Maciek powiedział, że wyglądam 'jak fashion victim’. Upewniłem się – to był komplement. Powiedział mi to dzisiaj, gdy maszerowaliśmy ramię-w-ramię podczas pochodu Platformy Obywatelskiej ulicami Warszawy. W sumie to jedną ulicą :) Ale zawsze coś. Poszliśmy o 11:30, mimo że nieco byliśmy padnięci. Tym bardziej, że poszliśmy spać o 7 rano. No, chwilkę przed. A fashion victim odnosiło się do mojego stroju, który notabene był niemal identyczny wczoraj na imprezach, jak i dzisiaj podczas marszów. Miałem na sobie spodnie po Piotrku (możecie sobie wyobrazić, że były… wąskie), buty od Moniki – koleżanki Kuby (wysokie glany) plus różową koszulkę. Och, ponoc wyglądałem jak ciota. Ale ja tam nie wiem.
Ważne, że się dobrze czułem w tym.

Zaraz po manifestacji miałem spotkanie redakcji. W sensie, że nie tylko 'starego’ składu, ale także nowych osób. Przyszy 4 osoby, ale jedna dodatkowa pisała od razu, że nie będzie mogła wpaść, bo nie ma jej w Warszawie w weekend. Czyli 5 nowych osób. Żeby chociaż 3 zostały – będzie idealnie. Szkoda byłoby, gdyby mniej przetrwało. Przecież nie jestem aż tak despotyczny i wymagający, prawda?

Ale wracając do spraw nieco bardziej weekendowych. Wczorajszy dzień imprez rozpoczął się o 22. Wpadłem do Barbie, coby pieczątkę dostać. Niepotrzebnie w sumie, bo potem już do Barbie nie dotarłem. No, ale nigdy nic nie wiadomo. Poszedłem z Kubą, jego znajomym (jak on miał na imię?!) i niejakim Massimo, czyli Włochem, który wpadł do Warszawy na weekend do Daniela. Daniel to taki blondyn, z którym Jakub ostatnimi czasy utrzymuje pewne bliższe relacje. Czy coś.
U Daniela był oczywiście Mateusz. Który ma dość specyficzne usposobienie. Słowo 'specyficzne’ jest eufemizmem. Posiedziałem z nimi niezbyt długo. Z powodów kilku. Tak naprawdę miałem w ogóle nie iść – ale Kuba nalegał. Poznałem co prawda kilka osób, a to zawsze wzbogaca. Zjadłem dwa małe rogaliki z czekoladą. Całkiem smaczne. Ale to zamin dotarłem. U Daniela nie jadłem nic. Wystarczy węglowodanów na jeden dzień.
Poza tym chłopcy spotkali się m.in. po to, by wypić coś-niecoś zanim wyjdą na imprezę. A w takim towarzystwie nie czuję się najlepiej będąc jedynym niepijącym. No, tym bardziej, że ich nie znam.

Po 23 poszedlem na przystanek, gdzie odpowadził mnie wesół Kuba. Pojechałem do Galerii. Gdzie oczywiście Napaleni z Izą już byli i szaleli. Urodziny w końcu. Wywołałem zamieszanie już na wejściu, bo Piotrek nie chciał mnie wpuścić, dopóki mu nie powiem skąd mam „takie zajebiste buty”. Ha, pożyczone :) Niech żyje Monika! :)
W środku rzeczywiście było inaczej niż zwykle. Impreza trwała, wszyscy się bawili, drag-queen „śpiewały”, wszystko okej. Pobawiliśmy się dość długo, bo Tomek uganiał się za takim jednym chłopcem… Nie, no dwoma… Trzema. Tak, trzema w sumie.
Potem od razu do Ciotopii się usunęliśmy.

Przy wejściu zatrzymał mnie Daniel słowami: „Widzę kolejną odsłonę…” No tak, kolejna. Nie ostatnia. Chociaż mam problemy z załatwieniem tego, co chciałbym wykorzystać przy najbliższej sesji fotograficznej. Ale dam radę. Ja bym nie dał?!

Powinienem napisać dużo więcej – o studiach, mieszkaniu, odwiedzinach Sebastiana-Arka i Michała… ale jest 21:09, a ja za 11 min wychodzę… Więc w następnej blotce zobowiązuję się nadrobić wszystko. Obiecuję.

Wypowiedz się! Skomentuj!