Bo to jest tak, że naprawdę jest ciężko po takich intensywnych weekendach jakoś uporządkować myśli. Choćby po to, żeby zapamiętać kto w jaki dzień był w Utopii. Bo to niełatwo, tym bardziej, że oczywiście jak ktoś przyjdzie w piątek, to w sobotę już nie. Się w dupach poprzewracało. Zmęczone ciotencje. Phi.
Się ruszać trzeba. Ot, co!

Ja oczywiście dzielnie w piątek uczestniczyłam w wizycie u fryzjera najpierw – oczywiście nie sam. Był ze mną Jędrek i Jego Facet. Bo samemu to tak nieeftiwi. Wiadomo, trzeba mieć wokół siebie znajomych. Maciek zresztą postanowił też się od razu obciąć. Zresztą to śmiesznie wyszło, ale taki humor sytuacyjny, że i tak nie dam rady opisać :P No, ale śmiesznie tak czy owak.
Posiedzieliśmy u Aldony… bo ja wiem… 1,5 godziny? Pewno jakoś tak. I już w sumie potem miałem iść do domu, ale Maciek najpierw namówił na jedzenie obok Mercer’sa a potem jeszcze w Green Coffee jakąś kawę czy coś. Tam zbrukaliśmy obecne wkoło panie naszymi rozmowami o penisach, cipkach na łokciu i takich tam różnych. Było bardzo miło.
Pożegnaliśmy się z Jędrkiem i dotarliśmy do domów.

Zaraz miał być wieczór – miałem w planach tylko Utopię, ewentualnie HotL przed nią, ale pogoda marna, więc myślę sobie – nie, bez sensu. A tu dzwoni Kuba. Że do Galerii prosi. No to idę. Michał dzwoni, za ile wychodzę i czy on też może. Przyleciał do domu, wyszykował się w 7,5 minuty i ruszyliśmy na Centralny. Tam już Kuba z Jędrkiem. Do Galerii blisko, ale śnieg zaczął padać (musiał akurat wtedy? czy zima nie może zacząć się kiedy indziej?!) Jakoś udało się nam dotrzeć.

W Galerii pustki, dołączył do nas Wojtek. Śmiesznie tak. Ja i wokół mnie ładni chłopcy. I Kuba na kolanach. I w ogóle wkoło tak ślicznie. Och, ach. Niech ciotka też ma coś z tego życia, prawda? Chociaż się na ładnych chłopców napatrzy i jej wkoło inne stare cioty będą zazdrościć, że mnie kochają moje młodziki. Ja ich zresztą też.
A! No i Michał powiedział, że muszę napisać, że w jego bluzie byłem. Owszem, więc, byłem. Bo już nie wiem w co się ubrać, naprawdę.

Długo w Galerii nie siedzieliśmy. Po przyjściu Wojtka postanowiliśmy, że idziemy. Bo nie ma co siedzieć jak te cioty. Tak, czy owak – poszliśmy więc do HotLa. A Jędrek do domu. Nie wszyscy chcieli, niektórzy jeszcze tam nie byli… Ale wyszli zadowoleni. Bo w HotLu jest naprawdę fajnie. W sensie, że się fajnie gra i miło przebywa. Mimo, że ludzi też niedużo, to jednak sympatycznie. No i widziałem wahanie selekcjonera jak zobaczył nas wszystkich. Ale wpuścił. No, ja myślę. Ej a to ciota jest, czy jak?

W HotLu pobaunsowaliśmy i poszliśmy do Utopiji. Jak zwykle zresztą. Przy wejściu Danielek musiał swoje odgadać i jest cudowny i tak. Piszę bloga jak zakoffana 13latka ;) Tak właśnie stwierdziłem.
Oczywiście do Utopii to przyszliśmy nie ot, tak tylko dlatego, że chcieliśmy na Lolę. Michał pierwszy raz widział. Dla mnie to oczywiście już stały punkt programu. I jak zwykle, jak zawsze – Lola była simply the best. Jasne, Gil i ta druga też z Brazylii były świetne i barwne i feeria barw i ruchów omamiała nas cudownie, ale to jednak Lola rządzi. Niepodzielnie. I jak ktoś uważa inaczej – sorry, ale nie wie co mówi.
Danielek szalał z nami – choć z Damianem przede wszystkim. Kto tam jeszcze był? Będę musiał zacząć fotki robić. Naprawdę.

No tak czy owak, Michał poznał Lolę i jakiegoś trzydziestodużolatka. Płacz był (nie mój), Kubuś niegrzeczny momentami ale cudny ogólnie. Brakowało Napalonych jak zawsze…

Wróciliśmy do domu o jakiejś rozsądnej porze nic nie jedząc na mieście. Za to w domu coś przekąsiłem. I spać, spać, spać.

Wstałem rano koło 11, bo na 13 korki u Bartusia. Się umyłem, wyszykowałem, pomalowałem i jadę. Jadę, jadę. Dojeżdżam, dzwonię domofonem… I nikt nie otwiera! Się wkurzyłem, ale troszeczkę tylko. Bo Bartuś jest młody i ładny i mu wybaczam wszystko prawie. Wróciłem więc do domu.

Zostawiłem rzeczy i ruszyłem do klubu Pańska 97. Po co? Po telefon nowy. Bo od 17 jakoś jestem testerem nowej sieci P4. W sensie, że biorę udział w programie nadchodzi4. Mam zajebisty telefon, dużo „kasy” na jego używanie. I niewiele zobowiązań. Mam też nowy numer 0-790… Może nie tak ładny jak mój Simplus, ale i tak mi wszystko jedno. Ważne, że mogę się wyżyć telefonicznie. Wróciłem do domu rad.

A u Piotra (przypomnę – mojego heteroseksualnego współlokatora, który mieszka w pokoju z Michałem) byli goście. I w sumie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że to po raz pierwszy. I to w takiej ilości! Dwu facetów i jedna dziewczyna. No i oni na pewno nie byli z medycyny. Poznałem po butach jednego z nich. I byli, siedzieli, coś chyba oglądali… Dość głośno momentami byli. Naprawdę dziwne doświadczenie.

Tak czy owak, trzeba było się szykować. To już totalnie nie wiedziałem co ubrać. Nic a nic. Ni chuja.
Więc wymyśliłem coś z dupy, co się okazało całkiem ciekawe w efekcie. Ci, co mają bloga na P4 albo profil na GL to se zobaczą ;) Bo dałem fotki oczywiście. Robione moim nowym superwypasionym telefonem ;)

Tym razem na początek Barbie. Bo urodziny Plastikowego Skurwiela. Wielka impreza, feta, święto. Muzycznie średnio, jak poszedł mmikimouse to nudno wręcz. Ale siedziałem z Plastikowym i Damianem na zewnątrz dużo. Biedny Michał znów źle trafił w Barbie na imprezę, która mu się nie podobała. No i ci młodzi chłopcy mu nie pasują.
Ale ten dredzik… Damian, przyznaj? Och… Rozpłynąłem się i zniknąłem jak go zobaczyłam. Damian, MUSISZ zdobyć jego numer :) Nawet jak jest Francuzem, trudno.

Posiedzieliśmy w Barbie do „przed drugą” i poszliśmy do Ciotopii. Ludzi sporo. Naprawdę. Znajomych może nie (z poprzedniego wieczoru tylko Kuba ocalał), ale za to David był i znów był strasznie miły i dał mi naklejkę „Too sexy?”. Ogólnie bardzo miło. Grzegorz był – bardo eftwiwi wyglądał. I potem przyszedł też Damian i Mateusz śliczny, acz pijany strasznie.

Był też Jurek. No i muszę to powiedzieć. Jurek mi chyba przeszedł.
W sensie, że jasne – nadal jest śliczny, bosko się rusza i ma idealną figurę. Ale tego wieczoru specjalnie gdy przechodził obok, udawał że nie widzi, odwracał głowę, coś tam robił. Ja nie chciałem żeby się witał. Bo sam nie wiedziałem jak zareagować jak go zobaczę – co też konsultowałem z kilkoma osobami. I wcale nie uważam za konieczne, żeby mnie ściskał, podawał mi rękę czy łorewa. Ale zachował się tak, że już mi przeszedł.
Naprawdę.

I ja wiem, że Damian ubolewa, bo nie ma teraz kogo przeżywać. No ja wiem, ja wiem.
Na pewno ktoś się znajdzie.

Ale gdy już mieliśmy iść do domu, stała się rzecz niesamowita. Podszedł do mnie jeden znajomy. Taki słaby znajomy – w sensie, że podszedł do mnie kiedyś w Utopii i tak się poznaliśmy, a nasze kontakty ograniczają się właściwie do tego właśnie. No i podchodzi i mówi, że opasek już co prawda zabrakło, ale jeśli mam ochotę na drinka w VIP roomie, to droga wolna. No więc mówię, że dziękuję, bo już muszę iść. Na pewno? Bo on właśnie z Królową rozmawiał i że jak najbardziej mogę. To bardzo miłe i naprawdę ślicznie ślicznie dziękuję, ale muszę już iść. No cóż, szkoda że musisz, ale wiedz, że jesteś tam osobą mile widzianą.

Czy wszyscy zrozumieli?
Tak, tak, tak. Oto Utopia zaprosiła mnie do VIProomu. Po prawie 3 latach bywania – zaprosiła. Nie to, co Barbie, które po 2 latach od początku niemal istnienia nie zauwazyło mojej obecności. Chciałbym podziękować owemu znajomemu jeszcze, ale nie wiem jakie on ma grono czy cokolwiek. Tak czy owak, stało się.
Łoł.

A dzisiaj dla studzenia swojej radości pisałem pracę na zlecenie. O rewolucji kubańskiej – 10 stron.

Wypowiedz się! Skomentuj!