Kocha! Wciąż kocha!
Szybka relacja. Ostatnio tylko takie powstają… No, ale cóż – takie życie ostatnimi czasy. Mam nadzieję, że się uspokoi za jakiś czas. Musi, kurcze!
W piątek – boże, to było wczoraj! a mam wrażenie, jakby wieki od tego czasu minęły! – poszedłem sobie grzecznie na zajęcia. Najpierw – nudne zajęcia (w założeniu), które zawsze okazują się pasjonującą dyskusją – głównie między prowadzącą, mną a jednym kolegą w okularach. Śmieszny on taki. Ładny nawet, ale w ogóle nie w tych kategoriach o nim myślę. Jest taki… śmieszny. Myślę, że chciałbym mieć takiego znajomego, jak on. Na gronie też źle by nie wyglądał.
Potem kolejne zajęcia – tym razem na dziennikarstwie. (Swoją drogą… jak ja dawno o zajęciach na blogu nie pisałem!) Te zajęcia to informacja dziennikarska – niby, że jedyne praktyczne zajęcia na tych studiach. Prowadząca oddawała nam nasze teksty – ja dałem jej jako swoją pracę, tekst o Mateuszu. „Mateusz trójjedyny” – uważam, że niezły – tym bardziej, że temat jest fajny i historia ciekawa. Uważam, że udało mi się nie zepsuć. A to sukces. Tym bardziej, że pierwszy raz pisałem takie human story. No i powiedziała tylko – świetny tekst. Gratuluję panu. I takie tam. Zaproponowała na koniec, że może go opublikować w swojej gazecie. Ogólnopolskiej, dodam.
No cóż… zobaczymy. Myślę o publikacji, przyznaję, ale chyba w jakiejś Większej i Poważniejszej gazecie.
Z zajęć szybko pobiegłem na socjologię. Miało być cotygodniowe posiedzenie Zarządu Samorządu. Ale nie było. No cóż, był taki burdel i bałagan, że nic z tego nie wyszło. Wszyscy zajęli się głupotami – drukowaniem plakatów, biletów na mikołajki (mojego autorstwa) i innymi takimi bzdurami. Zamiast ustalić kilka konkretów. Eh, szkoda.
Potem miałem mieć zajęcia, ale nie miałem. Więc poszedłem „na miasto”, bo na moją prośbę Michał przywiózł na Centralny perukę, którą miałem oddać tego dnia Marcinowi młodemu, a o której zapomniałem. Po drodze spotkałem Krzysztofa – kolegę ode mnie z uczelni. Zaprosił do siebie. A że nie miałem zajęć, zapowiedziałem, że wpadnę. Odebrałem tylko perukę i pojechałem na Pole Mokotowskie. Trafiłem w sumie bez problemu do Krzyśka – choć byłem u niego pierwszy raz. No i posiedzieliśmy, pogadaliśmy – chciałem go zachęcić do pracy społecznej, ale… on nie chce. Obawiam się, że jeden z projektów przygotowywanych przez Samorząd działań sczeźnie na niczym właśnie dlatego, że pozostali członkowie Zarządu za bardzo liczą na społeczne wsparcie studentów. Zobaczymy.
Spotkanie było dłuższe niż planowałem, bo Marcin przełożył nasz meeting. Tym lepiej. Ale wkońcu dotarłem na Świętokrzyską i spotkałem się z nim. Wyglądał, jak zawsze, świetnie. I cudownie wyglądał kołnierzyk tej czarnej koszuli, którą miał pod bluzą. Cudownie. Pochodziliśmy trochę. Ale nie było gdzie się ulokować, więc wylądowaliśmy w KFC naprzeciw DH Smyk. Trudno ;)
No tak czy owak – oddałem perukę, a potem w rozmowie Marcin wrócił do takiego tematu, o którym ja – naprawdę i szczerze – zapomniałem już dawno, dawno. Chodziło o sytuację sprzed mniej więcej roku (dokładnie – z grudnia 2005), kiedy była mała ciotodrama między nami. Marcin wtedy nazwał mnie dość ostrymi słowami z powodu informacji, jakie dotarły do niego, a które jakoby ja miałem rozpowszechniać. Umieścił wtedy komentarz pod moim blogiem. I w ogóle. Wczoraj opowiadał o tym, że może ciut zbyt emocjonalnie zareagował. W dyskusji miałem wrażenie, że to dość istotna dla niego sprawa. Ja już dawno uważałem temat za zakończony…
Potem pojechałem do domku. Odpoczynek.
A u Michała są znajomi – dwie koleżanki i brat cioteczny. No i jest tłoczno, ale sympatycznie. Mieli maraton filmowy w nocy. A ja oczywiście się wybrałem. Do Utopii, żeby nie było wątpliwości. W nocnym spotkałem Izę z jej nową koleżanką (chyba ktoś żartował, jeśli myślał, ze będę pamiętał imię…) Ciągnęły mnie do Galerii, ale stwierdziłem, że nie będzie potem mi się chciało do Utopii przemieszczać. I od razu tam poszedłem. Na miejscu zaś – pustka!
Ponoć dlatego, że Doda występowała w Undergroundzie i tam wszystkie cioty poszły. Nie wiem, możliwe. Tak czy owak, jak już po chwili miałem się zbierać i do tej nieszczęsnej Galerii iść, okazało się, że przychodzą znajomi. Asia, Kamil i ich znajomy. Potem przyszedł Jacek z Borysem oraz Marcin zwany Grubym. I Sis, i jej eks. I w ogóle zaczęło się zbierać ciotowarzystwo. Paweł był z Gosią swoją i jakimś dziwnym panem. Kuba potem dołączył – zgodnie z zapowiedzią – z Pawłem długowłosym i Arkiem-z-daleka, który wpadł na weekend do Wawy. Był David, który zachowywał się wobec mnie przecudownie. Przeszarmancko. Świetnie. Całował mnie po dłoniach, był no po prostu cudowny. Naprawdę.
Potem zjawił się też Jędrek ze swoim e-kochankiem, który staje się teraz chyba jego naprawdę kochankiem. No, za wcześnie na takie słowa, ale wczoraj za rękę się trzymali i w ogóle. Lovely.
No i jeszcze do tego wszystkiego zjawił się Marcin Edge z May Onem.
A ja się bawiłem. Włóczyłem się między znajomymi, zagadywałem, zachęcałem do zabawy… M-why się zjawił! Po wielkiej przerwie. Był też ten taki śliczny chłopiec, którego znam w sumie, ale którego imienia nie pamiętam. Nawet gadaliśmy chwilę dłuższą, ale jakoś nie mogłem sobie za nic przypomnieć jak ma na imię. A szkoda, bo śliczny on.
Wczoraj w ogóle był taki wieczór, że wszyscy się poważnie zajebali. Jak jeden mąż. Pawełek, Gosia, Paweł, Arek, Kuba… ogólnie: wszyscy.
Wróciłem do domku nocnym. I tutaj: niespodzianka – znów spotkałem Izę z tą jej nową koleżanką!!! Wracaliśmy znów razem nocnym. W domku byłem koło 5:10. Chwilę potem już spałem. O 10:10 pobudka. Jadę zaraz na koreczki. Potem odbieram gazetę z drukarni – zawiozę ją od razu na socjologię i schowam sobie do poniedziałku, żebym nie musiał się z tym pierdolić od rana pojutrze. Będzie na miejscu już. No a potem chcę na zakupki! Koniecznie! Bo lodówka (a właściwie moje w niej zasoby) zaczyna się wypróżniać w bardzo szybkim tempie.
Co dzisiaj? Clubbing. I to chyba w większym towarzystwie. Ciocia się bawi. I chuj.
Tararara – gra gitarrrra. Musiałem to napisać. A Daniel na pytanie, czy już mnie nie kocha, powiedział, że nic się nie zmieniło i nadal mnie bardzo kocha.
A co to jest ciotodrama? ;-)
Przyznam, ze ta sprawa była dla mnie dość istotna bo to był początek mojego wchodzenia w ten dziwny świat (do którego i tak już chcąc nie chcac należę) Dlatego właśnie pozostawiłem pamiętny komentarz.
Ale mnie tak naprawdę interesował problem niewspómierności, która zachodzi pomiedzy subiektywnym, moim własnym mniemaniem o sobie a oceną dokonaną przez innych ludzi. Najdrobniejszy fakt może być rozmaicie traktowany i interpretowany, rzeczy pozornie błahe mogą mieć- z perspektywy- zasadnicze znaczenie…albo co ja będę się tlumaczyl
Powiedziałem: (zaznacze ze to była informacja dla Ciebie, Ty uznales poruszyc ten temat na blogu) ze jesteś hipokrytą, obłudnikiem, toksycznym człowiekiem- obstukcja słowna w najgorszym wydaniu;-)
Teraz mija prawie rok i mam inne zdanie
NIE JESTEŚ hipokrytą
NIE JESTEŚ obłudny
NIE JESTEŚ toksyczny
Powiedziałem Ci to w piątek osobiście i obiecałem, ze napisze to na blogu… uważam, ze to mój obowiązek. Mój stosunek do Ciebie jest bardzo pozytywny co nie znaczy jeszcze ze pełen entuzjazmu. Teraz dwa razy pomysle zanim….nic nie powiem…co pewnie będzie trunde znając swój niereformowalny i cięty jezyk.
Pozdrawiam
Mój przyjazd sie oczywiście oddalił z powodu braku funduszy…
Niedługo Twe artukuły będą wszędzie. Będziesz sławny i bogaty : ]
Doda jedna zapewne przyciąga niczym ta druga : ]
-> bardzo stary marcin
To, co przeżywałeś w grudniu ub. roku :P
Obiecałeś, zaiste, i słowa dotrzymałeś. Dziękuję za słowność, choć wiesz, że nie uważałem tego za konieczne :)
-> niewyzyty
Co było do przewidzenia :)
Nie będę sławny i bogaty. Będę albo sławny albo bogaty. Stawiam na to pierwsze.