Niemebel
I już po imprezie. Przynajmniej dla mnie. Jest 1:45 a ja jestem w domku, już bez makijażu, rozebrany. Prawie gotów do snu.
Co się stało?
Wczoraj rozmawiałem w Utopii z Damianem, który akurat przyszedł po zakończeniu dyżuru w Barbie. I powiedział mi w tajemnicy, że przepustką do private-roomu, czy też vip-roomu jak chcą niektórzy w Barbie podczas urodzin będzie pieczątka z napisem… „mebel”. Bo tak w Barbie mówi się na stałych bywalców. Mebel. Powiedziałem Damianowi, że ja i tak tej pieczątki nie dostanę. On oczywiście się zdziwił, niemalże oburzył i żartobliwie stwierdził, że ja powinienem dostać pieczątkę „Cola-ra”.
Przyznaję, że miałem nadzieję, że będzie inaczej. Że dostanę tę głupią pieczątkę.
Ale ja nigdy nie byłem meblem w Barbie. Mimo, że za dwa tygodnie miną dwa lata od mojej pierwszej tam wizyty, to nigdy nie stałem się meblem. Nigdy nie zadawałem się z innymi stałymi bywalcami, nie chodziłem pić pod ministerstwo, nie spędzałem czasu w Mercer’s na kawie z nimi.
To po prostu strasznie smutne. Że d dwu lat stoję właściwie średnio przynajmniej raz w tygodniu (w średnią wliczam też wakacje, gdy w ogóle nie ma mnie w Warszawie) w tym samym miejscu – nieopodal schodów prowadzących do miejsc siedzących i że nikt mnie w tym czasie nie zauważył. Że przez te dwa lata nikt mnie nie zaakceptował. I nie mam na myśli klientów Barbie, bo oni się zmieniają. Nie mam nawet na myśli innych Mebli, bo to nie ich zadanie. Ale że nikt z decydujących o tym, co się dzieje w Barbie nie zauważył mnie stojącego właśnie tam przy schodach. Smutno mi, bo miałem cichą nadzieję, że jednak gdy się dziś pojawię, menager pomyśli sobie: „Ej, kurwa, przecież on tu jest od początku!” Nie pomyślał.
W sumie wiedziałem o tym od dawna. Że nie jestem Meblem. Że nie jestem tam zaakceptowany. Ale dziś przekonałem się o tym ostatecznie. I dlatego nie sądzę, żeby moja noga przekroczyła w Barbie próg zbyt szybko. Jeśli kiedykolwiek jeszcze się tam pojawi. Z psychologicznego i socjologicznego puktu widzenia wiem, że potrzeba przynależności i akceptacji jest jedną z najważniejszych i konstytutywnych cech człowieka. I dlatego płakałem siedząc na ławce na przeciw PKiN w oczekiwaniu na autbus nocny linii 605.
Głupia ciota, się przejmuje. Głupią pieczątką.
Może i tak. Ale postanowiłem wyjść – nie musiałem się z nikim żegnać nawet, bo wszyscy znajomi wybyli gdzieś – najpewniej pod ministerstwo. Impreza trwa, show must go on, nic się nie zmieniło. Nikt nawet nie zauważył, że jest o jeden niemebel mniej.
Ciotodramatyczne się robi.
Chyba jeszcze nigdy nie musiałem się powstrzymywać od łez w jakimkolwiek klubie. Tak sobie tańczyłem w Barbie, świadom, że to moje z tym klubem pożegnanie, patrzyłem po raz ostatni najpewniej na tych ślicznych młodowyglądających chłopców, na te charakterystyczne wizualizacje nad barem, na tego nagiego niemalże odważnego chłopca w samych stringach na barze i wszystkich tańczących koło niego, na didżejkę i DJa, który akurat miksował jakiś hit. I było mi źle.
Zastanawiałem się, czy na gronie Barbie napisać chociaż „żegnajcie” czy „żegnaj, barbie”. Ale… nie. I tak nikt nie zauważy. Poza tym potem Paweł wypomni mi, że znów jestem patetyczny.
Dwa lata. Nikt mnie nie zauważył.
Głupia ciota.
Zmiana muzyki na blogu. Roxette – Stars. Przebój stary, ale jakoś mi dzisiaj podszedł.
you keep on walkin’ on the other side
other side, other side
you keep on walkin’ on the other side
other side, other side
wherever you go, i’m going with you
shouldn’t you know i’m bound to follow
whatever you say, whatever you do
i give you a clue, i’m gonna follow
and the stars will show
where the waters flow
where the gardens grow
that’s where i’ll meet you
why don’t you let me, let me come along
na na na, na na na
why don’t you open, make me come along
na na na, na na na
wherever you go, i’m going for you
oh, i was truly born to follow
like fire and wood and paper and glue
only a few were born to follow
and the stars will show
where the waters flow
where the gardens grow
that’s where i’ll meet you
and the sun will glow
melting all the snow
knowing all i know
that’s where i’ll meet you
stars will show
where the waters flow
where the gardens grow
that’s where i’ll meet you
and the sun will glow
melting all the snow
knowing all i know
that’s where i’ll meet you
and the stars will show
every breeze will blow
knowing all i know
that’s where i’ll meet you
tylko glupie cioty przejmuja sie, ze nie sa meblami. ale sam juz do tego doszedles, wiec jest ok.
:)
o buu.
Przykro.
Mariuszu!!!!! No proszę Cię. Jak Ty w ogóle możesz tak pisać, meeeegabezsensu, megamega. Ja Cię zauważam, zawszezawsze. buzibuzi.
-> jeffrey
A może jestem głupią ciotą?
-> b
O be.
-> niewyzyty
Owszem.
-> gąska
To miłe co piszesz. Ale nie zawsze. Czasem jesteś pijana.
Mariuszu zauważ że my Cię zauważamy.
A zresztą nie-chciałbym być jakimś tam poprostu meblem.
-> Jakub.
Tak, wiem.
Dlatego Was nie opuszczam.
To smutne, że rozwalił się różowy domek z kart z powodu jednej pieczątki. A ja zawsze myślałem, że akurat Ty nie przywiązujesz się do tego, jak jesteś postrzegany przez „kogoś tam”, bo w końcu to „ktoś tam” o tym decydował.
-> Pawełek
Oszalałeś. Jaki domek z kart? :)
Po prostu opuszczam miejsce, gdzie nikomu i tak nie byłem potrzebny i gdzie nikt nie zauważył mojej obecności przez dwa lata. To wszystko.
„A ja zawsze myślałem, że akurat Ty nie przywiązujesz się…” – to ciekawa zmiana, bo zawsze mi powtarzasz, że właśnie mi w takie rzeczy nie wierzysz :P
ja w sumie czasem rzeczywiście, ale to nie jest intencjonalnewtedy. mam po prostu oraniczoną percepcję.
ale buźbuźbuź.
->DUZYformat
może jesteś. a może nie jesteś. nie znam Cię, to nie wiem.
ale nawet jeśli jesteś, to przynajmniej jesteś głupią ciotą z jednym z najładniejszych layoutów jakie widziałem.
-> gąska
Niezauważanie zazwyczaj jest nieintencjonalne. Gdy jest intencjonalne, staje się unikaniem lub ignorowaniem.
-> jeffrey
Szablon robi dla mnie zawsze mój zdolny młody znajomy z Łodzi. Jest dla mnie bogiem, jeśli idzie o graficzno-html’owe sprawy. Dlatego daję mu czasem zarobić :)
Tak tak, pisałem z ironią. W każdym razie uważam, że to płytkie i mega-powierzchowne – płacz z takich powodów.
buź buź buź buź
-> Firenzo
Cieszę się, że czujesz się władny oceniać co winno być w moim życiu ważne, a co płytkie ;)
-> gąska
Tyle zarazków?! ;)
Zawsze mi się wydawało, ze bardzo lubisz chodzić do Barnbie, i że to dla Ciebie wążne miejsce. Jeżeli tak, to moimzdaniem nie powinieneś się przejmowac, nawet jeżeli to zamierzona akcja, tylko „trwać na posterunku”. Klasa. Clear?
nie martw się! u mnie w pokoju jest mało mebli i każdy nowy się przyda… ja Cię dostrzegam i cenię, pamiętaj.
-> lucien
Klasą jest wiedzieć, kiedy odejść.
To oczywiste, że lubię Barbie. Spędzałem tam każdy weekend :)
-> Michał
To nie chodzi, że ja się czuję niezauważony przez Was wszystkich. Czuję się. Bez obaw. Mi chodzi tylko o Barbie.
No ciekawe jak to dlugo potrwa:P Do_zobaczenia w Barbi:D
Po prostu nie wydaje mi się, żeby pieczątka miała takie wielkie znaczenie. To nawet trochę żałośnie wygląda.
Nie płacz. Meblem nie jesteś, ale masz ich mnóstwo w okół. Tyle, że domku, a nie w Barbie. Albo idź do Ikei. Tylko pamiętaj, że nawet gdybyś chciał to i tak krzesłem się nie staniesz.
a ja bym sobie zyczyl tzw nowa notke.
-> TEN KTORY WIE
Do zobaczenia.
-> Pawełek
Owszem, żałośnie. Pieczątka to tylko symbol.
-> grac
Nie płaczę. Krzesłem nie chciałem.
-> jeffrey
Wszystko w swoim czasie :P
To troche konformistyczne podejscie. Przywiazanie do symboli nigdy do mnie nie trafiało.