: po pierwsze – nie mam czasu na pisanie, gdy jem, a po drugie – wstyd mi pisać o tym, że się objadam, a wiem że napisać o tym muszę. Ergo – nie pisałem, powstrzymywałem się, walczyłem ale poległem, bo przecież kurwa kiedyś napisać trzeba!
To był taki dość tradycyjny auttematyczny wstęp. Dziękuję za uwagę.

Zaliczyłem egzamin z ekonomii! Jestem mistrzem, bo przyswojenie materiału z dwu semestrw zajęło mi jakieś 70-80 minut. W sensie, że pożyczyłem od Michała książki „Mikroekonomia” i „Makroekonomia”, w których przeczytałem podsumowania działów i już. Zaliczone. Zaliczenie zaś tego egzaminu oznacza zaliczenie dwu egzaminów na dziennikarstwie, bo to na socjoglogii tak w ogóle zaliczałem. Na na na, sesja ma. Taka rymowanka-podśpiewanka.

Tę pracę co o rewolucji kubańskiej pisałem – nie sprzedałem. Mi zleceniodawca robi prblemy. W sensie, że najpierw się czepiał, że jest z internetu ściągięta. No jasne, trochę jest, ale w inteligentny sposób. No to mi mówi, że jak sprawdę plagiat.pl i będzie mniej niż 20 proc. to on to bierze. No dobra, wydałem 4,88 zł i sprawdziłem. Wyszedł stopień podobieństwa 5,6 proc. Ale on, że nie kupi. Osz to się wkurwiłem. No niby ma do tego prawo, ale jak deklaruje, że przy <20 porc. kupi, wychodzi mi malutko a on nie bierze, to mnie wkurwił. Więc teraz tak: mam nadal jego książkę, którą wypożyczył gdzieś-tam z biblioteki. To raz. Dwa, wiem jak ma na nazwisko, gdzie i co studiuje. A trzy, mogę zamieścić tę pracę w sieci tak, że jeśli jakimś cudem zdekodował PDFa i odczytał jej treść, to i tak wykładowcy wskaże, że jest taka praca w sieci i będzie plagiat. On chyba tego nie rozumie. A ja chcę moje 135 zł. Kurwa. Zaliczyłem język wypowiedzi dziennikarskiej. Absolutnie bez przygotowania. Nawet nie zajrzałem, chociaż miałem jakieś odkserowane materiały za 4 zł. Olałem i okazało się, że słusznie. Bo zaliczyłem. Za to nie zaliczyłem zagranicznych systemów medialnych. W środę idę na dyżur. Kurwa, będę musiał się chyba nauczyć tych naczelny Timesa, Cosmopolitan i kilkudziesięciu innych. Nie myślcie sobie, że to takie przydatne, bo chodzi o pierwszych naczelnych - czyli zazwyczaj założycieli. A "Cosmo" powstało jakoś koło 1886 roku, więc naprawdę nie wiem na chuja mi to. Wulgarny dziś jestem jakiś. Z Moni byłem na zakupach w Arkadii. I wydaliśmy kasę tylko na jedzenie. Oj bo były te ładne buty jedne w Zarze, ale ja chciałem przymierzyć mniejszy rozmiar na wszelki wypadek, a nie było. No i nie wziąłem tych dużych, bo się bałem, że będą za duże. Szkoda, bo ładne a niedrogie. No bo 199 zł to chyba niewiele, co nie? I byłem też raz jakoś z Moni i Il na oglądaniu rzeczy w Terranova czy jak jej tam. Dla mnie nic nie było. Il wybrała dwie fajne rzeczy, ale nie wiem czy w końcu kupiła czy nie. Bo miała mieć odłożone "do jutra". A potem jej nie widziałem. Za to ułożyłem plan na drugi semestr już. No prawie, bo mam do wyboru zajęcia dwa o 10 w czwartek i nie wiem na co iść - na "System edukacji publicznej. Powstanie, rozwój i kryzys" z profesor Zachorską czy na "Socjologia religii: problemy stare i nowe" z prof. Grabowską. Oba ciekawe, nie? Wysłałem to, na co będę chodził od 2 semestru Il i Moni, żeby się zdecydowały czy nie chcą do mnie dołączyć. Zobaczymy. W środę miałem się spotkać z Iwonką i Anią (boże, same kobiety!) na kawę, ale taka była pogoda, że zrezygnowałem. Odpoczywałem w domku. Odwołałem też późniejsze spotkanie z Marcinem Edge i Łukaszem (tą przegiętą ciotą) z tego samego powodu. Za bardzo śnieżyło. A ja zmarzłem i oszroniałem jak wracałem z zakupów w Carrefourze. No i tyle. Wczoraj nie miałem zajęć, bo wykładowczyni chora (jak ja mam egzamin u niej zaliczyć?!). Pisałem za to kolejne prace na zlecenie - dla mojego ukochanego brata. Dwie prace, w sumie 16 stron. Za marne 100 zł. Oczywiście i tak pewno mi tej kasy nie da, tylko powiem mamie, żeby zatrzymała i wydam na kosmetyki z Avonu. Chcę podkład zmienić i róż sobie jakiś kupić. A dzisiaj do kąpieli użyłem nowego płynu - o wdzięcznej i jakże pasującej do mnie nazwie "Celebrate me". I cudownie pachnie. Wczoraj wieczorem za to ruszyłem się z Jego Facetem do Piaseczna do Napalonego do pracy. Się naprzymierzałem. Kilka koszulek, sukienkę jedną... Ostatecznie kupiłem dwie koszulki i paseczek. Dzięki Tomeczkowi - kosztować mnie to będzie 45 zł. Dopiero będzie, bo jeszcze nie zapłaciłem. Bo kasa już była zamknięta. Wiadomo, nie? Gwiazda robi zakupy dopiero jak przed plebsem zamkną sklep ;) Ale za to było śmiesznie, bo taki jeden ładny się na nas patrzył i słyszał jak wrzeszczałem do Maćka: "Nie, sukienki już mam!" W sensie, że dlatego nie chciałem więcej przymierzać. Bo ja chciałem jakiś topik czy bluzeczkę, ale nie było fajnych. I już. Jak wpadłem do domu, posiedziałem chwilkę, porozmawiałem z Maćkiem przez mój nowy telefon i usnąłem. W sensie, że tak w ubraniu, jak byłem. Padłem. I spadłem do dzisiaj do 6:50. I niech mi ktoś da sposób na szybką defekację, bo dzisiaj przed wieczorem bym chciał raczej. A testowanie telefonu i sieci P4 idzie mi całkiem nieźle. Narobiłem w chuja zdjęć na mojego bloga na nadchodzi4.com. I ostatnio namawiam wszystkich, żeby robili czwórkę i robię im takie fotki właśnie z czwórkami. Albo czwórkami. No jak nadchodzi 4, to nadchodzi, nie? Wszystko na moim fotoblogu na nadchodzi4.com. Kto jest, niech se zajrzy. Ot, co. No i wydałem ponad 80 zł z przyznanej mi puli na rozmowy. No i prawie już te 100 darmowych SMSów wykorzystałem. Cholera, idzie jak woda. Ale im też o to chodzi. Żeby nas przyzwyczaić do telefonu i do intensywnego z niego korzystania - wiadomo. Jestem gruby. Cholera. Dzisiaj impreza. Formacja Różowe Saneczki clubinguje! Nawet na grono.net jest takie wydarzenie. A co se będę żałował?! Jeszcze serwis JejPerfekcyjnosc.blox.pl nie doniósł co prawda, ale to dlatego, że nie mam czasu wypowiadać się dla prasy. W ten weekend muszę napisać artykuł o "Second Life". Nie będzie to łatwe. Tym bardziej, że w perspektywie mam nową pracę zleconą - ktoś z socjologii mnie poprosił mailowo o to. Z pierwszego roku. Skąd oni, skubani, wiedzą takie rzeczy? No i praca maturalna do połowy lutego. To chyba w domu na feriach będę pisał. Do Łodzi chcę jeszcze po drodze. No i Twardowski ma na mnie czekać w szkolnej bibliotece, jak się zjawię. Autobiografia. Boję się jej. Naprawdę. W sensie, że mnie przytłoczy świętością życia ten człowiek. Nie wiem czy rozumiecie co mam na myśli. No i wiadomo już, że 6tx Floor-Sitting Party będzie 17 lutego. It's official. Oznacza, że rano tego dnia wrócę do Warszawy ze Szczecina oraz że będę musiał szybko sprzątnąć mieszkanie, zrobić ciasto (Maciek, da radę u Ciebie, prawda? Kocham Cię!) i zorganizować cały event. Piotra już nie ma. Wyjechał se na ferie. A do Michała przyjeżdża siostra czy coś tam. Ale to już właściwie jak mnie nie będzie. Chociaż też coś tam jak będę... Czy jakoś tam tak. Nie wiem do końca, bo nie ma tego zapisanego na moim World-Famous kalendarzu sesyjnym na ścianie. Będę miał jeszcze jakieś 5 czy 4 egzaminy. Kurwa, damy radę. Idę na zajęcia. Ostatnie w tym semestrze. I muszę to powiedzieć: boże, jestem w połowie studiów...

Wypowiedz się! Skomentuj!