Jetem już w Warszawie od kilku dni. W Łodzi napisałem blotkę, zapisałem na dyskietkę, ale nic z tego nie wyszło, bo się ona wzięła i uszkodziła. A szkoda, bo ładna była. Blotka, nie dyskietka. No i przez to też większy blogowy zastój.

Co w Łodzi się działo? Ano spotykałem się ze znajomymi, załatwiałem „sprawy służbowe”, wypłatę dostałem, przestawałem pić (przed powrotem do Wawy musiałem), bawiłem się, odpoczywałem, zakupy zrobiłem… Ot, błahostki, które sprawiły, że miło spędziłem te kilka dni. Jak zwykle u Gosi, która zaskakuje mnie wciąż bardzo pozytywnie swoim spokojnym i wyluzowanym podejściem do życia. To naprawdę wzór dla innych jak żyć. Spokojnie, z dystansem, bezstresowo.
Muszę iść na imprezę kiedyś do Honney Bunny w Łodzi. Wygląda bosko.

Wróciłem do Wawy z mnóstwem rzeczy tylko dzięki uprzejmości Gosi i Adama w Łodzi a Napalonych i Piotra w Warszawie. No i Iza do nich dołączyła. Aż ledwo do samochodu wsiedliśmy z tym wszystkim. Torba duża, torba mniejsza, komputer i nas 5… Ale człowiek nie jest taki, coby sobie rady nie dał. Daliśmy.
Tego samego dnia wybrałem się na imprezę z Piotrem :) Inkoguto byłem w Barbie. Ale całkiem nieoficjalnie, bo na Wielki Powrót w piątek byłem przygotowany w wyjątkowy sposób – ze specjalnym strojem i w ogóle. Mimo wszystko wybawiłem się w czwartek niemiłosiernie. I taki jeden ładny bardancer był. I w ogóle. Powrót do życia, do rzeczywistości, do różowości.

W piątek nieco inaczej, bo po całym dniu urządzania pokoju (kiedyś musiałem się rozpakować) znów wybrałem się na imprezę. Znów Piotr mi towarzyszył. I znów Napaleni byli. I Iza. No i Marcin Młody z Piotrem. No mówcie, co chcecie, ale uwielbiam patrzeć na flirtujących ludzi. Uwielbiam. Ukradkiem puszczone oczko, tak żeby nikt nie widział. Muśnięcie dłonią podczas przechodzenia. Niby niechcący otarcie podczas przeciskania się gdzieś tam… Nie oznacza to, że wszystko widziałem tego wieczoru, ale refleksja taka mi się pojawiła.
W ogóle to wybraliśmy się najpierw do Izy, gdzie Napalony mieszka już w sumie chyba dość na stałe. Przynajmniej na razie. Pobawiliśmy się tam trochę, posiedzieliśmy i ruszyliśmy komunikacją publiczną do klubu Idol.

Paradise Reaktywacja – tak mogliby mieć w dopełnieniu nazwy. Och, tyle wspomnień, tyle imprez udanych, tyle wydarzeń… Niesamowicie mi się ten klub i to miejsce kojarzy. Naprawdę miło. Mimo, że – i powiedzmy to sobie szczerze – klub Idol, jak i jego poprzednik w tym miejscu są wyjątkowo nieatrakcyjnymi dyskotekami. Ludzi nie było za wiele – nie to, co za czasów świetności Raju. Och, kiedy to było…
No tak czy owak – ja jak zwykle bawiłem się przednio. Wytańczyłem się, ponabijałem, polansowałem.
A! Bo zapomniałem powiedzieć, że mój strój był taki właśnie ciotolanserski. Czyli, że koszulka biała, na to czarna w serek, srebrny łańcuch z krzyżem w cekiny i śliczny różowy szalik ze srebrnymi nitkami z działu dziecięcego H&M. Fantastyczny jest. Kupiłem w Łodzi. Powiem coś, co rzadko mówię: podobałem się sam sobie. A to już coś.

Potem śmy do Utopi się wybrali. Jak zwykle. Ale niezwykle, bo pierwszy raz od dawna. Dobrze, że Iza miała zaproszenie, bo by mogła nie wejść. Ale Daniel zajęty kłótnią z jakimś młodym mężczyzną zdał się na managera, który przywitał nas, mimo że była z nami także koleżanka Borysa (oczywiście z Borysem), która dołączyła do nas przed wejściem do U.
Impreza była udana. Bardzo nawet. Wpadli Marcin Edge i Łukasz (ta przegięta ciota), Andrzej Oceanblue, Paweł Novy i Serafin, no ogólnie było miło, jak być powinno. Bawiłem się przednio. No i mam wrażenie, że strój wywarł odpowiednie wrażenie. A! I mam nowy obiekt wzdychania. Osiemnasto-jeszcze-letni Robert. Świetnie tańczy, ma pociągłą twarz, szczuplutki, nieźle ubrany. Po prostu fajny chłopak, który chyba zajmie miejsce wcześniejszego mego utopiowego ideału, bo coraz rzadziej widuję takowego w Ciotopii. Potem zjawił się też Damian i – muszę to napisać – zrobiło mi się niezwykle miło, gdy tak rzucił się na mnie i po prostu przytulił mnie, jak przytula się ciocię, która wróciła po długiej nieobecności. Tak szczerze. Tak… właściwie. To było miłe.

W Ciotopii zabawiliśmy do jakiejś 5. Potem wróciłem do domu (oczywiście po drodze odwiedziliśmy pana McDonalda) i poszedłem spać. Po to, by w sobotę wstać i zmierzyć się z nowym komputerem. Musiałem zabezpieczyć wszystkie dane, zainstalować kilkanaście programów – sprawić, by przejście na nowego PCta było dla mnie niemal nieodczuwalne. I jest. Bo działa lepiej :) A poza tym nie mam płyty z Officem 2003 i Quarkiem… Komuś może pożyczałem? Już co prawda wysłałem prośbę o nowe i pewno będę miał, ale do tego czasu nie mam nawet Outlooka, bez którego – przyznaję – ciężko mi funkcjonować. Tak więc prawdę mówiąc, ani do końca nie zrobiłem pokoju, ani komputera. A dzisiaj się tym nie zajmę, bo mam do przeczytania książkę na egzamin.

Natomiast w wczoraj wieczorem oczywiście też wybrałem się na bauns. Najpierw Barbie. Przed 22, bo za darmo. Boże, ile ludzi było! Niesamowite! A ponoć latem w weekedny jest conajmniej średnio. Nie siedziałem jednak dużo w środku, bo czekałem na Joasię Gąskę i Borysa, którzy przyszli z niejaką Kaliną (nazywać ją tu będę Większą z pewnych względów) oraz Jackiem. Napaleni ani Piotrek się nie wybrali, więc ja zabawiałem towarzystwo. A że nie wszyscy wchodzili do Barbie, to sporo czasu spędzałem przed. Za skandal i tragedię uznać muszę fakt, że sprawdzano dowody osobiste! Bo to oznacza, że ta ładniejsza młodsza młodzież nie wejdzie! Skandal. I zgłaszam liberum veto. Po prostu. Fakt, że było mnóstwo ludzi, w tym niesamowite ilości chłopców wartych uwagi i grzechu, nie zmienia faktu, że dowodom osobistym mówimy nie.

No tak, czy owak – Jego Facet sprawił, że w sprawie wejścia do Utopii zgłosiły się do mnie 4 osoby… W tym dwie kobiety. Zapowiadało się niełatwo. Poszliśmy powolnym krokiem, bo myślałem. Wydawało mi się, że Kalina (zwana Mniejszą – i już wiadomo dlaczego) i Grzesiu nie powinni mieć problemu. Raczej udałoby mi się wprowadzić też Wysokiego Kubę, mimo że raz mu odmówiono wejścia. Gorzej miało być z koleżanką Grzesia, której imienia nie pamiętam. Puściłem przodem Borysa z Gąską (miała zaproszenie) i Kaliną Mniejszą. Azjatycka uroda nie mogła jej zaszkodzić przy Danielku. A my poszliśmy niby-razem, niby-osobno. I Daniel oczywiście od razu to wyczuł. I skomentował to, jak ma w zwyczaju. Wpuścił wszystkich poza Grzesiem. Który po prostu wygląda bardzo młodo, choć taki znów młody nie jest. No i z Krakowa. Więc poszedł do hotelu spać. A my się bawiliśmy. Stopniowo wszyscy się wykruszali (spotkałem też Sis, kilka innych osób i w ogóle) aż chwilkę przed 5 ja też wyszedłem. Impreza była okej, ale bez rewalacji. Na początku słabo, ale jednak impreza potem przyspieszyła. Queen Mother macha mi już i uśmiecha się mówiąc „cześć”, gdy przed nią dygam. Jakie to urocze.

Uroczy był też Jacek, nad którym ostatnimi czasy wszystkie cioty debatują. Rzeczywiście, inteligentny. Rzeczwyiście, mądry. Rzeczywiście, atrakcyjny fizycznie. Zwłaszcza, jak zdjął bluzę i został w tej czarnej koszulce. Co też mu powiedziałem. Cudownie dystansował się do tego, co mówiłem o Utopii i jak „uczył się” Utokiety (Utopijna Etykieta, jakby ktoś nie załapał).
No i Grzesiu, z którym mój kontakt został tak brutalnie przerwany przed Utopią był niezwykle atrakcyjny fizycznie. Raz, że rzeczywiście młodo wygląda. A wiadomo, jestem początkującym efebofilem, więc dla mnie to plus. Poza tym miał różową koszulkę, a ja uwielbiam facetów w różowych koszulkach. Był taki słodki i cukierkowy. A to lubię. Więc nie myśląc wiele, nad ranem – będąc już w domu – wysłałem SMSa do Kaliny Mniejszej, żeby podała mi z łaski swojej nr tel do owego Grzesia. Wiem, że ma być do piątku w Wawie, a ja postanowiłem, że byłoby niezwykle miło móc się z nim spotkać. Uprzedzając głupie komentarze – Grzegorz od kilku lat jest w szczęśliwym związku z jakimś mężczyzną, co ostatecznie dowodzi braku niecnych chęci z mojej strony.
Rano zadzwonili. Bo jemu ukradli telefon. Zaproponowałem dzisiaj 19:00. Nie potwierdził.

Najcudowniejszy tekst sezonu letniego, o jakim mnie wczoraj poinformowano: Jak Ciocia wróci, to się w końcu środowisko ogarnie.
Dziękuję, Borys.

[E]

Wypowiedz się! Skomentuj!