Wczoraj miałem pierwsze korki w tym roku akademickim. Liceaistka, chyba lesbijka. Inteligentna, ale z polskiego noga. Bogata rodzina, matka, niczym matrona na kanapie rozłożona. Wszystko to banał. Nawet to, że chce dwa razy w tygodniu (co mnie uszczęśliwia finansowao) nie ma takiego dużeg znaczenia.

Bo ona ma takiego fajnego dres-brata :) Końcówka gimnazjum, początek liceum. Wchodzę do domu, on mi otwiera – myślę sobie: nie… niemożliwe, żebym jego uczył… Szczupły, pociągła twarz, nie-taki-jasny blondyn, krótkie spodenki do kolan, czarne skarpetki, a nie sandały czy inne klapki… Żenial! Po prostu poddać się i już. Ale to nie jego będe uczył. gdybym go zobaczył z grupką znajomych, to pewno bałbym się przejść obok. Ale że był sam… I do tego jeszcze taki megauprzejmy. Dzieńdobry, czy coś do picia? Kawę, herbatę, wodę, sok? Gazowaną czy niegazowaną? Cudownie. Ta perspektywa chyba każdego by ucieszyła: mieć młodego dresa na zawołanie – uprzejmego i w ogóle. Och, ach, jestem zachwycony. Już za tydzień kolejne zajęcia. A tak w ogóle to nie pamiętam jak uczennica ma na imię. Ale ja zawsze mówiłem, że mam problem z zapamiętywaniem imion kobiet… Nikt mi nie wierzył…

Dziś: Floor-Sitting Party. Boże, trochę się stresuję. Bo ja tutaj bloga piszę, u Maćka moje ciasto stygnie (w sumie nie moje, bo to 'Sernik Uli’), w szafie czeka gotowy strój na dress-code 'My Little Princess’… udało mi się załatwić prawie wszystko, co chciałem. Miały być (ze mą) 22 osoby, okazuje się, że będą 3 mniej. Marcin Egde i Łukasz (ta przegięta ciota) złożyli wypowiedzenie, Borys najpierw prosił o możliwość 'sprowadzenia’ Kamila, a potem zrezyngował… No cóż – ich strata. I choć miało nie być o Utopii, to napiszę tylko, że dziś chcę w moim przebraniu iść do Barbie, do Utopii – zobaczymy jeszcze. Mogą mnie nie wpuścić i z tym się liczę. Ale zobaczymy.

A już w niedzielę do domu. Wymyśliłem, że chcę knedle ze śliwkami. Zadzwoniłem do babci dzisiaj – wyraziła zgodę i powiedziała „dla ciebie wszystko”. Czym mnie ucieszyła. Dobrze jest rzadko przyjeżdżać do domu. Jeszcze tylko mamę namówię na krokiety, makaron jakiś z sosem i placki ziemniaczane (za którymi nie przepadam, ale mam brak ziemniaków i czas uzupełnić niedobory potasu).

W Cosmo czy tam innym Joyu zamieścili teraz próbę Estee Lauder Stay-in-Place Makeup. Wykorzystam dziś, a Wam polecam oczywiście. A!!! No i a propos ksmetyków. Krem do depilacji Nair nie jest taki zły. Wydepilowałem nim nogi wczoraj. I jest naprawdę skuteczny. Fakt, że musiałem zużyć po saszetce na nogę, ale tak to jest, jak się coś robi pierwszy raz w życiu. Bo Veeta to ogólnie znamy, polecamy i stosujemy. Nawet na sutki, mimo że odradzają i że potem czasem szczypie przy mocniejszym dotyku. Trzeba cierpieć, żeby być… nie tyle pięknym co powiedzmy: wizualnie nieodpychającym.

Do roboty. Sprzątanie czeka.

Wypowiedz się! Skomentuj!