To w sumie dziwny dzień. Dziwna noc będzie.
Najpierw powiem tylko, że wczoraj – zgodnie z planem – byłem u Jego Faceta i oglądaliśmy w niewielkim gronie „Straszne Filmy”. Wstałem o 11, zjedliśmy śniadanie, wykąpałem się, ruszyliśmy do Galerii Mokotów. Boże, ile tam było dzisiaj ładnych chłopców. I Tomek był. Zły był. Że Maciek go nie zaprosił na owe filmy. Wziąłem od Piotrka z pracy kartony i zacząłem się dzisiaj pakować.

I niemal skończyłem tak naprawdę. No bo ileż to pakowanie może mi zająć. Wyrzuciłem sporo rzeczy też. Jak to zwykle przy przeprowadzkach bywa. W szafach są już pustki. Tylko w jednej jeszcze są rzeczy do Rewala, bo je spakować muszę w co innego. Jutro to zrobię. Dzisiaj też zdjąłem niemal wszystkie moje prace ze ścian. Zacząłem od „Samica znaczy swój teren”. Potem „Próg samotności” i dalej już poszło. Na samym końcu zdarłem „Rozstanie – dzień po”. Bo ta praca wisiała chyba najdłużej. No i miała szczególe znaczenie. Teraz w pokoju jest tylko komputer, trzy kartony jeden na drugim, jeden mały przed nimi i mała kupka śmieci składających się głównie z pozgniatanych kartek papieru.

A ja się dziwnie czuję. Tak… no jakoś…
Sam nie wiem.

Ej, bo w sumie to jest moje pierwsze mieszkanie. Mało kto pamięta, że na Imielinie mieszkałem półtora miesiąca. Ale na tamto miejsce nie mówiłem „dom”, tylko „miejsce, gdzie teraz mieszkam” – jakbym od początku czuł, że to nie to. A teraz? Zmiana. Zostawiam dziewczyny (które też się w połowie miesiąca przeniosą) i zaczynam inaczej, od nowa. Mam taki „nastrój” po prostu. Szczęśliwice. Piotrek. Chociaż to nie chodzi nawet o miejsce, czy o ludzi. To chodzi o mnie. Oj, bo Bauman ma rację. Chcemy stabilizacji, pewności – a tutaj okazuje się, że nie możemy tego mieć. Musimy być gotowi na ciągłe zmiany. Nawet w tak w sumie banalnej kwestii jak miejsce zamieszkania.

Powinienem się w sumie cieszyć, prawda? Coś nowego, zmiana, przygoda, nowa próba. Ładniejsze mieszkanie, ciut bliżej centrum, no w sumie żyć nie umierać. I pewno będzie dobrze, jak to zwykle ze mną bywa. Ale zanim to wszystko się stanie i zanim się oswoję (tym bardziej, że teraz na dwa miesiące znikam) to jednak musi minąć. Teraz jestem na etapie patrzenia na gołe ściany. I oczywiście, gdy coś się kończy, to nadchodzi refleksja nad tym, co się działo. Więc tak się refleksjuję. Że sporo się działo. To w tym domu wiele się nauczyłem. Bardzo wiele. Przeprowadzka do babci Halyny niemal zbiegła się w czasie z ostatnimi moimi „podrygami” jako „normalnego chłopaka”. W sensie, że tutaj jeszcze spotykałem się z kimś-tam. Potem zmiana pokoju idealnie zbiegła się z Pawłem. A potem już poszło.

Zmieniłem się. Także dzięki mieszkaniu, które mi to umożliwiło. Dało samodzielność w sensie dużej ilości czasu sam-na-sam ze sobą. I swobody działania – goście, imprezy, seks, partnerzy, modlitwa… co tylko chciałem. Dlatego tak cenię te pierwsze doświadczenia. I dlatego chyba tak dziwnie się czuję.

I think it’s time to turn off the music.

Wypowiedz się! Skomentuj!