Powiem tylko tak… Moje postanowienie o odpoczynku nie udało się. Znów to się stało. Poszedłem spać, mając we krwi pewną ilość alkoholu. Może nie to, że jakąś wielką, bo byłem bardzo zmęczony i nie dałem rady długo siedzieć, ale jednak.
Podobnie było wczoraj. Tylko, że nie byłem zmęczony, więc Absolut Kurant poszedł. UWielbiam tę wódkę. Jest przepyszna. W każdych ilościach.

Poza tym opalam się, znów nadajnik się zepsuł i pojechał do Łodzi. Dzisiaj w nocy będzie wracał. Dzieciaki nareszcie się rozruszały na tyle, że sobie zaczynają robić jaja i się bawią swoim tutaj pobytem. Ot, choćby poprzez przedrzeźnianie moich głupich powiedzonek, czy zamieszczanie moich głupawych fotek na pulpicie Linuksa. A zarazem mają dystans pewien, którego nie przekraczają i to dobrze. Bo jednak jestem tu po to, by ich czegoś uczyć.

We wtorek jadę do Kołobrzegu. Do Aqua Parku i na film jakiś. Zaczynam poważnie zastanawiać się nad tym, czy nie zacząć chodzić na basen w ramach zaliczania w-fu na UW. Tylko nie wiem (i to pytanie do zorientowanych czytelników), czy mogę kupić karnet na dowolonym basenie i korzystać z niego, zaliczając w ten sposób obowiązkowe zajęcia sportowe na UW, czy też muszę korzystać tylko z tych basenów i zajęć, które mi UW daje do dysposycji w USOSie?

Zaczynam poważniej myśleć o nadchodzącym roku. Nie będzie łatwy finansowo. Zwłaszcza na początku, więc planuję jak sobie poradzić. Tym bardziej, że do 700 zł za mieszkanie i internet dojdzie mi jakieś tam 230 zł zaległe u Babci Halyny, o których mi dziewczyny napisały. Nie wspominam o tym, że we wrześniu mam jakieś 5 urodzin do sprezentowania. A kredyt studencki, jeśli dostanę to i tak w grudniu i wyrównują za październik i listopad…
Czuję, że kasa za Rewal nie pójdzie na razie na nic poza rachunkami i życiem bieżącym. Korki, czas na korki. Muszę udzielać dużo drogich korepetycji. Już od pierwszego września ruszam.

Wyjeżdżają stażyści-ratownicy, w tym mój ulubiony Łukaszek. Bo musicie wiedzieć, że z ratownikami mamy niezły kontakt, a jeden szczególnie przypadł mi do gustu. Właśnie Łukaszek. He is sooooo sweet. Mam nadzieję, że jutro pstryknę sobie z nim fotkę jakąś na pożegnanie na plaży. Bez koszulki mam nadzieję, że będzie. Ślicznie się opalił tak w ogóle. Och, ach.

Mój obozowy ulubieniec dzisiaj jednak zdjął koszulkę na plaży, ale tylko na kilka chwil. Ja już śmiało to czynię i opalam swoje ciało. Powiem tylko tyle: to jest dość przełomowe lato dla mnie. A już za jakieś 8 dni kolejne komisyjne ważenie.

Brat ma wpaść do Rewala na jakiś tydzień, ale dopiero koło 11 sierpnia. Wcześniej ja wpadnę do domu na dzień+noc z ósmego na dziewiątego sierpnia. Na króciutko, ale zawsze coś, prawda? Więc nie mogę się doczekać. Fryzjer mnie wzywa. Nie wiem kiedy i gdzie potem się obetnę, bo prosto z Rewala jadę do Łodzi, potem poprawki w Warszawie… Sprawdzałem też już Festiwal Nauki we wrześniu i są w moim Instytucie Socjologii ciekawe zajęcia, na które się wybiorę. Sprawdzałem też wstępnie zajęcia fakultatywne na kolejny rok akademicki. Bo muszę już wybierać coś. I chyba uda mi się jakoś logicznie coś z oferty zabukować. Będę próbował.

Jeśli nadajnik jeszcze raz się zepsuje, to się wkurzę i wyjeżdżam. Bo mif acet od naprawiania nadajnika powiedział, że na 90 proc. nie powinien się już zepsuć. Na 90…

Co tam u Was słychać? Nikt maili nie pisze. Ani SMSów. Ani nic. To już nawet ja wysłałem po raz pierwszy w życiu MMSa na próbę z telefonu służbowego (Gosiu, wybacz :) ), sprawdzam grono, pocztę i nic. No cóż, może to i lepiej. Znaczy bowiem, że nie dzieje się nic złego i nikt nie potrzebuje mojej pilnej pomocy :)

Aha… Dzisiaj chyba wpada do nas szef ratowników. Z czymś mrożonym…

Wypowiedz się! Skomentuj!