Nadrabiam, nadrabiam. Po pierwsze – byłem na urodzinach Utopii, po drugie – wygrałem wybory, po trzecie – ruszyłem z protestem wyborczym na dziennikarstwie, po czwarte – Floor-Sitting Party już w piątek, po piąte – w niedzielę jadę do domu.
A teraz po kolei.

Urodziny Utopii były, owszem, udane. Było przezajebiście tłoczno. Naprawdę przezajebiście tłoczno. Był taki moment. Takie kilka chwil, kilka minut, że cały klub stanął w miejscu i nikt nie był w stanie się ruszyć. Wszystko się zakorkowało – od chill-outu aż do wyjścia. Stanęło, zastygło, zablokowało się. Ludzie próbowali przejść w jedną lub w drugą stronę, ale nic z tego nie wychodziło. Straszne. Nie wyobrażacie sobie. Makijaż po mnie spływał.

Oczywiście zanim weszliśmy do wyjątkowo ślicznie ozdobionego wtedy wejścia – ten sześcian z neonów przed wejściem był superpomysłem! – musieliśmy zaczekać. Bo już wtedy była kolejka. Wcześniej byliśmy u Jego Faceta w domu, szykowaliśmy się, wygłupialiśmy, oni pili, jedliśmy… Takie tam. No a przed Utopią przyszło nam czekać dobre 4 minuty. To chyba niedużo, zważywszy, że np. Sebastian z Michałem spędzili tam ponad pół godziny, ale i tak dużo jak dla mnie. Wszyscy wiedzą, że ja nie lubię kolejek. Poza tym Bauman twierdzi, że dzisiaj o pozycji społecznej decyzuje to, jak mało czasu mija od momentu zachcianki do jej realizacji. Ci, którzy mają ten czas zminimalizowany do zera – są na szczycie drabiny społecznej, a im więcej nam to czasu zabiera, tym niżej jesteśmy. Więc te 4 minuty to dla mnie i tak sporo. Bo byli ludzie, którzy wchodzili bez problemu.

Poza dzikimi tłumami było kilkoro znajomych. Jak zwykle. Ja złapałem fazę na Dodę. I wszystko mówiłem po dodowemu. Sis też podłapała (w końcu to Sis moja, więc szybko łapie) i razem dodowałyśmy, wkurwiając wszystkich dokoła. Jak zwykle. Sis jak nie wkurwia wszystkich dodowaniem, to robi to swoją wrodzoną złośliwością i bardzo bardzo ciętym językiem. Więc miałyśmy Unterhaltung i Spass.
Spotkałem znajomą z socjologii/dziennikarstwa (też równoległa) i jednego takiego z socjologii, co to wygląda jak ciota z cyklu „zdrowa żywność”, ale nie wiem czy jest ciotą. I się nie znamy oficjalnie, więc tylko mu skinąłem. Trzeba dbać o elektorat, nie?

W ogóle to miałem iść w sukience. Ale nie poszedłem. Bo stwierdziłem, że będzie mi za gorąco, a poza tym Napaleni stwiedzili, że czegoś mi brakuje w stroju. I dlatego nie poszedłem w nim. Co nie znaczy, że go odrzucam. Spokojnie, musi poczekać, ja muszę dojrzeć, spokojnie.
Ach, no i oczywiście muszę napisać, że Napaleni się VIPowali. W sensie, że dostali opaseczki i w VIPie siedzili. Och, ach jakie to ef-żi, prawda? Bo teraz się mówi „ef-żi”. Ja nie dostałem, bo nie znam znajomego, który im dał. W sensie, że znam, ale nie znam i on na mnie nie leci. Bo któż w ogóle leci? ;) A na nich chyba trochę tak. Czy coś tam. Nieważne. Ważne, że się VIPowali, a Tomeczek się… kilka razy źle poczuł. I wszystko jasne.

Bawiliśmy się… nie wiem do której. Nie pamiętam. Wiem, że potem do Jego Faceta pojechaliśmy. Jego rodziców nie było, więc Napalony spał z nim, a ja w pokoju siostry jego. I to było super, bo wstaliśmy koło… 14? Jakoś tak. Spokojnie, bez pośpiechu, w rytmie FTV ruszaliśmy się „rano” celem udania się do centrum handlowego :) Co też nam się udało.
Arkadia wita nas, och ach. Ciot niezliczone ilości. Spotkaliśmy Marcina Edge i Łukasza (tą przegiętą ciotę), którzy nie są już oficjalnie razem. I w ogóle jakaś ciotodrama czy coś. Ale nie wiem, bo nie opowiadali szczegółowo, a nawet jeśli, to nie miejsce na to :)

Zjedliśmy coś w Arkadii i jakoś tak nam wieczór się zaczął. Chłopcy odwieźli mnie do domu i zaraz spać poszedłem.

W poniedziałek rano zawiozłem gazetę do sprzedaży. A potem znów wróciłem na socjologię po szybkich zakupach w Carrefour Reduta, bo miałem meeting wyborczy. Nie wysilałem się. Powiedziałem króciutko, jak planowałem. Lans Bauns Socjologia. I chuj. Potem były wybory. I co się okazało wieczorem? Że ciocia duży eF została oficjalnie członkiem Zarządu Samorządu Studentów Instytutu Socjologii UW oraz członkiem Rady Wydziału Filozofii i Socjologii UW. Czekam na gratulacje.

Potem się wkurzyłem, bo poszedłem na dziennikarstwo i się okazało, że tam już po wyborach i że głosowało… 21 osób. Rozumiecie? 21! Więc się zawziąłem. I tak narodziła się idea Protestu Wyborczego. Jest już strona oczywiście protest-wyborczy.prv.pl i w ogóle. Muszę do piątku (w sumie do poniedziałku, ale do piątku) zebrać 107 podpisów pod protestem. Dzisiaj był pierwszy dzień, jak po wywieszeniu plakatów z adresem i skrótem opisu protestu zbierałem podpisy. Razem z Asią Gąską głównie, ale nie tylko. I mamy połowę wymaganych! Wierzę, że damy radę. Musimy dać.

Oczywiście są kontrowersje. Cz protest ma podstawy i czy coś zmieni. Powiem Wam szczerze. Wierzę w ten protest. W sensie, że wierzę, że jest zasadny i słuszny. I utwierdza mnie też w tym, że jednak ludzie są oburzeni, jak się dowiadują, że były wybory i że głosowało tylko 21 osób z 1,7 tys. uprawnionych… I że wieczorowych się w ogóle pominęło (a ja na sprawy wieczorowych jestem wyczulony, bo na socjologii jestem wieczorowy oficjalnie). No i tak ogólnie to uważam, że mamy szansę wygrać, choć byłby to precedens i wiem, że w Komisji Rewizyjnej jest silna frakcja wspierająca kandydata, który wygrał i Uczelnianą Komisję Wyborczą, przeciw której postępowaniu jest protest oficjalnie. Dam radę.
A jak nie, to – powiem szczerze, jak zwykle na tym blogu – załatwiam dwie sprawy od razu. Po pierwsze: zwracam uwagę studentów dziennikarstwa, że coś takiego jak Samorząd istnieje i że może dużo zrobić i że może dobrze byłoby czasem się zorientować co się dzieje w nim. A po drugie: reklamuję siebie. Tak. Bo ja w tym roku chciałem w wyborach startować, ale mi nie wyszło, bo rzeczywiście nie zauważyłem ogłoszeń wyborczych. Więc robię sobie elektorat na „za rok”. Fakt, że robię sobie też elektorat negatywny na „za rok”, ale to już inna story.

Tak ze spraw studenckich, to jeszcze powiem, że jestem od wtorku oficjalnie studentem III roku socjologii! Jupi! ;)
Jeszcze musiałem zawalczyć o to, żeby mieć zaliczony pierwszy semestr warunkowej psychologii społecznej bez chodzenia na to. Udało się. Czekam na decyzję dziekana Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych (pozytywnie zaopiniowaną przez kierownika studiów) w sprawie możliwości zaliczenia ubiegłorocznej psychologii społecznej w tym roku. W sensie, żeby mi warunku jakiegoś nie dali, czy coś. Będzie dobrze. I dobrze, że nie pamiętają, że już raz mi pozwolili zdawać pół roku później w minionym akademickim…

Kolejne prace wykonałem na Floor-Sitting Party. Muszę je sfotografować i dać na prawdziwą-sztukę.prv.pl. Dam, dam – jak tylko jakiś aparat podłapię. Oczywiście wszystko z myślą o imprezie. Wybrałem już ciasto. To będzie cynamonowiec z jabłkami i bakaliami. Brzmi nieźle, nie? No i mam nadzieję, że będzie smaczne. Pierwszy raz będę robił.
Jeszcze muszę trochę przygotować niejako mieszkanie na F-SP. I nie mam na myśli sprzątania, choć to też mnie czeka – w piątek po zajęciach. Bo przed zajęciami raniutko idę do Jego Faceta, żeby ciasto upiec. A przygotuję je jutro wieczorem. Zaraz po tym jak skończę zbierać podpisy pod protestem. Co zrobię jak tylko skończę korepetycje, które też mam zaraz po zajęciach. A zaraz przed zajęciami spotykam się z Guru Prawa Studencko-Uniwersyteckiego, który chce mi pomóc w sprawie protestu. Chwilkę przed spotkaniem muszę skserować legitymację, żeby Michał mógł przekazać mój wniosek o wpis do stałego spisu wyborów w Warszawie, czy jakoś tak. Żebym mógł na prezydenta Warszawy głosować – to raz, a poza tym, żebym nie musiał sobie zaświadczeń załatwiać, jeśli idzie o wybory kolejne kiedyś-tam.

Tak, jestem zalatany. Tak, lubię to. Ale potrzebuję odpocząć. Bo czeka mnie jeszcze jedna Duża Sprawa. W sobotę mam Walne Zgromadzenie Członków Koła Naukowego. No i nowy numer gazety wypadałoby zacząć robić, prawda? Wypadałoby. Że nie wspomnę o tym, że chcę i ruszę z gazetą na dziennikarstwie. Jakem ciocia Duży eF. Ja bym nie ruszył!?
Ale odpoczynek się przyda. Dlatego pojadę do domu w niedzielę. Mam już bilet. Pomogłem panu na dworcu przy okazji. In inglisz ofkors. Kiedy wrócę? Dobre pytanie. Chyba w sobotę, żeby móc na jakąś imprezę jeszcze iść. Się okaże. Teraz mam internet w domku, więc wiadomo, że będę mógł normalnie w miarę funkcjonować. Oczywiście w stopniu ograniczonym, bo komputer u brata w pokoju i oficjalnie do niego należy, ale niech nie pyskuje :)

To była megablotka. Dziękuję za uwagę.
I dlaczego wszyscy mi cały czas dziękują za jakieś oczywiste sprawy. Przecież wiadomo, że ugoszczę Piotrka, jak nie ma gdzie spać. Albo że pomogę Sebastianowi i Michałowi wejść do Utopii. Kurwa, od tego jestem. Jestem Waszą ciocią i kocham Was. I jak ktoś będzie mi tak w kółko potem dziękował, to się obrażę. Wystarczy jedno dziękuję, pocałunek w dłoń czy coś i już. No. Koniec.

Wypowiedz się! Skomentuj!