Rok akademicki zaczął się na całego. Co oczywiście nie przeszkadza mi w tym, żeby wieść życie swobodne i luźne, jak zwykle. Wszyscy znają moje podejście do życia. Nie ma się co stresować, bo stres nie służy urodzie, a jak się ma marną, to nie ma co jeszcze jej pogarszać.

Codziennie coś się dzieje. Najpierw w poniedziałek nadal nie wywalili mnie z seminarium, na którym jest za dużo ludzi. Wywalą mnie, coś czuję, bo na to też liczy prowadzący, że prędzej czy później odpadniemy. Ja się nie dam. Odkąd wymyśliłem, że zależy mi na punktach ECTS w związku z próbą zaliczenia dwu lat w przyszłym roku, nie dam się. Muszę mieć dużo. Dużo, dużo.

W poniedziałek po zajęciach wpadła do mnie Moni… I tak się zaczęło. Bo Moni wpadła niby ot-tak sobie. Ale ale… Najpierw coś zjedliśmy, a potem… Potem się okazało, że mam w lodówce wciąż wermuta… No i powiem tylko, że już go nie mam. To wszystko Moni oczywiście. Ja się wyprę i na nią wszystko zrzucę. To ona, to ona, to ona.
Ale za to jakie mi piękne wrzosy przyniosła :) Niemalże różowe… No, właściwie to buraczkowe, ale to też jakiś odcień różu.

No tak czy owak, wtorek zaczął się spokojnie, bo spać mogłem nieco dłużej. Gdyby nie to, że potem w kolejce do sekretariatu Instytutu Dziennikarstwa stałem ponad 40 minut, to w sumie byłbym zadowolony. Oddałem w końcu indeksy. Oba. I trzy podania. W tym jedno o warunek. A chuj, niech się pierdolą. Nie chce mi się z nimi srać teraz. Mam ważniejsze sprawy na głowie. Za to złożyłem podanie o rozłożenie opłaty 350 zł na dziesięc miesięcznych rat :> Nawet jak odrzucą, to po prostu powiem mamie, że rok kosztuje te 350 zł więcej. I tyle. Nie powiem jej o warunku. Bo i po co? Niech się nie stresuje niepotrzebnie. A ja i tak czuję, że zaliczą mi ćwiczenia prowadzące „ot, tak”.

Zaczęły się zajęcia z moim ulubionym doktorem N. 'Ciało i transgresja: od pornografii do masakry’. No i jak na coś takiego nie chodzić? Podobnie jak ja stwierdziło jakieś 60 osób. Więc żeby sobie miejsce zapewnić – zgłosiłem się już do pierwszego referatu. I mam go. A temat? 'Homoseksualizm grecki’. Bez komentarza :)
Robię się monotematyczny na tych studiach. I na tych drugich też. Ale to się ładnie nazywa „zainteresowanie badawcze”. Czy jakoś tak.

We wtorek wieczorem nie odmówiłem sobie Barbie. Wpadłem koło 23. Kuba Duży też był. Muzycznie było fajnie, bo Mmikimaus grał. A ja ostatnio go polubiłem. Zwłaszcza, jak się ze mną wita wchodząc do Barbie. To takie… fabulous.
W końcu zawsze piszę na gronie Barbie – „można podejść i się przywitać”. To skorzystał. Zresztą jakaś Majka potem też skorzystała, jak wychodziłem co prawda, ale liczy się. Kuba dość szybko wyszedł, ale… Ale… W Barbie był ten śliczny Damianek, którego w Utopii nie raz podziwiałem i który mnie ostatnio na gronie znalazł :> Wyglądał jak zawsze dobrze. Ma śliczne oczy. Chyba już to mówiłem.

Posiedziałem w Barbie do 2. Dostałem płytę-zaproszenie na urodziny Barbie. Oczywiście, że będę. Ten klub to ja. Powstał miesiąc po moim przybyciu do stolicy. Więc jest moim równo-warszawo-latkiem. Oh, jakie to sexi.

Poszedłem spać o 2:20, a wstałem o 6:20. Czyli krótka noc. A potem zajęcia. Nudy, nudy. Ostatni wykład sobie darowałem, za to wpadłem do BUWu po ponadsześćsetstronnicową książkę w twardej oprawie. Ludzi pojebało, żeby takie wielgachne książki robić w twardej oprawie. Toż to już jest wystarczająco ciężkie. Jakoś jednak dotargałem do domu, a na poniedziałek muszę spoooory ponaddwustustronnicowy fragment przeczytać. Ja bym nie przeczytał?!

Wróciłem do domu, zamówiłem pizzę. I zgrzeszyłem. Ale nie powiem jak. Bo aż się wstydzę. Tak, czy owak – z tego wypadałoby się chyba wyspowiadać… Mam zakaz jedzenia pizzy i innych tucząco-kalorycznych rzeczy przez najbliższy miesiąc. Conajmniej.

Wieczorem zadzwonił Kuba Duży. Czy nie chcę iść na imprezę z okazji 5lecia Kampanii Przeciw Homofobii. Nie planowałem, ale w sumie…
Poszedłem. Był też Daniel i długowłosy Paweł. Posiedzieliśmy, obejrzałem Żaklinę (przyznaję: ona się rozwija, naprawdę), posłuchaliśmy Fiolki, pośmialiśmy się z Urbana (opalił się bardzo), Gadzinowskiego (on zawsze był opalony) i Borowskiego (zmył się pod osłoną nocy). A potem Daniel zrobił coś bardzo miłego. Odwiózł Kubę do domu, przy okazji podrzucił jakiegoś… jak mu tam było? A na koniec odwiózł mnie. To bardzo sympatyczne.
Poza tym – potwierdzam – zmieniam zdanie o Danielu. Na plus. I mam swoje powody.

Dzisiaj idę na 12. Potem powinienem mieć korki, ale dziewczyna odwołała. Kurwa, 80 zł mniej. Dam radę. Za karę wysłałem jej duuuuuże zadanie domowe. Niech ma. A jeśli o korki idzie – z Berlitza dzwonili, że jednak nie, że dziękują, że zapraszają za rok. Mili byli przynajmniej. A w sobotę idę na moje pierwsze w tym roku korki z WOSu :) Śmiesznie. 30 zł za godzinę mówienia o niczym. Tzn. pierwsza lekcja chyba będzie i tak pokazowa. No, ale stały klient to skarb. Do tego to uczeń 2 klasy liceum, więc zawsze pozostaje nadzieja, że chociaż ładny będzie.
W tym miesiącu chyba nie dostanę telefonu do testowania. To niedobrze. Kasy mniej.

Dzisiaj idę za to kupić buty. Muszę w końcu jakieś mieć na malutkim obcasie. A naprawdę nie jest łatwo znaleźć. Wszyscy do KDT odsyłają, więc pójdę. Zobaczymy, czy tam znajdę coś konkretnego. Muszę. Muszę!
Co prawda widziałem w internecie śliczne kozaczki czarne, ale za 649 zł :/ Więc pierdolę takie kozaki.

Zapowiada się ciekawy weekend imprezowy. I nie tylko. Do tego korki, chyba składanie gazety, referaty, czytanie, zadanie domowe, szykowanie plakatów wyborczych (bo oficjalnie startuję w wyborach do Zarządu Samorzadu Studentów Socjologii i mooooooże, choć to nic pewnego – w wyborach do Zarządu Samorządu Studentów Dziennikarstwa). Mam w chuja roboty, ale w ogóle mnie to nie przeraża.
Ja bym nie dał rady?!

Jutro fryzjer. Tego się boję. Jak zawsze.

Wypowiedz się! Skomentuj!