Krótko znów muszę pisać. Jest 4:51 a ja jestem na nogach od pół godziny. Bo chyba znalazłem pracę. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, to za jakiś tydzień i trochę będę pracował w tvn24 przy pisaniu tzw. scrollera czyli paska na dole ekranu oraz tworzeniu tych wszystkich podpisów pod ludźmi. Ot, tyle.

Wczoraj byłem z Moni w Factory. Jezu, jak tam się szybko dojeżdża! Aż w szoku byłem :) No, ale dotarliśmy, chwilkę błądziliśmy z powodu nieznajomości Ursusa, aż trafiliśmy do wymarzoneg Factory. Z najważniejszych rzeczy, to powiem, że po 1. Napaleni zrobili mi SMSową scenę, że im nie powiedziałem o tym, że jadę, po 2. ludzie pracujący w tamtejszym punkcie z kawą i pączkami się tam totalnie nie nadają, a po 3. kupiłem sobie 3 pary rajstop ślicznych na najbliższe okazje. Na dziś także.

Prosto z Factory szliśmy na dworzec, ale zahaczyliśmy o jakąś spelunę, gdzie zjedliśmy – przyznaję – całkiem smaczny obiadek. Nie narzekam na to jedzonko, bo ani drogie, ani nic z tych rzeczy. Jasne, spelunka dość hardcore’owa – ale komputer z internetem był (5 zł za godzię, klawiatura owinięta folią) i płacić kartą można. Czyli „z tradycją w nowoczesność”.
Jeśli o karty idzie, to spłaciłem kredytową! :) Mam znów full debet avaible ;)

Prosto z Factory udałem się pod tvn, gdzie znajomy wprowadził mnie do budynku (bramka z wykrywaczem metalu, pa ochroniarz z takowym urządzeniem także, skanowanie zawartości torby, wydawanie przepustki…) a potem się zaczęło. Mnóstwo informacji, nazwisk, zadań. Praca 4 razy w tygodniu po 8 godzin. Tak, dam radę. Pod warunkiem, że całkowicie zrezygnuję z życia prywatnego. Co będzie nawet dla mnie korzystne. Bo ostatnio coś mi się zaczął „okres słabostek” i mi w głowie jakieś Damiany, Łukasze i takie tam… Czas z tym skończyć i wrócić do normalności. Mimo, że JOY twierdzi, że 3 grudnia będę miał najlepszy seks w życiu (a na pewno w tym roku).

Po tvnie udałem się do Rasmusa. Nie chciało mi się, ale powiedział, że mnie nakarmi. Więc ruszyłem. Posiedziałem do „po 22”, zjadłem makaron z sosem, herbatkę dobrą wypiłem i potem Michał był na tyle uprzejmy, że mnie odwiózł do domku. Thank you, SC Johnson!

Powinienem jeszcze dużo napisać, ale jest już 4:59, a ja o 5:14 mam tramwaj, więc zaraz muszę iść…
Dziś wieczorem: domówka u Daniela, być może wypad do Toro, na pewno wypad do Utopii i będę miał na sobie śliczny golfik, paseczek i w ogóle och ach :)

Wypowiedz się! Skomentuj!