Niby oficjalnie miesiąc ciotodram się zakończył, bo grudzień minął, ale nadal coś jest nie tak, jak powinno być. Nie będę się rozwodził nad tym, dlaczego co i jak i kto z kim. Bo to nie o nich jest ten blog, tylko o mnie, prawda? Więc nie ma sensu pisać. Ale powiem tylko, że mi się to nie podoba. Bo co do niektórych to powiem, że zasługują bardzo na szczęście. Zresztą banałem będzie, jeśli powiem, że w sumie to wszyscy zasługują. No, ale to inna historia. Ja jednak mając na myśli co poniektórych to powiem, że należy się im więcej. Za to, że się starają i chcą i w ogóle. Co do innych zaś, to powiem, że powinni czasem pomyśleć czy alkohol nie przeszkadza w kontaktach międzyludzkich. Bo, umówmy się, większość ciotodram, jakie widuje się na codzień właśnie nim jest spowodowana. I to niedobrze. Bardzo nawet. Bo wiadomo, jak to jest po alkoholu.

I właściwie tyle chciałem powiedzieć gwoli „orędzia do narodu”.
Niczym prymas w dzień rezygnacji abp Wielgusa.

Wczoraj udany wieczór. Zaplanowany i zgodnie z planem wykonany. Owszem, zaspałem na korki, ale za to spotkałem się potem z tym od pracy na zlecenie i powiedział mi, że będzie miał jeszcze jedną. To jednak chyba już pisałem, co? Bo sam nie wiem, gubię się. No, tak czy owak – wieczór zaczął się dość szybko. Wpadli oczywiście Napaleni koło 22. Wypili szampana i Redd’sa zostawionego dzień wcześniej. Namówiłem Michała, żeby też się z nami ruszył. Bo potem by mi mówił, że on chce, że ma potrzebę wyjścia i w ogóle. Więc zgodnie z planem – wybraliśmy się do Galerii.

Podkreślę, że wdrażam teraz PIO, czyli Plan Intensywnego Oszczędzania. Idzie mi nieźle, bo baaaardzo mało wydałem wczoraj. Tyle, co planowałem. W Galerii trzeba było niestety za wstęp płacić jakieś 7 zł, ale w cenie było piwo lub Burn do wyboru. Wszyscy prawie wybraliśmy Burna. I tak sobie chodziliśmy, lansik, baunsik aż się zaczęły znajome ciotki schodzić. M-why, Kuba, Wojtek, Kamil, Asia Gąska i takie tam. Pawła coś nie widuję ostatnio. Aż się stęskniłem.

Dodam, ze wczoraj zaszalałem i miałem mały comming out. W sensie, że musiałem powiedzieć całemu światu: mam cipkę! Dlatego też założyłem koszulkę na ramiączkach ze znaczkiem S i podpisem SUPERGIRL. Ach, niech wiedzą. Koszulka jest śliczna, ma tylko 2 mankamenty: jest malutka i muszę ją nosić na coś, bo inaczej odsłaniałaby mi wszystko. Więc miałem pod spodem czarną zwykłą. Drugi zaś jej minus jest taki, że jest obcisła, a co za tym idzie, widać wszystko, co jest pod spodem, bo dość wyraźnie się zarysowuje… Stąd też musiałem dość poważnie kontrolować swój za gruby brzuch. A wiadomo, że w klubie uwaga rozproszona, bo a to jakiś ładny chłopiec, a to przegiętas na rurce, a to znów wyglądający na nieletniego transseksualista… No i tak jakoś mam nadzieję, że udało mi się w odpowiednich momentach wciągać co trzeba.

W Galerii siedzieliśmy, jak dla mnie, za długo. Ale to Tomek przdłużał, bo potem musiał do domku jechać i chciał choć chwilę jeszcze pobyć z nami. Bo on dzisiaj do pracy szedł i musiał się wyspać, wiadomo. Po Galerii razem z Maćkiem jechali do domów, więc jest jak najbardziej usprawiedliwiony. Ja jednak chciałem już jechać do Barbie. Bo oczywiście plan jest kluczowy, a plan – o czym zresztą pisał wortal JejPerfekcyjnosc.blox.pl – był, jaki był. Tak więc ostatecznie Michał został w Gejlerii z Kubą, Adą i w ogóle a ja pojechał do Barbie. Okazało się, że Robert z Bemowa, który miał wprowadzić Adę (posiadacz karty) gdzieś się rozpłynął i nie powiedział nic dzieciakom, że idzie. No więc ja się umówiłem, że się z nimi zobaczę przed swoim wejściem do Utopii, żeby ich zabrać.

W Barbie jak było? Najpierw przy wejściu Pan Ochroniarz chce 10 zł. To mówię, że jestem na liście. Menager-selekcjoner był wewnątrz, więc listy i tak nie było akurat przy wejściu. Pach Ochroniarz pyta, że od kogo? No to mówię, że od Damiana. Ale on nic nie wie… No, ale w sumie: masz. I dał mi pieczątkę i poszło.
To była godzina taka, że właśnie skończył się szczyt i zaczęło się opuszczanie Barbie. Sporo ludzi więc już nie było, ale 3 ładne cioteczki przegiętaski plus mniej więcej tyle samo młodzieniaszków o raczej heteryckiej orientacji bawiło się tak, że przykuwali moją uwagę. Wyznaję, że nie czuję się w Barbie już tak pewnie, jak czułem się dawniej. W sensie, że kiedyś nie miałbym oporów z pojawieniem się w stroju, w jakim tam byłem, a wczoraj jakoś tak… No nie wiem, niepewnie. Widziałem te dresiki – niewielu, ale jednak i jakoś tak… Nic się nie stało oczywiście, było okej, ale mimo wszystko.

Damianek też szedł do Ciotopii, więc dałem odpowiednio wcześniej znać Kubie i bandzie i na czas zjawili się pod H&M w Centrum. Skąd też żwawym krokiem do U podążyliśmy. Po drodze spotkaliśmy Marcina Czeremisa i jego Adama jak już z klubu wychodzili. Chwilka na ulicy i poszliśmy. Wprowadziłem Adę. O zgrozo, 17letnią numerem „jaka to melodia”. Zaśpiewałem „Impossible” Edytki Górniak. Daniel zadowolony. Ja też.
Impreza najpierw dość drętwa. Potem się rozkręciło tak fajnie. Ale ja już zmęczony byłem.

No i był Jurek. Jurek, Jerzy, Jureczek. Boże, jaki on śliczny. Och ach och! Chcę go na liście znajomych na gronie! Szukałem go w gronie Utopii, ale nie znalazłem. Zresztą nie raz szukałem. A przejrzeć wszystkich 979 osób nie jestem w stanie, więc nie wiem co robić. Jestem dość zdesperowany. W sensie, że chcę, ale nie mogę. Jurku, gdzie jesteś?!

Na koniec imprezy było już całkiem miło, ale naprawdę zmęczony byłam. Supergirl też czasem się męczy, tak, to prawda. Więc po 5 pojechaliśmy z Michałem do domu. I spać, spać, spać. Jeszcze tylko 2 ciotodramy rozwiązywałem i pocieszałem przed położeniem się do łóżka, tak że ostatecznie koło 6:30 leżałem.

Wstałem dziś o 13 jakoś i nic mi się nie chce robić. W sensie, że jestem rozdrażniony dość i wszystko mnie denerwuje. Ale się powstrzymuję, bo zdaję sobie sprawę, że to tylko taki humorek i mi przejdzie. Mam nadzieję.

Gdzie jesteś, Jurku?

Wypowiedz się! Skomentuj!